"Koroniarze". Rusza przedsprzedaż książki o Koronie Kielce!
Rusza przedsprzedaż książki „Koroniarze” - zbioru luźnych historii i anegdot opowiadanych przez piłkarzy, trenerów i ludzi związanych przez lata z Koroną Kielce. Patronem medialnym publikacji jest CKsport.pl.
Korona Kielce przez długi czas rywalizowała na niższych szczeblach rozgrywkowych, kolejne awanse do drugiej ligi przeplatały się z powrotami do trzeciej. W klubie często brakowało pieniędzy. Marian Puchalski, Jan Majdzik, Jan Czarnecki, Andrzej Jung, Henryk Kiszkis, Sławomir Wojtasiński, Tomasz Tokarczyk, Marek Parzyszek czy Paweł Kozak to lokalni bohaterowie dawnych lat i legendy klubu. Zespoły trenerów Gozdura, Hermanowicza, Palika i Gąsiora są wspominane przez kielczan do dzisiaj.
Wraz z przyjściem do klubu Kolportera i wywalczonym za kadencji trenera Wieczorka awansem do Ekstraklasy zaczęli pojawiać się w nim zawodnicy z zewnątrz, znani dzisiaj szerszej publiczności. Paweł Golański, Hermes, Hernani, Edi Andradina, Nikola Mijailović, Aleksandar Vuković to postacie, które trwale wpisały się w historię całej Ekstraklasy. Korona może nigdy nie święciła wielkich triumfów na najwyższym szczeblu, ale często potrafiła się czymś wyróżnić. Tak było za czasów ekipy Wieczorka i Grzegorza Piechny, ale i kilka lat później, gdy pojawiła się „banda świrów”.
Fragment książki:
Polonia ze Stanów miło przyjęła piłkarzy, choć niektórzy traktowali ich, jakby przylecieli z trzeciego świata. Kielczanie jeździli na różne spotkania i imprezy. Wszędzie przygotowano tę samą „niespodziankę” – bigos, kiełbasę, gołąbki i pierogi. Po kilku dniach każdy rzygał na widok rodzimych specjałów.
Koroniarze mieli do dyspozycji autobus, którym kierował gość z Ameryki Południowej – William. Pewnego razu zawiózł zawodników na dyskotekę. W klubie, jak to w klubie – rozluźnienie i zabawa w rytm muzyki. Willy też się wczuł, robiąc wygibasy na parkiecie. Chwilę później poszedł do baru i wziął sobie drinka. Potem drugiego. Widząc to, Koroniarze zaczęli zastanawiać się, jaki jest limit alkoholu w Stanach. „Pewnie większy” – stwierdzili, olewając temat. Pół godziny później wesoły kierowca zaczął jednak walić wódę. Potem częstował wszystkich piwem. No i urżnął się tak, że nie mógł iść.
Siłą rzeczy pojawił się problem dotyczący powrotu do hotelu. Trzeba było improwizować i postanowiono, że autobus poprowadzi Edi.
Wokół Koroniarzy kręcił się wtedy taki jeden kibic. Widząc Ediego za kółkiem, nie mógł uwierzyć w to, że zaraz będzie kierował.
– On będzie prowadził?!
– No a co, dziwota? – Kielczanie panowali nad sytuacją.
Z pozoru plan wydawał się szalony, ale spokojnie – Brazylijczyk posiadał odpowiednie uprawnienia. Jego tata był kierowcą i gdyby nie piłka, pewnie poszedłby w jego ślady.
Największym problemem okazało się włączenie GPS-u. To nie były jeszcze te czasy, gdy w 10 sekund odpala się go w telefonie. Na Willy’ego, którego wpakowano do autobusu, nie można było liczyć, bo usnął. Gdy się przebudził, zamiast pomóc, zaczął wydzwaniać do szefa i córki, dając do zrozumienia, że uprowadzili go jacyś Polacy. Kielczanie przejęli słuchawkę i zaczęli rozmawiać z tym pierwszym.
„Przepraszam bardzo. On jest alkoholikiem. Zamówcie taksówki, zwrócę koszty. Tylko weźcie go ze sobą. I spiszcie adres, gdzie zostawiacie autobus” – powiedział.
Edi przejechał nim kawałek, kręcąc się w kółko, a później faktycznie wzięto taksówki. Następnego dnia Willy otrzymał karteczkę z lokalizacją i poszedł po pojazd. Jak się okazało, podchmielony woził Koroniarzy już wcześniej.
– Ogólnie przez długi czas nie wiedzieliśmy, z jakiego on jest kraju. Uznaliśmy, że to Amerykanin. Próbowaliśmy z Hernanim porozumieć się z nim po angielsku, ale było ciężko. Dopiero na koniec zgrupowania dowiedzieliśmy się, że gość mówi po hiszpańsku – wspomina z uśmiechem Edi.
Tamtego wieczora Edi z Hernanim mieli też małą scysję z ochroniarzami pracującymi w odwiedzonym przez kielczan lokalu. Brazylijczycy wyszli na chwilę na zewnątrz. Chcieli wrócić tym samym wejściem, ale pojawił się problem, bo nie mieli opasek. Ochroniarze nie przyjmowali żadnych tłumaczeń. W dodatku chyba nie spodobał się im kolor skóry Koroniarzy. Wywiązała się kłótnia. Goście mieli po 100 kilogramów, ale wkurzony Hernani gotów był się z nimi napier*****. Brazylijczykowi waga potencjalnego oponenta nie robiła żadnej różnicy. Przez wiele lat trenował muay thai i wiedział, co w danej chwili trzeba zrobić. „Scotty” sam nigdy nie szukał zaczepki. Nie był jednak gościem, który w sytuacjach podbramkowych stoi i się patrzy. Podobnie na murawie – nigdy się nie pieścił. Tamtego dnia Edi odciągnął go jednak od miejsca spięcia, zapobiegając konfrontacji.
***
Paweł Jańczyk o książce:
„Koroniarze” to wyjątkowa książka, bo i historie opisane w niej są absolutnie wyjątkowe. Większość z nas zna „bandę świrów”, czasy Kolportera czy Suzuki Areny, ale Korona to ponad 45 lat historii. Historii znakomitych, cudownych, wesołych, ale też tragicznych. Wszystkie je znajdziecie w „Koroniarzach”. Ja po przeczytaniu tej książki mam wrażenie spełnienia zupełnego, nie brakuje mi niczego. Kłaniam się w pas Mateuszowi za pracę, jaką wykonał przy zbieraniu materiałów. To absolutny „must have” wszystkich kibiców Korony, to książka, która na półce musi stać w honorowym miejscu.
Dariusz Wikło o książce:
Takiej książki o Koronie jeszcze nie było. Autor zadał sobie trud dotarcia do wielu ludzi, którzy od 1973 roku tworzyli i nadal „piszą” historię sekcji piłkarskiej klubu. Efektem są ich unikalne wspomnienia, fascynujące opowieści i anegdotki. Jeśli ktoś ma Koronę w sercu, bezwzględnie powinien dać się ponieść Mateuszowi Michałkowi w magiczny złocisto-krwisty świat. Bez wątpienia warto.
***
Na treść „Koroniarzy” złożyły się rozmowy z ponad 60 osobami. Książka jest wydawana samodzielnie przez Mateusza Michałka z portalu Transfery.info.
Liczba stron: 380 plus wkładka ze zdjęciami
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Cena: 44,99 zł plus przesyłka
Książkę można zamówić na www.koroniarze.com.
Wasze komentarze