Po skromnej porażce z Lechem Poznań, Korona Kielce znów schodziła z boiska pokonana. Tym razem złocisto-krwiści przegrali z Zagłębiem Lubin. Niestety potwierdziły się obawy, że osłabienia drużyny wpłyną bardzo negatywnie na postawę zespołu na boisku. Korona była w piątek wyraźnie słabsza piłkarsko.

Dla lubinian był to mecz wyjątkowy. Trudno powiedzieć, czy gospodarze zagrali dla Jana Urbana, który po tym spotkaniu miał zostać zwolniony z funkcji trenera. Chyba jednak bardziej chcieli się pokazać nowemu szkoleniowcowi, którym – według wszelkich pogłosek - miał zostać po weekendzie Pavol Hapal. Dodatkowo piłkarzom zostały zamrożone premie na trzy miesiące, co musiało ich zmobilizować do lepszej postawy. Jaki los spotka Urbana po efektownej wygranie, wciąż nie wiadomo. To jednak istotne dla sympatyków z Lubina, a dla kieleckich kibiców najważniejsze jest to, że Zagłębie w piątek rozegrało dobry mecz. Korona za to bardzo słaby.

- Czy był ten wstrząs czy nie, zagralibyśmy tak samo. Wiemy w jakiej jesteśmy sytuacji. Każdy mecz jest dla nas bardzo ważny, podbuduje nas i dzięki temu będziemy wyżej w tabeli. O to nam chodzi. Nie interesują nas premie. Sukcesy sportowe będą z pewnością przychodziły z sukcesami finansowymi. Pierwsze cele są sportowe – mówi Arkadiusz Woźniak, autor trzeciej bramki dla Zagłębia, który wprost szalał na lewym skrzydle. 21-letni piłkarz zaliczył też asystę przy golu Costy Nhaimonesu, a swój udział miał również przy bramce Darvydasa Sernasa (inteligentnie przepuścił piłkę).

Zagłębie w pojedynku z Koroną miało trochę szczęścia, ponieważ dwie bramki zdobyło w sytuacjach, kiedy piłka po odbiciu się od zawodnika gości trafiała pod nogi jednego z graczy Miedziowych. - Czasem takie szczegóły decydują w piłce i my je wykorzystaliśmy doszczętnie. Trener z pewnością podziękuje nam, że zagraliśmy to, czego on zawsze oczekuje - dodaje Arkadiusz Woźniak.

Lubinianie po meczu byli bardzo zadowoleni z tego, co zaprezentowali na boisku. - Dzisiaj pokazaliśmy futbol, jaki chcieliśmy grać od samego początku rozgrywek i jaki musimy grać już teraz. Mamy swoje ambicje i chcieliśmy dziś bardzo wygrać. A do tego pokazać, że potrafimy grać w piłkę – mówi Darvydas Sernas. - My dziś pracowaliśmy dla siebie nawzajem na boisku i dzięki temu wygraliśmy mecz. Było nam to potrzebne.

A Korona? Również była drużyną, stanowiła jedność, ale tego dnia zabrakło jej piłkarskich argumentów, żeby wygrać mecz. Ba! Żeby zdobyć choć jeden punkt. - Od dwóch spotkań nie ma Korony, która przyzwyczaiła kibiców do agresywnej walki na połowie przeciwnika. Wyszliśmy na boisko jakoś bojaźliwie. Po stracie bramki staraliśmy się doprowadzić do remisu, ale to się nie udało, a straciliśmy kolejne dwa gole. To był naprawdę ciężki mecz, w którym praktycznie nic nam nie wychodziło. Nie potrafiliśmy utrzymać się przy piłce i graliśmy jedynie długie podania do napastników – przyznaje Grzegorz Lech.

Trener Leszek Ojrzyński nie mógł wczoraj skorzystać z usług Vlastimira Jovanovicia, Pawła Sobolewskiego i Macieja Korzyma, którzy pauzowali z powodu czterech żółtych kartek. Koronie zabrakło więc walczaka w środku pola, swobodnego technika oraz zadziornego napastnika. Zmiennicy nie spełnili pokładanych w nich nadziei. Słabo wypadł Łukasz Cichos, Michałowi Zielińskiemu piłka zbyt często odskakiwała od nogi. Bez błysku pokazał się także debiutant w ekstraklasie, Bartosz Papka, ale to akurat można zrozumieć. Aktywny był Jacek Kiełb, ale młody pomocnik notował zbyt dużo prostych strat. Na więcej stać także Aleksandara Vukovicia. Dużo słabiej, niż w poprzednich spotkaniach, prezentował się pressing złocisto-krwistych na połowie przeciwnika, co automatycznie przełożyło się groźne ataki Zagłębia na bramkę Zbigniewa Małkowskiego.

- Za bardzo widoczny był w naszej grze brak czterech podstawowych zawodników (z powodu kontuzji nie zagrał również Kamil Kuzera – przyp. red). Oczywiście nie ma co umniejszać chłopakom, którzy ich zastąpili. Każdy walczył i starał się jak najlepiej – tłumaczył dyplomatycznie Tomasz Lisowski. Mecz z Zagłębiem udowodnił jednak całej piłkarskiej Polsce, że poprzednie spotkania Korona wygrywała nie tylko walką i ambicją, lecz również umiejętnościami. I trzeba wierzyć, że po powrocie do składu podstawowych zawodników, gra złocisto-krwistych będzie wyglądała dużo lepiej.

Przed kielczanami dwa mecze na własnym stadionie – z ŁKS-em Łódź i GKS-em Bełchatów. Z beniaminkiem T-Mobile Ekstraklasy Korona zagra w niedzielę, 30 października o godz. 14.30.

Źródło: własne, SportoweFakty.pl, Zagłębie Lubin, korona-kielce.pl

fot. Oskar Patek

------------

Dziękujemy, że jesteś z nami i wspierasz twórczość dostępną na CKsport.pl. Kliknij w link poniżej i postaw naszej redakcji symboliczną kawę.