Czy jestem zmęczony? Spójrz na mnie...
Stężenie emocji w Hali Legionów w środowy wieczór było olbrzymie. Ostatecznie Vive Tauron Kielce wygrało z Flensburgiem 29:28 i po dramatycznej końcówce uzyskało przepustkę do Final Four Ligi Mistrzów. - Tak na gorąco mogę powiedzieć, że jestem dumny z drużyny. Pokazaliśmy naprawdę kawał serducha i mimo tych problemów, czasami gorącej głowy, udało nam się rzucić tę jedną, jakże ważną bramkę więcej - ocenia rozgrywający zwycięzców, Krzysztof Lijewski.
- Wydaje mi się, że mecz mógł się podobać kibicom, bo od początku stał na bardzo wysokim poziomie. Trzeba oddać to, co zrobił Mattias Andersson w drużynie Flensburga. Wygrał z nami 16 pojedynków sam na sam - przedstawia "Lijek".
I dodaje: - Jakbyśmy chociaż 10 z nich zamienili na bramki, to każdy może policzyć, jaki byłby wynik.
Rezultat przez całe spotkanie oscylował wokół remisu. Żadnej z drużyn nie udało się odskoczyć na więcej niż trzy trafienia przewagi. - Tałant przestrzegał nas, że może się zdarzyć sytuacja, w której będziemy prowadzić pięcioma bramkami, ale też taka, w której będziemy pięcioma przegrywać. Dlatego trzeba zawsze walczyć do ostatniej minuty, niezależnie od wydarzeń na boisku - kwituje Lijewski.
Jeden z dziennikarzy zapytał rozgrywającego, czy po batalii z Niemcami odczuwa spore zmęczenie... - Spójrz na mnie... - wymownie odparł "Lijek". - Teraz próbuję zebrać myśli. Jesteśmy bardzo zmęczeni, ale i bardzo szczęśliwi - cieszy się zawodników mistrzów Polski.
Na parkiecie wrzało szczególnie po finalnej syrenie, kiedy to goście z Flensburga ruszyli z pretensjami do arbitrów domagając się rzutu karnego. - Nie widziałem tego, co tam się stało. To była ostatnia akcja - odpiera na zakończenie gracz "żółto-biało-niebieskich".
fot. Anna Benicewicz-Miazga