"Vuković" na trasie X Cracovia Maraton
Miało być łamanie 4 godzin, sukces, łzy na mecie, euforia... Wyszło łamanie kołem, tortury, złość, frustracja, ból i rozczarowanie. 12 tygodni ciężkiego treningu, kilka startów w półmaratonach i w 12-godzinnym biegu sztafetowym w Bochni miały być solidnym przygotowaniem przed maratonem.
Pewnie tak było. Trener dokonał cudów, sprawił, że poczułem się kimś wyjątkowym.
Wszystko poszło nie tak, plan rozsypał się po 12 kilometrach. Balonik z czasem 3:45 robił się coraz bardziej odległy, malał i malał... Co ja sobie myślałem! Mój drugi maraton, waga ciężko śmieszna jak na ten królewski dystans. Chciałem zaryzykować, poczuć się zwycięzcą, dotknąć ręką nieba, wzlecieć, unieść się choć na chwil kilka. Co ja sobie, do cholery, myślałem!
Jest półmetek, człapię, wlokę się za innymi. Walczę, bronie się, to znów poddaję... Na 23. kilometrze schodzę z trasy, dzwoniąc do małżonki z informacją, że to koniec przygody i marzeń. Czuję się jak oszust, podły oszust.
Słowa, jedno słowo, ton, z jakim usłyszałem je w słuchawce, dźwięczy mi do dziś. Usłyszałem w nim moje marzenia, nadzieje, rozpacz, otuchę, złość, wsparcie. Nie... Schowałem telefon do kieszeni, zacisnąłem zęby, pięści, pośladki – wszystko, co mogłem zacisnąć – i wróciłem na trasę.
Na 32. kilometrze, idąc pod niewielkie wzniesienie, napisałem smsa: „32 biegnę dalej”. Biegłem, czasem szedłem, ból w pachwinach nie pozwalał na cięższy wysiłek. Gdzieś na 34. kilometrze poczułem lekkie dotknięcie w ramię "Co jest? Nie stoimy, biegniemy!". Cichy, aksamitny głos był jak niedzielny, rześki poranek. To dziwne, ale właśnie tak to odebrałem. Błogość, spokój, bez tego wysiłku, bólu i zmęczenia. Poskarżyłem się na skurcze pachwin, raczej wykpiłem od zmuszenia się do większego wysiłku.
Poskutkowało! Kilkaset metrów człapałem za Sylwią, czułem, jakby kilkoro bliskich mi ludzi biegło tuż obok mnie w ciszy i milczeniu. Ich obecność pozwalała zrywać się do biegu, choćby na niecały kilometr, by znów przejść do marszu. 37. kilometr – napadła mnie kobieta! Kazała się nie poddawać, prawie płakała trzymając mnie za rękę, wlała we mnie tyle energii, by dobiec te ostanie 5 kilometrów. Spotkałem ją jeszcze na trasie kilka razy. Biegła ze mną, robiła zdjęcia. Nic się nie liczyło – zmęczenie, ból, to był już pikuś. Błonia to najlżejszy odcinek maratonu, jaki tego dnia przebiegłem, i zarazem najpiękniejszy. Piotrek, dziękuję.
Meta. „Życiówka” poprawiona o 34 minuty. Ha ha ha, było z czego poprawiać. Wynik mizerny, złość, wstyd , rozczarowanie – jak najszybciej schować się, uciec, zniknąć. Padłem na tylne siedzenie samochodu i usnąłem. Kiedy się ocknąłem, wiedziałem, że wrócę na trasę kolejnego maratonu, by udowodnić sobie, że potrafię ją przebiec od A do Z, na mecie podnieść ręce i głowę do góry w triumfie i radości! Bo krwista czerwień do czegoś zobowiązuje.
Bartłomiej Kozłowski
Dziewięcioro zawodników Kieleckiego Klubu Lekkoatletycznego ukończyło X Cracovia Maraton. Zwyciężył Kenijczyk Kyeva Cosmas Mutuku w czasie 2:12:20. Bieg ukończyło 3197 zawodniczek i zawodników.
Wyniki:
Kobiety:
1 GAMERA-SHMYRKO TATIANA, UKR 02:28:14
2 STARAVOITAVA NASTASSIA, BLR 02:34:08
3 DAMANTSEVICH MARYNA, MINSK BLR 02:35:22
...
214 SKUTA SYLWIA, POL KKL KIELCE 04:40:49
Mężczyźni:
1 KYEVA COSMAS MUTUKU, KEN 02:12:20
2 RUTTO STEPHEN KIPCHUMBA, ELDORET KEN 02:13:15
3 KIPCHIRCHIR VINCENT, KEN 02:14:08
...
124 CIEŚLIK ZBIGNIEW, POL KKL KIELCE 03:01:54
208 RAKOCZY MARCIN, POL KKL KIELCE 03:10:06
452 STĘPIEŃ ZENON, POL KKL KIELCE 03:24:33
518 ODO ROBERT, POL KKL KIELCE 03:27:51
1074 BĄK ADAM, POL KKL KIELCE 03:45:48
1153 KUSIAK PIOTR, POL KKL KIELCE 03:47:48
1666 CHYLIŃSKI WOJCIECH, POL KKL.KIELCE 03:59:52
2719 KOZŁOWSKI BARTŁOMIEJ, POL KKL KIELCE 04:42:28
Źródło: własne, KKL Kielce
Wasze komentarze
Gratki za przebiegnięcie. Jeśli się nie biega zawodowo, to wynik ma drugorzędne znaczenie.