Kiedy wygraliśmy pierwszy mecz z Koroną, czułem się bardziej jako przegrany
Bartosz Kwiecień opuścił Koronę Kielce w lipcu 2017 roku po tym, jak Jagiellonia Białystok aktywowała opiewającą na 400 tysięcy złotych klauzulę odstępnego zawartą w jego kontrakcie. Wówczas bardzo wzburzyło to prezesa kielczan, Krzysztofa Zająca. Przed sobotnim meczem żółto-czerwonych z „Jagą” porozmawialiśmy z „Kwiatkiem” i wróciliśmy m.in. do tamtych chwil. - Sportowo był to duży krok do przodu, o czym świadczy chociażby wywalczone wicemistrzostwo – mówi nam piłkarz zespołu z Podlasia.
REKLAMA
Załóżmy, że znów mamy lipiec 2017 roku. Z transferem z Korony do Jagiellonii postąpiłbyś tak samo?
- W gruncie rzeczy postąpiłbym tak samo. Zmieniłbym tylko jedną kwestię. Przed transferem powiedziałbym o tym władzom Korony i chłopakom w szatni. Wszystko działo się jednak bardzo szybko, Jagiellonia była bardzo zdecydowana w działaniach.
Nie miałeś czasu na zastanowienie się? Transfer trzeba było dopinać od razu?
- Po południu dostałem zapytanie, czy chcę zmienić barwy klubowe. Powiedziałem, że wstępnie jestem zainteresowany. Na drugi dzień chciałem iść do prezesa Korony i mu o wszystkim powiedzieć, ale w tym czasie Jagiellonia już wpłacała pieniądze.
Krzysztof Zając powiedział, że zachowałeś się „nie fair”. Próbowałeś to wyjaśnić?
- Zostawiłem to. Uważałem, że nie było sensu tego ciągnąć. Zawsze łatwo zrzucić wszystko na jedną stronę.
A mi kończył się kontrakt i nikt ze mną nie rozmawiał o jego przedłużeniu. Zresztą, widać to do tej pory. W Koronie zawodnicy często mają tylko pół roku ważnej umowy i nikt z nimi nie rozmawia. Zastanawiałem się, co by było gdybym złapał poważną kontuzję. Przedłużyliby czy zostawili na lodzie?
Po wszystkim poszedłem do prezesów Paprockiego i Zająca, kupiłem dobry alkohol i po prostu podziękowałem za wszystko. Już tego nie odwrócę. A w słowa prezesa nie wnikam, to jego opinia i ma do niej prawo.
Bolało cię całe to zamieszanie?
- Kibice, z którymi mam kontakt do dzisiaj, wiedzą, jak wyglądała ta sytuacja. A osoby, które nie znają szczegółów i lubią tylko krytykować, zawsze twierdzą, że jest źle. Nie spodziewałem się jednak tego, bo zawsze szanowałem Koronę i oddawałem jej dużo. Choć zbyt wiele w niej nie pograłem, to zawsze byłem takim żołnierzem. Nie zamierzam się tłumaczyć. Postąpiłem w ten sposób i nie żałuję tego ruchu. Sportowo był to duży krok do przodu, o czym świadczy chociażby wywalczone wicemistrzostwo.
Prezes Zając mówił też wtedy, że miałeś być twarzą nowej Korony. Widziałbyś się w tej roli z perspektywy minionych prawie dwóch lat?
- Jest coś w tym, że chciałbym być taką twarzą tak jak powiedział prezes, ale życie napisało jednak inny scenariusz. Niektórych spraw być może nie dogadałem. Mogłem kogoś poprosić, żeby się wstrzymać. Błędy młodości. To był mój pierwszy transfer, nie wiedziałem wszystkiego o tym, jak to się odbywa.
No ale co do tej twarzy nowej Korony… Wy o tym wiedzieliście, ja o tym nie wiedziałem. Nic na to nie wskazywało, nie dostałem oferty kontraktu.
W grudniu 2017 roku zdobyłeś swojego pierwszego gola w Ekstraklasie i to akurat w meczu z Koroną. Dobiłeś ją na 5:1 i nie okazałeś radości.
- Nie cieszyłem się nawet będąc w domu i oglądając powtórki… Nawet przy okazji tego pierwszego meczu z Koroną, który wygraliśmy w Kielcach 3:2, a ja nie wszedłem na boisko, czułem się w tamtym momencie bardziej jako przegrany. Byłem z tym klubem bardzo zżyty i uważam to za normalne jak się czymś żyło, czemuś kibicowało. Ciężko zapomnieć o tym z dnia na dzień.
Nigdy w życiu nie będę celebrował gola przeciwko Koronie. Uważam, że w ten sposób okazuję szacunek dla kibiców. Bardzo ich szanuję. Korona ma wyśmienitych kibiców.
Na pewno więc śledzisz losy Korony. Co sądzisz o obecnej postawie zespołu?
- Mają dużo zawodników potrafiących grać w piłkę. Od środka trudno mi oceniać, bo kto tam został z chłopaków, z którymi grałem? Mój przyjaciel Marcin Cebula, a ponadto Bartek Rymaniak, Kuba Żubrowski, Łukasz Kosakiewicz i Piotrek Malarczyk. I chyba tyle. Nie znam reszty chłopaków.
Ostatnie mecze im nie wyszły, ale to wciąż groźny zespół będący w stanie sprawić problemy każdemu. Nie wiem, jak odnieść się do taktyk trenera Lettieriego. Nawet jak rozmawiam z chłopakami z innych drużyn to zawsze mówią, że w Koronie nigdy nie wiadomo, kto wyjdzie na boisko. To czasami wygląda tak, jakby nazwiska wyrzucała maszyna losująca.
REKLAMA
W sobotę w Białymstoku nie będzie zmiłuj. I wy, i Korona jesteście pod ścianą w kwestii wyników. Kości będą trzeszczały?
- Korona zawsze z tego słynęła, a i my mamy zawodników nie bojących się zostawić nogi. To będzie ciężki mecz dla obydwu drużyn. Myślę, że zadecyduje początek i być może to, kto pierwszy zdobędzie bramkę. Jak Korona się cofnie, to będziemy mieli bardzo trudno. Choć ostatnie ich mecze tego nie pokazują, bo stracili w nich dziesięć goli, to wciąż są zespołem naprawdę dobrze grającym w obronie. Nasz sztab jest jednak przygotowany w stu procentach i mamy Koronę przeanalizowaną w wielu wariantach.
To na koniec – z kim jeszcze trzymasz się z obecnego zespołu Korony?
- Rozmawiałem niedawno z kierownikiem. Codzienny kontakt mam z Marcinem Cebulą, to mój przyjaciel i razem spędzamy wakacje. Czasem porozmawiam z „Żubrem” i „Rymanem”, ale sporadycznie. Jednak jak się widzimy, to bardzo się z tego cieszę, bo to fajni ludzie.
Brakuje mi Bartka na co dzień. To człowiek z mega duszą. Idealny do tworzenia atmosfery w szatni, jaki i – mówiąc kolokwialnie – trzymania jej za ryja. Charakter, który wie, kiedy zluzować, a kiedy przycisnąć. To bardzo ważna postać dla Korony.
No i oczywiście rozmawiam z Mateuszem Bukłatem. Bez niego w Koronie nie byłoby niczego!
Rozmawiał Marcin Długosz
fot. Jagiellonia.pl / Maciej Urban
Wasze komentarze