Środek pola lubił sobie pograć, a mieliśmy zakaz. Ubolewam nad tym
Pomysłem trenera Gino Lettieriego na rewanż z Arką Gdynia było defensywne ustawienie zespołu. Nie zdało to jednak egzaminu, a skromna wygrana 1:0 dała awans rywalom. - Ja osobiście nad tym ubolewam, bo wiemy, jak graliśmy przez ponad 30 kolejek. Środek pola lubił sobie pograć. W Gdyni mieliśmy zakaz, no i skończyło się jak się skończyło – mówi pomocnik żółto-czerwonych, Mateusz Możdżeń.
I kontynuuje: - W środku pomocy nie mieliśmy za bardzo rozgrywać tych piłek. Raz, że boisko, a dwa, że trener tego nie chciał. Życzył sobie, żeby tę drugą piłkę posyłać na Kaczarawę lub Aankoura, grać za linię obrony, bo Arka musi się otworzyć.
REKLAMA
Kielczanom zabrakło nad morzem jakości. - Chcieliśmy wygrać ten mecz wyłącznie walką, zaangażowaniem, a tak się po prostu nie da – nie ma wątpliwości „Możdżu”.
- Tak to wyglądało i tak też przykazał nam trener. Powtórzę: samym zaangażowaniem nie da się osiągnąć tego celu, a tak to miało być. Każdy zerkał co chwilę na ten zegar, który zawsze tyka wolno jeżeli ma się coś do stracenia – opisuje pomocnik Korony.
Gospodarzom wystarczył jeden strzał pod koniec meczu, by marzenia kielczan legły w gruzach. - Ten drugi zespół zawsze kiedyś będzie miał okazję. My też swoje posiadaliśmy, ale ich nie wykorzystaliśmy. Wiedzieliśmy, jak gra Arka, nic nowego nie pokazała – uważa Możdżeń.
- Piłka do boku, a potem walka i 50-50: ktoś tę drugą piłkę zawsze zbierze. Arka nie zagrała niczego nowego. Nie przekładało się to na mega dużo sytuacji i wydawało się, że po prostu dociągniemy to spotkanie – dodaje zawodnik żółto-czerwonych.
Bardzo istotna była także bramka wywieziona przez Arkę z Kielc. - Urok jest taki, że ten jeden gol waży bardzo dużo. Nie uważam, że przegraliśmy tylko tutaj, bo w całym rozrachunku ten gol, którego straciliśmy w Kielcach, miał ogromną wagę – przedstawia gracz kieleckiego zespołu.
Co więc było gorsze: stracenie bramki na Kolporter Arenie czy defensywne usposobienie w rewanżu? - Liczyło się i to, i to. Gdyby przyjechać tu z przewagą 2:0, to spokojniej podchodzi się do meczu. A przy 2:1, to jeden strzał decyduje o wszystkim. Marcus wszedł i trafił idealnie. Na 10 takich piłek pewnie ciężko byłoby mu to powtórzyć i pokonać Zlatana – kwituje Możdżeń.
- Nadal ciężko mi w to uwierzyć. Taka szansa czy to mi, czy chłopakom, czy trenerowi, czy klubowi nie wiemy, kiedy się zdarzy kolejny raz. A bardzo ciężko się na to pracuje – żałuje zawodnik Korony.
I kończy: - Teraz to można gdybać, że jeśliby uniknąć bramki w Kielcach, to byłoby inaczej. Ale to tylko gdybanie.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Pokażmy drużynie ze jestesmy z nia na dobre o na złe
Lettieri zabrał im możliwość gry w finale PP. I tym sposobem okradł ich.
Nie umiemy grać o stawkę, presja blokuje im głowy i nie potrafią podać piłki na 5 metrów.
Panie Możdżeń, chyba trener nie zabronił Ci podawać celnie piłki.
Lietteri przekombinowales i nie potrafisz przyznac sie do bledu.