Znowu w Warszawie im nie wyszło...
Błyskawiczne trafienie Korony, potem trzy gole Legii, dwie czerwone kartki dla kielczan, bramka kontaktowa w końcówce spotkania i w końcu dwa gole legionistów. Oj, działo się dzisiaj przy Łazienkowskiej... Niestety, mecz zakończył się wysokim zwycięstwem gospodarzy 5:2 (1:1).
Legia musiała, Korona tylko mogła. Warszawianie w ostatnich meczach zawodzili, ale głównie na wyjazdach - przy Łazienkowskiej piłkarze stołecznego klubu spisywali się już bardzo dobrze. A "złocisto-krwiści" w Warszawie jeszcze nigdy nie wygrali. Ba! Nie zdobyli tam nawet gola. Dzisiaj miało się to zmienić...
I wystarczyło kilkadziesiąt sekund, żeby kielczanie przełamali tę fatalną nieskuteczność. Już w 2. minucie meczu Korona wyszła na prowadzenie! Piękną szarżę prawą stroną przeprowadził Jacek Kiełb. Pomocnik Korony dośrodkował w pole karne, tam Maciej Iwański nabił Ediego Andradine i piłka poleciała prosto pod nogi niepilnowanego Krzysztofa Gajtkowskiego. Snajper Korony uderzył z woleja z pierwszej piłki, futbolówka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do siatki obok całkowicie zaskoczonego Jana Muchy.
Ta bramka zaszokowała przy Łazienkowskiej niemal wszystkich - chyba nawet szczęśliwego zdobywcę gola, który raczej nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Legioniści wzięli się jednak do roboty i zaczęli szturmować bramkę Radosława Cierzniaka. Ale kielczanie też mieli swoje okazje. W 11. minucie błąd Muchy mógł wykorzystać Edson - bramkarz Legii wybiegł za daleko, Brazylijczyk spróbował strzelić z dystansu, ale uderzył niecelnie.
Chwilę później fantastyczną okazję mieli gospodarze - strzał Piotra Gizy świetnie obronił jednak Cierzniak. Swoją szansę miał też Maciej Rybus, ale z dystansu minimalnie chybił. Mecz obfitował w wiele sytuacji podbramkowych - emocji było naprawdę sporo, tak samo jak składnych akcji z obydwu stron. Nikt nie mógł narzekać na nudę.
Trzeba jednak przyznać, że przeważali legioniści. I to w końcu skończyło się bramką wyrównującą. W 30. minucie Giza dośrodkował z prawej strony, Bartłomiej Grzelak świetnie przyjął piłkę, obrócił się z nią i strzelił tuż obok Cierzniaka. A zaraz potem jedyny napastnik Legii na boisku znów stanął przed świetną szansą, lecz tym razem golkiper "złocisto-krwistych" wyszedł zwycięsko z opresji.
Później tempo meczu osłabło. Kibice Legii, którzy nie prowadzili zorganizowanego dopingu, ironicznymi okrzykami "ole!" komentowali spokojne rozgrywanie piłki na własnej połowie przez piłkarzy Jana Urbana. A Korona mogła znów wyjść na prowadzenie. W 42. minucie Gajtkowski próbował zaskoczyć Muchę uderzeniem z dystansu, lecz bez powodzenia - piłka przeleciała obok prawego słupka bramki. Chwilę później gola mógł zdobyć również Vuković, ale z kilku metrów fatalnie spudłował. I do przerwy był remis.
W drugiej połowie przeważali legioniści. W 55. minucie gospodarze byli bliscy zdobycia gola. Po rzucie wolnym świetnie w polu karnym odnalazł się Inaki Astiz, ale jego uderzenie zablokował Jacek Markiewicz. Kielczanie nie byli jednak chłopcami do bicia - mieli też swoje szanse, ale grali bardziej nieporadnie niż warszawianie. Zresztą, postawa obu drużyn była dużo mniej efektowna niż w pierwszej odsłonie spotkania. Legia i Korona przede wszystkim nie chciały stracić gola. Ale tylko do czasu.
Bo gospodarze w końcu bramkę zdobyli. W 68. minucie legioniści wykorzystali złą pułapkę ofsajdową "złocisto-krwistych". Koronę załatwili zmiennicy - Sebastian Szałachowski podał do Marcina Mięciela, a ten nie atakowany przez nikogo spokojnie uderzył tuż obok Cierzniaka. A to dopiero był początek...
Cztery minuty później było już 3:1. Rybus świetnie dośrodkował z lewej strony, Cierzniak został w bramce, a Mięciel z pięciu metrów wpakował piłkę do siatki. I wtedy stało się najgorsze - Gajtkowski obraził sędziego głównego. Arbiter był oddalony o kilkadziesiąt metrów od "Gajtka", ale słowa napastnika Korony usłyszał sędzia techniczny. I przekazał je sędziemu głównemu, a ten ukarał Gajtkowskiego najpierw drugą żółtą, a zaraz potem czerwoną kartką.
Na arbitra rzucili się piłkarze Korony. Najwięcej z Mirosławem Góreckim dyskutowali Nikola Mijailović i Vuković. Efekt? "Vuko" też wyleciał z boiska... W rezultacie Vuković nie będzie mógł zagrać w kolejnym arcyważnym spotkaniu kieleckiego zespołu - w najbliższy piątek z Wisłą Kraków.
Ale piłkarze Marka Motyki nie poddawali się i w 82. minucie zdobyli kontaktowego gola! Kiełb świetnie zagrał do Pawła Sobolewskiego, a ten w sytuacji sam na sam uderzył przytomnie obok wybiegającego z bramki Muchy. To mógł być kolejny punkt zwrotny meczu. Ale tak się nie stało...
Bo czwartego gola zdobyli legioniści. W 84. minucie Iwański świetnie wypatrzył Szałachowskiego, a ten z ogromnym spokojem podciął piłkę nad Cierzniakiem. Chwilę później było już 5:2 - Marcin Smoliński uderzył z dystansu, futbolówka odbiła się słupka i wpadła do siatki...
Legia Warszawa - Korona Kielce 5:2 (1:1)
Bramki: Grzelak (30'), Mięciel (68', 72'), Szałachowski (84'), Smoliński (86') - Gajtkowski (2'), Sobolewski (82')
Legia: Mucha - Rzeźniczak, Choto, Astiz, Komorowski - Radović (46' Szałachowski), Iwański, Giza, Jarzębowski (75' Smoliiński), Rybus - Grzelak (46' Mięciel)
Korona: Cierzniak - Kuzera (77' Sobolewski), Hernani, Markiewicz, Mijailović - Kiełb, Wilk, Vuković, Edson (81' Kal) - Gajtkowski, Edi (86' Zganiacz)
Żółte kartki: Iwański, Choto (Legia) - Gajtkowski, Wilk (Korona)
Czerwone kartki: Gajtkowski, Vuković (Korona)
Sędzia: Mirosław Górecki.
Wasze komentarze
sedzia jakis za bardzo delikatny chyba, juz mogl sobie dac spokoj, swoja droga ciekawe co vukovic mu powiedzial