To był wyścig szczurów. Pogoni udało się wywrzeć na nas presję
Bartłomiej Pawłowski otworzył wynik poniedziałkowego spotkania pomiędzy Pogonią a Koroną. Zdobywca pierwszego trafienia dla Korony Kielce, nie może w pełni cieszyć się z tego spotkania. Mimo jego gola żółto-czerwoni nie zdołali przechylić szali spotkania na swoją korzyść. - Mówi się, że bramka zawsze cieszy, ale czuję gorycz. Nie jesteśmy szczęśliwi z tego wyniku, bo nie zdołaliśmy utrzymać tego prowadzenia – mówi pomocnik Korony.
- Daliśmy się zepchnąć do defensywy w drugiej połowie, mimo tego, że zaczęliśmy ją na pewno pozytywnie. Oddaliśmy dwa strzały na bramkę, ale w pewnym momencie coś się załamało. Cofnęliśmy się za bardzo do tyłu i nie utrzymywaliśmy się na połowie przeciwnika. Napór rósł, a bramki zaczęły wpadać coraz częściej – kontynuuje Pawłowski.
Trzeba przyznać, że kielczanie zagrali pierwszą część spotkania w rewelacyjnym stylu. Wynik 2:0 dla Korony oddawał przebieg tego meczu. - Wydawało mi się, że pierwsza połowa była w naszym wykonaniu na plus. Z tego co pamiętam Pogoń stworzyła sobie wtedy tylko jedną sytuację. Po prostu daliśmy się zaskoczyć i nie wytrzymaliśmy tego ciśnienia, które Pogoń stworzyła. Zagrali na dwóch napastników, wprowadzili wiele chaosu i stwarzali sobie w ten sposób zagrożenie – tłumaczy zdobywca bramki.
W drugiej części gry Korona zagrała zdecydowanie słabiej. „Złocisto-krwiści” nie potrafili stworzyć sobie sytuacji, co skrzętnie wykorzystali rywale, którzy coraz częściej atakowali bramkę strzeżoną przez Zbigniewa Małkowskiego.
- Nie potrafiliśmy utrzymać się dłużej przy piłce. Zabrakło spokoju i może dwóch, trzech podań, aby dać odpocząć naszym obrońcom. To był taki wyścig szczurów. Coraz szybciej, coraz szybciej… Wiadomo, że zespół, który goni wynik, liczy na to, że wywrze na rywalu presję i to się dzisiaj Pogoni udało – wymienia skrzydłowy.
Dzisiejsze trafienie było trzecią bramką 23-latka w tym sezonie. Jak dotychczas wszystkie gole zdobywał na wyjeździe. - Czasami się strzela bramki, czasem nie. Są piłkarze, którzy strzelają co mecz, ale wiadomo, że oni grają w trochę inną dyscyplinę sportu. My jesteśmy w Polsce i trochę nam jeszcze do tych graczy brakuje – podsumowuje Pawłowski.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Muszę przyznać, że nie zachęciliście do przyjścia na stadion.