Żółto-czerwoni jak saperzy. Było gorąco, ale rozbroili Górnika (sonda)
Kolejny wyjazd, kolejne zwycięstwo. Żółto-czerwoni w obecnym sezonie przyzwyczaili już swoich kibiców do niesamowitej skuteczności w delegacji. Nie inaczej było i tym razem, kiedy kielczanie wygrali 1:0 na stadionie Górnika Zabrze. Teraz jednak o końcowy wynik można było drżeć bardziej niż podczas ostatnich spotkań „złocisto-krwistych” w roli gości. Mimo kilku dogodnych sytuacji, zabrzanie nie potrafili jednak pokonać Zbigniewa Małkowskiego.
Doświadczony bramkarz kolejny raz pokazał, że nie warto spoglądać w metrykę, a skupiać się jedynie na aktualnej dyspozycji sportowej. Zanotował on kilka naprawdę świetnych interwencji, w szczególności po strzałach Macieja Korzyma, Łukasza Madeja czy Michała Janoty. Z pewnością golkiper był jednym z ojców sukcesu Korony na Śląsku.
Żelazny do tej pory układ bloku defensywnego, w niedzielę musiał ulec retuszowi. Na lewej obronie wykartkowanego Kamila Sylwestrzaka zastąpił Rafał Grzelak. Pozostałe pozycje tradycyjnie obsadzili Vladislavs Gabovs, Radek Dejmek oraz Maciej Wilusz. Z pewnością nie można powiedzieć o kieleckiej defensywie, że była w Zabrzu bezbłędna, bo chociażby czeskiemu kapitanowi żółto-czerwonych jeszcze w pierwszej połowie przydarzył się znaczy błąd na prawej flance. Koniec końców jednak żadna piłka nie znalazła drogi do siatki przyjezdnych.
Z racji cofnięcia Grzelaka do obrony, trener Marcin Brosz musiał się zdecydować także na nieco inne zestawienie linii pomocy. Do gry w Ekstraklasie po 13-miesięcznej przerwie spowodowanej poważną kontuzją wrócił Vanja Marković, który wystąpił u boku Vlastimira Jovanovicia. W kilku sytuacjach Serb popełnił proste błędy techniczne, ale bez wątpienia nie można od niego oczekiwać momentalnie idealnej gry po tak długiej absencji.
Na skrzydłach tradycyjnie operowali Bartłomiej Pawłowski i Łukasz Sierpina. To właśnie po dośrodkowaniu tego drugiego z rzutu wolnego piłkę głową zgrał Dejmek, a do siatki skierował ją Airam Lopez Cabrera. Hiszpan podczas pojedynku w Zabrzu często był pod grą i swą skutecznością spełnił oczekiwania Brosza, który po pojedynku z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza nie krył, że brakowało mu właśnie napastnika z Półwyspu Iberyjskiego.
Całość układanki szkoleniowca kielczan uzupełnił Aleksandrs Fertovs, starający się napędzać akcje Korony, ale także nastawiający się na walkę w destrukcji. Po przerwie na boisku pojawili się Paweł Sobolewski, Marcin Cebula, a także Krzysztof Kiercz.
Po triumfie na Śląsku żółto-czerwoni mają 23 punkty i cieszą się wysokim 5. miejscem w tabeli po pierwszej rundzie fazy zasadniczej. Teraz przed nimi dwutygodniowa przerwa na kadrę, po której zagrają w żółto-czerwonych derbach w Białymstoku z Jagiellonią.
fot. Mateusz Kępiński (korona-kielce.pl)
Wasze komentarze