Trofea, zwolnienia i rodzinny dramat. Osiem lat Leszka Ojrzyńskiego poza Kielcami
Leszek Ojrzyński wraca na ławkę trenerską Korony Kielce. 49-latek wyrobił sobie w stolicy województwa świętokrzyskiego dobre nazwisko, które prowadziło go w tym ponad ośmioletnim rozbracie ze Ściegiennego 8, przez kilka klubów i wiele doświadczeń na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce.
Pierwsze lata po odejściu…
Po bolesnym dla kieleckich sympatyków rozstaniu z Koroną, które miało miejsce na początku sierpnia 2013 roku, Leszek Ojrzyński znalazł zatrudnienie w szeregach ligowego rywala żółto-czerwonych – Podbeskidzia Bielsko Biała. Pod Klimczokiem spędził dwa sezonu, a jego przygoda zakończyła się wraz z brakiem awansu do grupy mistrzowskiej Ekstraklasy – 49-latek pożegnał się z posadą 30 kwietnia 2015 roku.
Praca w Bielsku została doceniona jednak przez władze Górnika Zabrze, które wraz z początkiem sezonu 15/16 powierzyły zespół, urodzonemu w 1972 roku, szkoleniowcowi. Niestety, zabrzanie grali zdecydowanie poniżej oczekiwań, gromadząc średnio 1,05 punktu na mecz. Tak mizerny dorobek i miejsce w tabeli popchnęło włodarzy klubu do zmiany trenera.
„Najpiękniejsze chwile w pracy trenerskiej”.
Nowy szkoleniowiec kielczan wraca na stare śmieci bogatszy o dwa krajowe trofea. Ciechanowianin wywalczył je za sterami Arki Gdynia, do której trafił po nieudanej przygodzie na Śląsku, w dwóch kolejnych kampaniach z rzędu. W sezonie 16/17 zwyciężył z Lechem Poznań w finale Pucharu Polski, a kilka miesięcy później triumfował z Legię Warszawa w Superpucharze.
To właśnie epizod na Pomorzu był najbardziej owocny dla 49-letniego trenera. Poza wzbogaceniem klubowej gabloty, poczuł również namiastkę większej piłki, doprowadzając gdynian do 3. rundy kwalifikacji Ligi Europy. - Najpiękniejsze chwile w pracy trenerskiej przeżyłem w gdyńskim klubie – mówił po opuszczeniu Arki w 2018 roku.
Rodzinny dramat i powrót do piłki.
Z Gdyni wyruszył w kierunku południowego – wschodu, trafiając do Wisły Płock. Nieszczęśliwa przygoda na Mazowszu zakończyła się już po czterech miesiącach w wyniku rodzinnej tragedii. Leszek Ojrzyński stracił żonę i na ponad półtora roku zniknął z trenerskiej karuzeli.
Szansę powrotu na piłkarskie salony umożliwiła Stal Mielec. - Jestem już gotowy, by wrócić na ławkę trenerską. Poczuć tę adrenalinę po półtorarocznej przerwie. Kocham piłkę. Brakuje mi tego stuprocentowego zaangażowania. Wsiąknięcia w klub. Rozważę każdą ciekawą propozycję, bo nie ma już co czekać. Szczególnie, że trzeba zaopiekować się dzieciakami, a człowiek nie będzie wiecznie żył z oszczędności – mówił przed parafowaniem umowy.
W Mielcu nie zagrzał jednak długo miejsca. Władze klubu zdecydowały się na zaskakującą decyzje, zwalniając Ojrzyńskiego na sześć kolejek przed końcem sezonu. Posunięcie włodarzy Stali wywołało spore poruszenie wśród opinii publicznej. 48-latek trafił do ekipy beniaminka ekstraklasy w listopadzie 2020 roku i dostał w pełni skonkretyzowane zadanie – utrzymanie Stali na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Pod jego wodzą biało-niebiescy rozegrali 15 meczów. Trzy zakończyły się zwycięstwami, siedem remisami, a pięć - porażkami. Mielczanie traci w tamtym czasie zaledwie jeden punkt do bezpiecznego miejsca, mając w zanadrzu jedno zaległe spotkanie.
Od tego czasu Leszek Ojrzyński pozostawał bez pracy. Angaż w Koronie nadszedł po ponad ośmiomiesięcznym rozbracie z futbolem. To drugie podejście na ławkę trenerką kielczan. W czasie pierwszego epizodu 49-latek poprowadził złocisto-krwistych w 66 spotkaniach. Na co założyły się trzy, niepełne, sezony w najwyżej klasie rozgrywkowej. W tym ten historyczny z kampanii 11/12, w którym jego „banda świrów” była rewelacją ligi i piątą siłą Ekstraklasy.
fot. Maciej Urban