Precedens na skalę kraju zakończony niesprawiedliwym zwolnieniem

07-11-2018 07:05,
Wojciech Staniec

- Dumę, bo co innego może odczuwać chłopak, który spełnia swoje marzenia i gra w barwach ukochanego klubu? - w ten sposób Krzysztof Kiercz wspomina swój pierwszy występ w Ekstraklasie. Debiutujący tego dnia jako szkoleniowiec w najwyższej klasie rozgrywkowej Leszek Ojrzyński, zaskoczył praktycznie wszystkich obserwatorów posyłając do gry nieokrzesanego młokosa. I nie był to pierwszy raz, kiedy cała piłkarska Polska zaniemówiła na myśl o osiągnięciach prowadzonej przez niego drużyny.

Korona Kielce wygrała ostatecznie z faworyzowaną Cracovią. Po raz pierwszy też szerokiej publiczności zaprezentował się zespół, który - nawet po latach - z nutką nostalgii wspominany jest przez złocisto-krwistych kibiców. Pojedynek co prawda nie zaczął się dla Korony, bo po błędzie wspomnianego Kiercza przegrywała. Bramka w doliczonym czasie autorstwa Michała Zielińskiego napędziła zespół, który rozpoczął szybki marsz na szczyt tabeli. - Jak się nie ma zwycięstw, to nie można pokazać, że potrafi się grać w piłkę. Po dramatycznej końcówce zdobyliśmy trzy punkty, kolejne dwa mecze zremisowaliśmy i przez moment znaleźliśmy się nawet na fotelu lidera. Drużyna została psychicznie wzmocniona - wspomina po latach Ojrzyński.

REKLAMA

Chcieliśmy się go pozbyć, a on poszedł do Ekstraklasy

Po fatalnym sezonie, w którym dopiero w ostatnich kolejkach Korona Kielce wywalczyła utrzymanie, przyszedł czas na gwałtowną przebudowę zespołu. Połączyło się to w czasie z kresem finansowego eldorado, na które pozwalały nieograniczone wręcz miejskie fundusze. Nowy szkoleniowiec miał otrzymać zadanie zbudować zespół bez Andrzeja Niedzielana czy Ediego Andradiny. Na rynku przejawiało się wiele nazwisk, ale w Kielcach postawiono na kompletnego debiutanta, Leszka Ojrzyńskiego. Ówczesny trener Zagłębia Sosnowiec nie cieszył się najlepszą reputacją w dotychczasowym miejscu pracy, o czym mogą świadczyć niepochlebne opinie kibiców klubu z Sosnowca. Osłabiona kadra pod dowództwem niedoświadczonego opiekuna szybko stała się murowanym kandydatem do spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej. - Każdy kiedyś zaczynał, nikt nie urodził się od razu wielkim człowiekiem. Przyszedł dla mnie okres, w którym trzeba sprawdzić się w Ekstraklasie. Nie obawiam się przeskoku z drugiej ligi, należę do ludzi odważnych - mówił chwilę po zatrudnieniu sam szkoleniowiec. Zaskoczeni decyzją byli również piłkarze. - Kiedy zatrudniano trenera, byłem na wakacjach. Musiałem włączyć komputer i sprawdziłem, kto to w ogóle jest. Powiedziałem wtedy małżonce, że będzie dobrze. Oceniłem to przez pryzmat samego człowieka i jego charakteru, który oceniłem po kilku wypowiedziach na YouTube - wyznaje defensor tamtej drużyny, Pavol Stano.

Drużyna drwali precedensem w skali kraju

Skreślany przez wszelakich ekspertów Ojrzyński i prowadzony przez niego zespół zaczął nie tyle zdobywać punkty, co wręcz nałogowo je gromadzić. Przekonał się o tym mistrzowski w tamtym sezonie Śląsk Wrocław, który dwukrotnie musiał uznać wyższość złocisto-krwistych. Z tamtego okresu szczególnie zapamiętano jednak wzorową atmosferę, z jakiej zaczął słynąć kielecki klub.- To było wyjątkowe, nie byliśmy grzecznymi chłopcami. Pojawiła się grupa różnych charakterów. Te trudne, bo większość taka była, poskładały się w całość i wyszło to szczególnie dobrze - mówi Stano. Słowackiemu obrońcy wtóruje Kiercz. - W tamtym okresie zbiegło się mnóstwo pozytywnych czynników, które ze sobą współgrały. Wpadli na siebie ludzie z podobnymi ambicjami i w praktycznie identycznym momencie kariery. Część chciała coś osiągnąć, pozostali na nowo pokazać, a trener potrafił to skutecznie zawiązać - opowiada z przekonaniem. - Czuję się dumny i zaszczycony, bo mogłem w takiej szatni na co dzień funkcjonować. Nie ma na coś takiego recepty, bo to się tworzyło każdego dnia - kontynuuje po chwili wychowanek kieleckiego klubu.

Jednym z ważniejszych członków rady drużyny w tamtym okresie był Tomasz Lisowski, który bez zająknięcia przyznaje rację kolegom z bloku defensywnego. - Byłem w wielu miejscach, ale to było niezwykłe. Szkoda, że ta nasza ekipa się rozpadła - tłumaczy „Lisu”.

- To był naprawdę precedens. Cieszę się, że byłem wewnątrz i miałem okazję pracować w takim klubie. Coś niesamowitego, naprawdę. Zawsze się to będzie wspominać. Kontakty pozostają, bo spędziliśmy wspólnie bardzo miłe chwile - przyznaje sam Ojrzyński. I kontynuuje: - Zostały wspomnienia oraz ten duch, który nieraz się jeszcze unosi. Wszyscy, którzy byli w tej szatni, mówią, że coś tam takiego jest.

REKLAMA

Zespół szybko utożsamiony został z subkulturą kibicowską. Do pomeczowych rytuałów szybko wskoczyła przyśpiewka rodem z kieleckich trybun, która dała podwalinę pod aktualne do dziś określenie. Kto bowiem nie kojarzy słynnej „Bandy Świrów” i jakże charakterystycznej sceny - do rozentuzjazmowanej szatni wpada Maciej Korzym, chwyta za megafon i intonuje. Nie ma chyba w Polsce kibica, który choć raz nie widział takich obrazków, a wszystko dzięki wszędobylskiej kamerze Korony TV.  Telewizja klubowa pozwoliła światu odkryć więź, która zawiązała się wśród piłkarzy i trenerów. Trudno się dziwić, bo obok Korzyma liderem, a zarazem kapitanem był wychowanek klubu ze stolicy województwa świętokrzyskiego, Kamil Kuzera. To właśnie on, wraz z Aleksandarem Vukoviciem, po raz pierwszy zwrócili uwagę na przesadną aktywność kieleckiej policji wobec sympatyków złocisto-krwistych.  Z czasem pomiędzy obiema grupami wytworzyła się relacja, która wspominana jest do dzisiaj. - Mieliśmy z nimi dobry kontakt. Wpływ na to miała też osoba trenera - wspomina Lisowski. Zawodnicy bez oporów wsparli fanatyków w proteście przeciwko coraz liczniejszym zakazom stadionowym i na murawie pojawili się w okazjonalnych koszulkach z napisem „Stadion to nie teatr”.

Byłem u kierownika, puszczacie bez legitymowania

Wypowiedziane przez Zbigniewa Małkowskiego słowa w kierunku szeregowego funkcjonariusza na zawsze już przeszły do kanonu. Po wysoko wygranym pojedynku kieleckiego zespołu z Jagiellonią Białystok, policja zdecydowała o wylegitymowaniu wszystkich najzagorzalszych kibiców Korony i tak by się pewnie stało - gdyby nie interwencja golkipera. W sukurs bramkarzowi poszła praktycznie cała drużyna, która bez wahania wdrapała się na trybuny i momentami nawet własnym ciałem stawała pomiędzy policjantami a kibicami. - Staraliśmy się pracować w taki sposób, aby wpoić określone wartości. Przede wszystkim chcieliśmy być zawsze razem. Piłkarze musieli wiedzieć, że trzeba pomagać innym oraz nie należy się nikogo bać. Przeprowadziliśmy na ten temat bardzo dużo odpraw i z czasem skutkowało - opowiada Ojrzyński. I wyjaśnia metody swojej pracy: - Zawód trenera to też trochę bycie psychologiem. Wszystko trzeba robić umiejętnie. Trzynastu bądź czternastu ludzi strzelało wtedy bramki, piłkarze dzielili się golami. Robiliśmy rotację w składzie, grali zawodnicy niedoświadczeni. Trzeba było ich wszystkich na to przygotować.

O mistrza na Łazienkowej

Debiutancki sezon Ojrzyńskiego w Ekstraklasie okazał się zarazem jednym z najlepszych w historii gry Korony na najwyższym szczeblu. Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek kielczanie nadal pozostawali w realnej walce o mistrzostwo Polski. Wystarczyło, aby pokonali na własnym stadionie niegrającego już o nic łódzkiego Widzewa. - Ten mecz przekreślił nam wszystkie szanse. W tamtym roku w Kielcach sporo osiągnęliśmy, a mogliśmy nawet znacznie więcej - wspomina wyraźnie rozżalony Tomasz Lisowski.

REKLAMA

Przyczyny niepowodzenia nadal stara się zdiagnozować Ojrzyński. - Można było z tego sezonu wycisnąć jeszcze więcej, ale zabrakło nam ludzi i konkretnej ławki rezerwowych. Wszyscy wiedzą, jakie mieliśmy problemy, skazywano nas na spadek. Odeszła spora grupa piłkarzy, a sama sytuacja finansowa nie była najlepsza. Ostatecznie okazało się, że zajęliśmy piąte miejsce. Do samego końca były szansę na coś więcej - mówi szkoleniowiec. Do arcyważnego spotkania zmuszony był on wystawić zawodników, którzy dotychczas pełnili w zespole marginalną rolę. Na lewej stronie pomocy zagrał Paweł Kaczmarek, na szpicy zaś biegał nominalny obrońca Pavol Stano.

Słowak nie ukrywa żalu na myśl o ewentualnych sukcesach. - Przed sezonem wszyscy nas skreślali. W czasie rozgrywek ta opinia się poprawiła. Szkoda tego meczu z Widzem, który nam totalnie nie wyszedł. Straciliśmy wtedy szansę, aby w ostatniej kolejce grać na Łazienkowskiej o mistrzostwo Polski. Piąte miejsce zupełnie nas nie satysfakcjonowało. Wystarczyło wygrać u siebie z łodzianami i byłoby ciekawie - opowiada doświadczony defensor.

REKLAMA

Kielczanie ostatecznie ulegli Widzewowi 0:2, a obie bramki zdobył Mehdi Ben Dhifallah. Schodzących z murawy zawodników żegnały długie owacje. Na trybunach nie zabrakło jednak także głośnych teorii spiskowych. Część kibiców do tej pory jest przekonanych, że niespodziewana porażka była pokłosiem decyzji zarządu klubu, który obawiał się potencjalnych kosztów udziału w europejskich pucharach. - To była ogromna szansa, aby osiągnąć niesamowity wynik. Wszyscy skupiali się tylko i wyłącznie na tym. Sportowa złość i irytacja była ogromna. Co do tych teorii spiskowych, to w Kielcach jest tak, że pojawiają się one wyjątkowo często, więc nawet nie ma sensu się do nich odnosić - tłumaczył po latach Piotr Malarczyk. Od pogłosek odciął się również Vlastimir Jovanović. - Mój polski nie był wtedy najlepszy. Nie czytałem jeszcze w tym języku, ale w moich rozmowach z kolegami z drużyny nie pojawiały się takie tematy. Bardzo chcieliśmy osiągnąć najlepszy wynik w historii klubu - przyznaje Bośniak.

Niesprawiedliwa decyzja

Uskrzydlona sukcesami drużyna liczyła na kolejne, równie udane rozgrywki. - Nastał najtrudniejszy okres - transformacji zespołu. Vuković musiał skończyć karierę, kilku innych zawodników było coraz starszych i trzeba było sporo pozmieniać. Myśleliśmy ciągle o dalszej przyszłości, pościągaliśmy zawodników niedoświadczonych, z niższych lig. Skończyliśmy ostatecznie na jedenastym miejscu, ale z tego, co pamiętam, do siódmej pozycji traciliśmy dwa punkty. Nie było wtedy zadowolenia, bo poprzednim sezonem rozdmuchaliśmy nadzieje - tłumaczy Leszek Ojrzyński.

- Liczyłem na ten kolejny, trzeci już sezon, bo chłopcy się ograli. Planowaliśmy jeszcze trzy wzmocnienia, a dodatkowo wchodziła wtedy reforma ligi. Zajęcie miejsca w „ósemce” dawało utrzymanie i pozwalało zaatakować na ostatniej prostej. Po trzeciej kolejce nie było mnie już w Kielcach - dodaje wkrótce zwolniony trener.

Niespodziewana decyzja zarządu wywołała oburzenie kibiców i zawodników. Na terenie stadionu szybko zgromadziła się spora grupa fanów, którzy stanęli murem za szkoleniowcem. Zwolnieniu sprzeciwili się także piłkarze. - Po naszym zachowaniu było widoczne, jaka to była decyzja. Wstawiliśmy się za trenerem, nie pomogło to - wyjaśnia Lisowski. - Myślę, że to było niesprawiedliwe. Te pierwsze mecze w naszym wykonaniu nie były tak słabe, jak wskazywały na to wyniki. Nie byliśmy w tych pierwszych trzech kolejkach słabszą drużyną. Decyzja została podjęta zbyt szybko. Zarówno kibice jak i zawodnicy odczuli, jak bardzo było to niesprawiedliwe. Jeśli widzi się coś takiego, to warto się odezwać - dodaje Stano.

- Czekano tylko na to, aby noga się podwinęła i ta okazja pojawiła się szybko. Jak człowiek jest niewygodny, to można go zwolnić po przegranym meczu. Zamiast współczuć lub wspierać, to tutaj było inaczej. Jeszcze się cięgi zbierało - stara się wyjaśnić zwolniony. Prawdziwym powodem decyzji miało być jednak coś zupełnie innego. - Od razu po zwolnieniu mówiłem, że to jest sprawa dla wyższych służb. Z pewnymi rzeczami nie mogłem się pogodzić, o czym jasno mówiłem, więc byłem niewygodny. Dla mnie najważniejsza była drużyna i cały klub - mówi Ojrzyński nawiązując do sprawy karnej, jaką po latach wytoczono ówczesnemu prezesowi kieleckiego klubu.

REKLAMA

- Nie kieruję się tym, czy wyszło na moje czy nie. Życie zawsze weryfikuje i prawda wyjdzie na jaw - kończy trener, którego w Kielcach z łezką w oku wspomina się do dziś.

fot. Paula Duda / Grzegorz Tatar

------------

Dziękujemy, że jesteś z nami i wspierasz twórczość dostępną na CKsport.pl. Kliknij w link poniżej i postaw naszej redakcji symboliczną kawę.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Wasze komentarze

ja-ja2018-11-07 08:29:19
mieli! Takich zawodników trzeba teraz!
ouiou2018-11-07 11:44:23
No niestety teraz są sami najemnicy jak Janjic czy Petrak, którym się nie chce biegać nawet...
JANEK2018-11-07 11:55:05
Czemu ma służyć ten artykuł? Czyżby po zmianie prezydenta szykowano grunt pod powrót do klubu wcześniej odsuniętych ludzi?
CK2018-11-07 12:21:14
Na jaki temat ten artykuł tak w ogóle?
@ouiou2018-11-07 12:56:07
W jakim Ty świcie człowieku żyjesz?
Każdy piłkarz jest najemnikiem.
Piłkarze przychodzą, całują herb klubu, a potem odchodzą i całują następny.
Jedyni ci sami pozostaję kibice, prezesi, czasem nawet (jak u nas teraz) trenerzy.
leszek 512018-11-07 12:59:22
ja-ja wszyscy wiedzieli jak gra Korona laga na Korzyma w 1 sezonie udało się ale potem przykryli Korzyma i po sprawie. Ojrzyński tak ustawiał zawodników w pozostałych klubach i nie wyszło ,umieli grać wszyscy przeciwko jego zespołom .
Gibo2018-11-07 13:53:22
Co miał na celu przekazać nam autor tego artykułu? Bo nie za bardzo widzę. Jakieś wyrwane z kontekstu wypowiedzi piłkarzy i trenera.
@leszek 512018-11-07 13:56:44
Ale chociaż to było skuteczne na początku i mieliśmy naprawdę fajna pake piłkarzy. Ta atmosfera, te kulisy. Kibic każdego klubu chciałby coś takiego przeżyć. Wtedy, szczególnie w pierwszym sezonie Leszka, można było być dumnym z bycia kibicem Korony Kielce.
Przemek2018-11-07 17:10:59
Były czasy ;) A teraz to Polaka trudno znaleźć w Koronie. I jeszcze Hanka Walz zakazuje Marszu Niepodległości! Co to się dzieje w Polsce. Szkoda, że już nie ma takiego klimatu w Koronie. Ale szczerze mówiąc, jeśli chodzi o tamtą słynną końcówkę sezonu, to ja do tej pory nie wykluczam teorii spiskowych o odpuszczeniu, żeby nie musieć grać w pucharach.
R2018-11-07 19:26:19
Tak Ojrzynskiemu nie wyszło że aż zdobył puchar Polski.
Janek2018-11-07 19:35:29
Nie wiem na jakiej podstawie autor twierdzi, ze zwolnienie Ojrzynskiego bylo niesprawiedliwe. To typowe jechanie na sentymentach i "kiedys to bylo", a nie analizie jakosci gry i postawy druzyny.

Pierwszy sezon owszem, byl dobry, ale w 2 sezonie nikt mu nie zabieral czolowych zawodnikow ze skladu. Chyba ze Vukovic to 50% wartosci druzyny, ale po co wtedy placic 15 innym?
Co z tego, ze bylismy 2 pkt od 7 miejsca, skoro bylismy tylko 5 punktow nad miejscem spadkowym? 36 pkt w 30 meczach to jest totalna padaka, mielismy wtedy wiekszy budzet niz teraz, a kilku zawodnikow zarabialo w granicy 50 tysiecy/mc.

0 wygranych na wyjezdzie przez caly sezon, 5 remisow, 10 porazek to jest przypadkowe zwolnienie?? Problem widocznie lezal w psychice zawodnikow, a za to odpowiada takze trener.
Ile mial zostac na stanowisku za pierwszy sezon, a potem brak progresu? 5, czy od razu dozywotni kontrakt?
Trener LO na sile trzymal srednich pilkarzy jak Adamek, Lenartowski, Sierpina, Staporski, Foszmanczyk, Lech, czy Zielinski.

Dodatkowo, ile mozna pompowac zawodnikow w ten sam sposob? W koncu organizm przestaje wydzielac adrenaline na tym samym poziomie bez zmiennosci bodzcow i to bylo widac po 1 sezonie, gdy te metody trenera przestaly dzialac.
o co chodzi?2018-11-07 19:39:08
artykul ni z gruszki ni z pietruszki
KORONiArz812018-11-07 22:54:59
Niezapominajmy dlaczego i z jakich powodów zwolnili Ojrzyńskiego - KORONA w nastepnym sezonie przez rok czasu nie mogla wygrac na wyjeździe spotkania
Kuba2018-11-08 00:34:11
Janek, jak zazwyczaj się z Tobą zgadzam, tym razem mam inne zdanie. LO wtedy o tranferach mial do gadania tyle co ja czy Ty. A To jakich zawodników mu sprowadzal prezes Ch. to trenerjuz nie mial niestety wpływu. Wg mnie zwolnienie go wtedy bylo bez sensu.

Z jednej strony ciekawi mnie jak by LO poradził sobie w klubie bez problemów finansowych w którym mial by jakis budzet transferowy, z drugiej strony jesli zaden bogatszy / ambitnjejszy klub nie chce dac mu szansy to o czyms swiadczy..
@Kuba2018-11-08 09:33:36
Dokładnie. Z tego co pamiętam przed trzecim sezonem ojrzynski chciał sprowadzić Lewczuka i Robaka ale nic nie miał do gadania.

Ostatnie wiadomości

Przed 20-krotnymi mistrzami Polski rewanżowy mecz ćwierćfinału Orlen Superligi z KGHM Chrobrym Głogów. Sobotni (27 kwietnia) pojedynek może zdecydować o awansie do finałów ligowej rywalizacji.
– Piłka ręczna to taka dyscyplina, w której my, skoczkowie narciarscy, zostalibyśmy zmieceni z boiska. Widzę, że ten sport wyróżnia walka i zaangażowanie. I tak to powinno wyglądać – powiedział po meczu Industrii Kielce w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z SC Magdeburgiem znakomity polski skoczek narciarski, Dawid Kubacki, który oglądał go z trybun Hali Legionów.
Bartosz Frankowski będzie sędzią meczu 30. kolejki PKO BP Ekstraklasy, w którym Korona Kielce zmierzy się z Puszczą Niepołomice. Spotkanie przy ulicy Józefa Kałuży będzie 25 konfrontacją z udziałem „żółto-czerwonych” prowadzoną przez tego arbitra.
Podczas ćwierćfinałowego starcia Industrii Kielce z SC Magdeburg kontuzji doznał Michał Olejniczak. I choć samo zdarzenie wyglądało dramatycznie, uraz jest zdecydowanie mniej groźny niż spodziewano. To byłoby na tyle jeśli chodzi o dobre informacje, ponieważ kieleckiego szczypiornistę czeka dłuższa przerwa.
Industria Kielce w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów pokonała S.C. Magdeburg 27:26. – Trudno określić, jak układają się teraz szanse na awans – powiedział po spotkaniu Alex Dujszebajew, kapitan „żółto-biało-niebieskich”.
Industria Kielce w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów pokonała S.C. Magdeburg 27:26. – Na wyjeździe przy takiej grze w ataku pozycyjnym to może skończyć się nawet 10 bramkami straty – powiedział po spotkaniu Tałant Dujszebajew, trener „żółto-biało-niebieskich”.
W trakcie spotkania Ligi Mistrzów między Industrią Kielce, a Magdeburgiem, którego stawką jest awans do Final4 tych rozgrywek, potwornie wyglądające kontuzji nabawił się Michał Olejniczak.
Wielkie emocje w Hali Legionów podczas ćwierćfinałowego spotkania Industrii Kielce z Magdeburgiem w ramach Ligi Mistrzów. Mistrzowie Polski, przy głośnym wsparciu z trybun, walczyli niesamowicie i wygrali 27:26.
Korona Kielce w ostatnim meczu rozprawiła się na własnym terenie z Radomiakiem Radom aż 4:0. Żółto-czerwoni nie dali rywalom szans, zainkasowali komplet punktów i tym samym podtrzymują swoje szanse na utrzymanie w elicie. Kto Waszym zdaniem był najlepszym kieleckim zawodnikiem tego starcia? Ogłaszamy wyniki sondy!
W swoim trzecim sezonie w Lotto Superlidze Global Pharma Orlicz 1924 Suchedniów znalazł się w czołówce, ale tym razem medalu nie zdobył. Suchedniowska drużynę czeka jeszcze finał rozgrywek o Drużynowy Puchar Polski.
W ubiegły weekend na boiskach 1. Ligi rozegrano 28. serię gier. Upłynęła ona pod znakiem świetnego powrotu z zaświatów Wisły Kraków oraz kolejnych triumfów Lechii i Arki, które zdecydowanie uciekły reszcie stawki i pewnie kroczą po Ekstraklasę.
Korona Kielce poznała termin ostatniego meczu na Suzuki Arenie, w którym zmierzy się z Ruchem Chorzów.
Sławomir Szmal ogłosił chęć startu w wyborach na prezesa Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Legendarny bramkarz chce zreformować organizację zarządzającą rodzimym handballem, a o swojej decyzji poinformował na specjalnej konferencji prasowej.
Dwóch zawodników Korony Kielce: Piotr Malarczyk oraz Jewgienij Szykawka zostało nominowanych do najlepszej jedenastki 29. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Dla Białorusina jest to pierwsze tego typu wyróżnienie w trwającym sezonie.
W 29. kolejce Ekstraklasy padł absolutny rekord frekwencji w XXI wieku. Na Stadionie Śląskim spotkanie pomiędzy zaprzyjaźnionymi Ruchem Chorzów i Widzewem Łódź oglądało przeszło 50 tysięcy osób.
Maciej Giemza z Piekoszowa obok Kielc wraz z pilotem Rafałem Martononem zwyciężyli w pierwszej rundzie Mistrzostw Polski Samochodów Terenowych – rajdzie Baja Drawsko Pomorskie 2024.
20-krotni mistrzowie Polski rozpoczynają decydującą rywalizację o Final Four Ligi Mistrzów. Do Hali Legionów przyjeżdża obrońca trofeum – S. C. Magdeburg.
Pogoń Siedlce niepokonana od dwóch miesięcy, a Radunia Stężyca z okazałym przełamaniem. Za nami 29. kolejka II ligi.
Grad goli na początek oraz na zakończenie kolejki. Tak minęła 29. seria PKO BP Ekstraklasy.
W środę (24 kwietnia) Industria Kielce podejmie Magdeburg w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów. – Jestem gotowy na to, aby wprowadzić naszą drużynę do Kolonii – powiedział przed spotkaniem Alex Dujszebajew, kapitan „żółto-biało-niebieskich”.
Już w najbliższą środę (24 kwietnia) Industria Kielce podejmie Magdeburg w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów. – Przed nami wymagający mecz, ale taki mamy etap sezonu – powiedział przed spotkaniem Arkadiusz Moryto, skrzydłowy „żółto-biało-niebieskich”.
Przed Industrią Kielce decydująca rywalizacja o awans do Final Four Ligi Mistrzów. – Magdeburg jest silniejszy niż rok temu – powiedział przed pierwszym spotkaniem Tałant Dujszebajew, trener „żółto-biało-niebieskich”.
Kolejną kolejkę mają za sobą zawodnicy występujący w RS Active IV lidze. W 24. kolejce Korona II Kielce wygrała u siebie 1:0 z GKS-em Rudki, a Orlęta zwyciężyły 6:0 z Arką Pawłów.
Po ostatnim zwycięstwie z Jagiellonią kibice Cracovii mogli złapać trochę pewności i uwierzyć, że spadek to bardzo odległa rzecz. Jednak po niedzielnej przegranej z Puszczą Niepołomice sytuacja w Krakowie jest bardzo niepewna, zwłaszcza jeśli spojrzymy na terminarz zespołu z Krakowa.
Za nami 19. kolejka grupy południowej I ligi TTCup.com, w której na co dzień gra Polonia Kielce. Ekipa ze stolicy naszego regionu pokonała w wyjazdowym starciu KTS MDC² Park Gliwice 6:4.
Miniony weekend przebiegł nam pod znakiem nie tylko piłkarskich i handballowych, ale również bilardowych emocji. Galeria Echo w Kielcach ponownie gościła najlepsze poolowe zespoły z całej Polski. Wśród nich gospodarz – Nosan.
SMS ZPRP Kielce wygrał dwa spotkania Ligi Centralnej, a Końskie wciąż pozostają niezdobyte. KSZO i Wisła z kolejnymi porażkami.
Suzuki Korona Handball Kielce przegrała we własnej hali w meczu 19. kolejki Ligi Centralnej Kobiet z ENEA Piłka Ręczna Poznań 32:34. Najskuteczniejszą zawodniczką kielczanek była Zofia Staszewska, zdobywczyni ośmiu bramek.
Kto w weekend odwiedził halę przy ulicy Krakowskiej w Kielcach, ten nie żałował. Fani szczypiorniaka w piątek, sobotę oraz niedzielę doświadczyli świetnego widowiska z udziałem juniorek młodszych Korony Handball. Kieleckie zawodniczki wywalczyły awans do ćwierćfinału mistrzostw Polski!
W piątkowe popołudnie doszło do starcia określanego „Świętą Wojną”. Żółto-czerwoni kolejny raz wyszli zwycięsko ze starcia z Radomiakiem, co nie spodobało się kibicom przyjezdnych. Stawili się więc oni pod stadionem i przekazali zawodnikom swoje niezadowolenie.

Copyright © 2024 CKsport.pl Redakcja Reklama

Projekt i wykonanie: CK Media Group