Dwa lata od pamiętnego półfinału. Korona miała Narodowy na wyciągnięcie ręki
Dokładnie dziś, 17 kwietnia, mijają dwa lata od pamiętnego półfinału Pucharu Polski, w którym Korona Kielce była o krok od awansu do finału na PGE Narodowym. W kuriozalnych okolicznościach odpadła jednak z rozgrywek, a całemu dwumeczowi z Arką Gdynia towarzyszyły olbrzymie emocje. Gino Lettieri wylał całą złość na Radka Dejmka, Mateusz Możdżeń otwarcie skrytykował taktykę trenera, a w rewanżu Włoch zdjął Gorana Cvijanovicia, bo myślał, że miał żółtą kartkę, a w rzeczywistości... pomylił go z innym piłkarzem.
Ale wszystko zaczęło się dwa tygodnie wcześniej - 4 kwietnia 2017 roku. Pierwszy mecz półfinału Pucharu Polski na ówczesnej Kolporter Arenie. Kibice zacierali ręce i już myśleli o finale, bo lada moment ruszała sprzedaż biletów na PGE Narodowy. A Korona pełna mobilizacji, bo półfinał pucharu to osiągnięcie, którego przy Ściegiennego już dawno nie było.
I choć był to wtorek, środek tygodnia, na kieleckim stadionie zasiadło dziesięć tysięcy osób. Na boisku najmocniejszy możliwy skład, a przez dziewięćdziesiąt minut gry masa emocji. Korona wiele razy miała w tym meczu pod górkę, ale po dwóch trafieniach Niki Kaczarawy prowadziła 2:0. Przyszła sama końcówka meczu. 80. minuta - Radek Dejmek traci piłkę na własnej połowie, przejmuje ją Luka Zarandia i w końcówce zdobywa gola kontaktowego. To podrażniło Koronę, ale nastroje były i tak raczej dobre - żółto-czerwoni wygrali mecz 2:1 i mieli zaliczkę przed rewanżem. Gino Lettieri miał jednak inne zdanie.
Na pomeczowej konferencji prasowej całą złość wylał na kapitana Korony, który po tym meczu niemal stracił już miejsce w "jedenastce". Włoch nie ukrywał niezadowolenia, nawet pomimo zwycięskiego meczu. - W Niemczech nie traci się takich goli nawet w okręgówce! Jestem zawiedziony postawą zespołu. Zmiana Kosakiewicza? Bo mi taktycznie nie pasowało - odpowiadał z zaciśniętymi zębami na pytania dziennikarzy.
Prawdziwa eskalacja emocji miała miejsce dopiero jednak dwa tygodnie później - w dniu, od którego mijają dziś równe dwa lata. Koroniarze pojechali do Gdyni zbudowali, z wielką szansą na historyczny sukces. Musieli sobie radzić bez kibiców, którzy mieli wtedy zakaz wyjazdowy na mecze Pucharu Polski. Do Gdyni udali się już dzień wcześniej, samolotem. W rewanżu zagrali osłabieni brakiem podstawowego piłkarza - Jakuba Żubrowskiego, który podobnie jak Oliver Petrak - był kontuzjowany. Zabrakło też Jacka Kiełba...
Przez 85. minut rewanżowego meczu z Arką Korona była już jedną nogą w finale Pucharu Polski. Marzenia zabrał pięć minut przed końcem Marcus da Silva, którzy fantastycznym strzałem zerwał pajęczynę w okienku bramki Zlatana Alomerovicia. A radość i nadzieja zamieniły się w zawód, żal i smutek.
- Wszyscy zastanawiali się, czego ten trener chce. Nikt nie zrozumiał. Ale tego meczu nie przegraliśmy dzisiaj, tylko dwa tygodnie temu, w Kielcach - komentował potem rozżalony Lettieri na konferencji prasowej. W słowach nie przebierał też Mateusz Możdżeń, dla którego ten mecz był początkiem jego końca w Koronie. Zwrócił uwagę na zbyt defensywną taktykę, jaką Lettieri zastosował na rewanż przeciwko Arce. - Środek pola lubił sobie pograć, a my mieliśmy zakaz. Skończyło się, jak się skończyło. Trener chciał, żebyśmy grali długą piłkę na Kaczarawę, albo Aankoura - mówił po spotkaniu pomocnik. - Defensywna taktyka? Graliśmy na dwóch napastników - to z kolei było tłumaczenie Lettieriego.
To właśnie z osobą filigranowego Marokańczyka związana jest kolejna historia, dotycząca tego meczu. Włoski szkoleniowiec pierwszej zmiany dokonał już w 41. minucie meczu. Ściągnął wtedy z boiska Gorana Cvijanovicia, bo myślał, że... ma żółtą kartkę. Wszyscy pracownicy sztabu mówili mu, że się myli, ale Włoch twardo stał przy swoim. Zreflektował się w przerwie, kiedy dopiero uświadomił sobie, że kartonikiem upominany został właśnie Aankour... Ale odwrotu już nie było. Marokańczyk zszedł cztery minuty później, a w 46. minucie Korona miała wykorzystane już dwie zmiany. A mecz przegrała 0:1 i ostatecznie po tym dwumeczu zakończyła swoją przygodę w Pucharze Polski. Co więcej - do końca sezonu nie wygrała już ani jednego meczu. Skończyło się na pięciu porażkach i jednym remisie.
Dwa lata temu w Gdyni Gino Lettieri zdjął Gorana Cvijanovicia w 41. minucie, bo myślał, że ma żółtą kartkę. Cała ławka mu mówiła, że kartkę ma Nabil Aankour. Mógł też spytać technicznego. Ale nie, przecież wiedział.
— Marcin Długosz (@DlugoszMarcin) April 17, 2020
Aankoura zdjął 4 minuty później, w przerwie
fot: Maciej Urban
Wasze komentarze