Ten pierwszy set... Nie wiem co to było
Zawodnicy Effectora w pierwszym secie meczu z Lotosem Treflem Gdańsk dali kompletną plamę. Partia przegrana do jedenastu nie najlepiej wróżyła na dalszą część meczu. Kielczanie udowodnili jednak, że nie do końca są chłopcami do bicia i w dalszej części spotkania postawili się dużo lepszemu rywalowi.
Po inauguracyjnym meczu ze Skrą, rywalem Effectora była kolejna drużyna z czołówki ligi. Podopieczni trenera Dariusza Daszkiewicza obiecywali walkę w spotkaniu z Gdańskiem, lecz to, co pokazali w pierwszym secie daleko odbiegało od ich zapewnień. Bezsilność, zrezygnowanie i proste błędy - tak można opisać pierwszą partię tego spotkania w wykonaniu kielczan. - Zagraliśmy fatalnie w każdym elemencie. Zupełnie nic nam nie wychodziło, a Lotosowi... Im wychodziło wszystko. Stało się tak, że przegraliśmy do jedenastu i chciałbym, żeby nigdy więcej się to nie powtórzyło – mówił po meczu Michał Kędzierski.
Na szczęście była to tylko jednorazowa wpadka, bo kolejne sety wyglądały już dużo lepiej. Kielczanie obudzili się z marazmu i stawiali opór pewnym siebie gdańszczanom. - Znowu trzeciego seta zagraliśmy dużo odważniej. Podobnie jak w meczu z Bełchatowem, teraz również odpaliliśmy dopiero w trzeciej partii. Kluczowe było nasze przyjęcie, które zdecydowanie się poprawiło i świetna gra na środku – komentuje rozgrywający.
Dwudziestojednoletni sypacz zdecydowanie częściej gra środkiem niż jego poprzednicy i patrząc na statystyki Mateusza Bieńka i Andreasa Takvama, śmiało można przyznać, że jest to bardzo korzystna zmiana. - Mając takich środkowych nie mogę do nich nie grać. Zawsze kończą ataki, są w tym elemencie pewniakami. Biją nad blokiem, fajnie omijają przeciwnika, więc staram się jak najczęściej wykorzystać to na boisku – dodaje Kędzierski.