Wszyscy stanowiliśmy kolektyw. Nie było mowy, aby ktoś uciekał od piłki
- Wiedzieliśmy, że przystępujemy do tego meczu w niepełnym składzie, zmagaliśmy się z licznymi kontuzjami i zawieszeniami z powodu kartek. Zdawaliśmy sobie też sprawę z tego, że nie będzie tu łatwo o wywiezienie korzystnego rezultatu, ale już w meczu z Wisłą Kraków pokazaliśmy, że kiedy razem staniemy z tyłu, to jesteśmy w stanie osiągnąć dobry wynik. Dzisiaj było bardzo podobnie. Moim zdaniem zasłużyliśmy na to zwycięstwo. Wygrał lepszy zespół - oceniał tuż po zakończeniu pucharowego meczu Korony z Zagłębiem obrońca żółto-czerwonych, Bartosz Rymaniak.
Defensor zagrał w tym spotkaniu na nowej, nietypowej dla siebie pozycji. Z powodu kontuzji Adnana Kovacevicia na boisko w 19. minucie meczu wszedł Djibril Diaw, a to oznaczało także zmianę ustawienia: Senegalczyk powędrował na środek obrony, natomiast "Ryman" zajął miejsce w pomocy. - Trener podjął taką decyzję z konieczności. Nie dość, że kontuzje nie omijały nas przed meczem, to jeszcze w pierwszej połowie wypadł "Kova" i trzeba było znowu rotować składem. Tak naprawdę trener nie wiedział kogo postawić na "szóstce", ale finalnie zdecydował się na mnie. W tym meczu cały zespół dobrze funkcjonował. Dzięki temu dużo łatwiej było mi też wejść do gry i przyzwyczaić się na nowej roli na boisku. Wydaje mi się, że wyglądało to co najmniej nieźle - analizował po spotkaniu.
REKLAMA
- Każdy z osobna brał na siebie ciężar gry. Nie było mowy o tym, żeby ktoś uciekał od piłki, wszyscy stanowiliśmy kolektyw. Momentami może troszeczkę za głęboko się cofnęliśmy, ale takie już są elementy gry na wyjazdach. Przed meczem założyliśmy sobie, aby osiągnąć korzystny rezultat i ten cel udało nam się zrealizować - wyjaśnił 27-latek.
- Cały czas trenujemy nad tym, aby ta organizacja gry wyglądała jak najlepiej. Oczywiście, nad tym pracuje nie tylko ta jedenastka, która gra przeważnie w ekstraklasie, ale na zajęciach jest nas 20-23 i każdy dokładnie obserwuje, jak ma wyglądać gra na swojej pozycji. Dzisiaj to było widać, bo każdy zawodnik, który wszedł na boisko, realizował dokładnie to, co do niego należało - zaznaczył.
W drugiej połowie kibice Zagłębia nie oszczędzili byłego kapitana "Miedziowych". W stronę Rymaniaka poleciało z trybun wiele gwizdów. - Zawsze się znajdą tacy, którzy nie darzą mnie zbyt dużą sympatią. Taka jest piłka. Bardzo cieszę się, że wygraliśmy, ale bardzo miło było mi tu wrócić. Mam do tego miejsca duży sentyment, ponieważ przeżyłem tutaj wiele pięknych chwil. Szkoda, że niektórzy ludzie tego nie rozumieją - podsumował obrońca Korony.
fot. Paweł Andrachiewicz
Wasze komentarze