Hala na Żytniej atutem obu zespołów
- Myślę, że mecz mógł się podobać kibicom. Nie było to brzydkie widowisko. Oglądaliśmy sporo celnych rzutów. Pomimo tego, że przegraliśmy to wydaje się, że zagraliśmy nienajgorsze zawody – ocenił spotkanie grający trener UMKS-u Grzegorz Kij.
Kij po meczu narzekał na duże problemy kadrowe swojego zespołu. Z chorobami zmagali się Błażej Jurczyk, Artur Łata i Wojciech Miernik. - W tym meczu nie tylko walczyliśmy z przeciwnikiem, ale także słabościami. Mięliśmy duże problemy zdrowotne, gdyż trzech zawodników było wyłączonych z gry. Wojtek Miernik pojawił się na parkiecie tylko z konieczności. To oczywiście nas nie usprawiedliwia, podjęliśmy jednak walkę na tyle, na ile potrafiliśmy – przyznał Kij.
Szkoleniowiec kielczan wskazał także przyczynę dzisiejszej porażki z Rosasportem. - Był problem obroną rzutów trzypunktowych, zwłaszcza Kardasia i Wróbla. Jest naprawdę dużą sztuką trafiać z takich sytuacji na obcej hali, a obaj prezentowali ponad 50 procentową skuteczność. Na zbiórkach nie było tragedii. Bardzo dobrze kryliśmy radomian, dlatego dużej krzywdy nam nie robili. Widać jednak było, że brakło nam trochę siły. Szkoda, bo mieliśmy szansę powalczyć z Rosasportem – żałował trener.
Grzegorz Kij był jednak zadowolony z poziomu widowiska jakie zaprezentowały oba zespoły - Myślę, że mecz mógł się podobać kibicom. Nie było to brzydkie widowisko. Oglądaliśmy sporo celnych rzutów. Pomimo tego, że przegraliśmy to wydaje się, że zagraliśmy nienajgorsze zawody w porównaniu z tym, co zaprezentowaliśmy tydzień temu w Limanowej – zakończył szkoleniowiec kielczan.
Bardzo zadowolony z gry swojej drużyn był trener gości Piotr Ignatowicz. - Widać było po pierwszej kwarcie, że to nie był dla nas spacerek. Naszym atutem jest jednak to, że staramy się grać równo przez całe 40 minut spotkania. Cały czas powtarzam swoim zawodnikom, że grając swoją koszykówkę w pewnym momencie na pewno dopadniemy przeciwnika lub odskoczymy rywalowi, jeżeli już wcześniej prowadziliśmy. Tak właśnie było dzisiaj, gdy przegrywaliśmy nawet dziesięcioma punktami. Jednak w ciągu kilku minut zdołaliśmy poprawić obronę. Dobrą zmianę zaliczył Tomasz Wróbel, który całkowicie odmienił oblicze zespołu. W drugiej kwarcie udało się wypracować przewagę, którą kontrolowaliśmy do końca spotkania – mówił szkoleniowiec Rosasportu.
Trener radomian przyznał także, że jego zespół bardzo dobrze czuje się na hali przy ulicy Żytniej. – Ten obiekt znamy bardzo dobrze. Graliśmy już tutaj naprawdę dużo razy, dlatego niemal czujemy się jak u siebie. Zobaczymy jak będzie na Śląsku, gdzie czekają nas zupełnie inne warunki. Jest tam kilka dobrych zespołów jak Alba Chorzów, czy nawet Mickiewicz Katowice, który ma bardzo nietypową halę – powiedział opiekun gości.
Ignatowicz wypowiedział się także na temat szans zespołu na utrzymanie fotela lidera drugiej ligi. - Zdajemy sobie sprawę z tego, że kiedyś może przyjść taki dzień, że nie będziemy trafiali za trzy punkty z taką częstotliwością. Mamy jeszcze bardzo dużo ciężkich meczów, m.in. na Śląsku czy w Częstochowie. Wszystko wygrywamy, ale wielu czeka kiedy ta seria zostanie przerwana. Mam nadzieję, że będzie trwała jak najdłużej. Wiadomo, że jak się przydarzy ta pierwsza porażka, to może z nas nieco ujść powietrze – zakończył szkoleniowiec Rosasportu.