Jest ligowe zwycięstwo Vive, ale nie przyszło łatwo
To nie był zwyczajny mecz Vive Tauronu Kielce w PGNiG Superlidze. Dość powiedzieć, że mistrzowie Polski w pojedynku z KPR-em Legionowo przez całą pierwszą połowę nie prowadzili więcej niż jednym trafieniem. Ostatecznie jednak ambitny zespół spod Warszawy nie zdołał sprostać obrotom najlepszej drużyny Europy i musiał uznać jej wyższość. Kielczanie zwyciężyli w Hali Legionów 32:26 (14:13).
Gospodarze przystąpili do tego pojedynku bez kontuzjowanych Patryka Walczaka, Michała Jureckiego i Piotra Chrapkowskiego. Absencje tej trójki to w ekipie żółto-biało-niebieskich to jednak żadna nowość i podopieczni trenera Tałanta Dujszebajewa musieli sobie poradzić z tą sytuacją.
Przez pierwszy kwadrans nikt nie potrafił odskoczyć rywalowi i wynik oscylował wokół remisu. W pewnym momencie było 7:7. Dla miejscowych trafili m.in. Paweł Paczkowski, Julen Aginagalde czy Darko Djukić. Podobny przebieg miał drugi fragment pierwszej części spotkania. Prawdziwą ozdobą było wydarzenie tuż przed zejściem zawodników na przerwę – bramkę dla KPR-u z rzutu wolnego po czasie zdobył Witalij Titow. Kielczanie prowadzili 14:13.
Po pierwszych dziesięciu minutach drugiej odsłony wydawało się, że Vive pewnie wróciło na dobry tor – prowadziło bowiem 20:16. Zaraz później było już jednak 20:18 i triumf gospodarzy w dalszym ciągu nie był przesądzony. Na kwadrans przed końcem rzutem z koła trafienie na 22:18 uzyskał Mateusz Kus.
Końcowe fragmenty starcia w Hali Legionów to już mądra gra ekipy Dujszebajewa. Vive nie pozwoliło KPR-owi poczuć krwi i podjąć walki o korzystny rezultat. Mistrzowie Polski zwyciężyli 32:26.
W sobotę, 12 listopada o godzinie 17:30, najlepsza drużyna Europy powróci do gry w Lidze Mistrzów. Kielczanie zmierzą się na wyjeździe z macedońskim Vardarem Skopje.
Vive Tauron Kielce – KPR Legionowo 32:26 (14:13)
Vive Tauron: Szmal, Ivić - Jachlewski, Zorman 1, Bielecki 2, Lijewski 1, Strlek 4, Aginagalde 2, Reichmann 4, Kus 4, Jurkiewicz 2, Vujović, Bis 1, Paczkowski 5, Bombac 3, Djukić 3,
fot. Anna Benicewicz-Miazga