To wszystko kwestia charakteru. Jeden by się załamał, ja wybrałem inną drogę
Łukasz Sierpina w ostatnich tygodniach wyrósł na pierwszoplanową postać kieleckiej Korony. Skrzydłowy nie znalazł uznania w oczach trenera Tarasiewicza i przez całą rundę nie zagrał ani minuty. Zaufał mu dopiero Marcin Brosz i Sierpina wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce, lecz ciągle brakuje mu pewności przy sytuacjach bramkowych. O tym wszystkim pomocnik opowiedział w rozmowie z naszym portalem.
Co się z Wami stało w tym sezonie? Zaskakujecie całą piłkarską Polskę.
Na pewno można się uśmiechnąć. Jak dobrze wiemy przed startem rozgrywek bardzo wiele osób skazywało nas na spadek. My jednak pokazujemy, że nie do końca tak jest i będziemy starali się udowadniać to aż do ostatniej kolejki. Fajnie, że to tak wygląda - na wyjazdach punktujemy bardzo dobrze. Mam nadzieję, że jeśli następne domowe mecze przekujemy na zwycięstwa, to nasz dorobek punktowy będzie wyglądał jeszcze lepiej.
Wiemy, co działo się w klubie przed sezonem - masowy exodus piłkarzy. Tak naprawdę, to nikt nie wiedział, na czym stoi. Kiedy patrzyłeś na kadrę Korony, to wierzyłeś, że będzie w stanie o cokolwiek w tej lidze powalczyć?
Ja mogę powiedzieć, że podejrzewałem, że będzie ciężko. Widziałem, jak to wygląda. Podobnie było, kiedy odszedł Piotr Malarczyk, który był naszym ważnym ogniwem. Życie pokazuje, że rzeczywiście można zrobić drużynę nie tylko z głośnym nazwisk, ale też z chłopaków, którzy walczą i będą sobie pomagać. Boisko pokazuje, że indywidualności nie są takie ważne.
Kiedy tak naprawdę uwierzyliście, że jesteście w stanie walczyć z każdym, jak równy z równym?
Podejrzewam, że mocnym sygnałem było zwycięstwo z Legią. Wiemy, jaką kadrą oni dysponują i po tym meczu narodziło się w nas to wszystko. Pomyśleliśmy sobie: Panowie, potrafiliśmy wygrać z Legią, to dlaczego mamy nie pokonać każdej innej drużyny? Wszystko wtedy ruszyło i jesteśmy w tym miejscu, którym jesteśmy.
Dla ciebie to też szczególny sezon. Tak wiele w Ekstraklasie grałeś tylko w pierwszym sezonie za kadencji trenera Ojrzyńskiego.
To jest na pewno mój indywidualny sukces. Fajnie, że gram w miarę regularnie, ale nie siadam na laurach. Dobrze, że drużynowo wygląda to w nieźle, lecz moje statystyki są dużo gorsze. Muszę je poprawić, zacząć strzelać bramki i w ten sposób pomogę drużynie.
Słyszałeś komentarze po tym, jak przedłużyłeś w przerwie letniej kontrakt z Koroną. Trudno się im zresztą dziwić - w klubie został piłkarz, który przez całą rundę nie zagrał ani minuty.
Słyszałem, że wiele osób zastanawiało się, dlaczego i po co. Mam jednak nadzieję, że choć po części pokazuje, że zarząd podjął dobrą decyzję. Trener dał mi pewność siebie i przelał we mnie swoje zaufanie. Teraz to procentuje.
Co czuje piłkarz, który przez pół roku wyłącznie trenuje, ale tak naprawdę pozbawiony jest tego, co jest solą piłki, a więc meczów o stawkę.
Na pewno złość. Wszystko zależy też od charakteru zawodnika - jeden się załamie, schowa nogę między kolana i będzie się zastanawiał, czy nie lepiej skupić się na czymś innym. Inny natomiast zaciśnie zęby i będzie walczył dalej. Poszedłem tą drugą. Trener Tarasiewicz mi nie zaufał i nie dał szansy, ale ja robiłem swoje. Miałem nadzieję, że to przyniesie korzyści i teraz tak jest. Taki jest sport - u jednego trenera się nie gra, a u następnego się wreszcie zacznie.
Co nie spodobało się w tobie trenerowi Tarasiewiczowi, że nie dał ci nawet najmniejszej szansy?
Wiadomo, że był Luis Carlos, który fajnie wyglądał i strzelał bramki. Był jednak taki moment, kiedy wypadł na kilka spotkań. To mogła być szansa dla mnie, ale jej nie dostałem. Ciężko mi powiedzieć, co zaważyło. Widocznie nie pasowałem mu do koncepcji, nie widział mnie lub nie chciał dać mi okazji do gry. Pół roku siedziałem na ławce, ale teraz odżyłem dzięki trenerowi Broszowi.
Takie zaufanie od trenera to musi być ogromny handicap dla piłkarza ofensywnego. Widać, że odżyłeś i przeżywasz drugą młodość.
Może nie jest to druga młodość. Czuje się pewnie i wiem, że jestem w stanie powalczyć z niejednym obrońcą w naszej lidze. Liczę, że w końcu przeleje się to na bramki i wtedy będę zadowolony.
Właśnie - sytuacje bramkowe. Nie śnią ci się po nocach?
Można tak powiedzieć, że gdzieś tam brakuje mi skuteczności. Nie mogę się załamywać. Na szczęście jest tak, że mimo tego, że nie wykorzystuje tych sytuacji, to wygrywamy. Pod tym względem jest to nadrabiane. Mam nadzieję, że w końcu się ten worek rozwiąże dzięki moim trafieniom.
Sprzyja wam to szczęście, bo marnujecie wiele sytuacji, a jednak wygrywacie.
My pracujemy na to szczęście. Jak strzelimy jedną bramkę, to sytuacje niewykorzystane się nie mszczą. Dobrze prezentujemy się w defensywie. Nawet, jak marnuję okazję, to zaraz nie tracimy bramki. To szczęście jest przy nas i oby tak było dalej.
Ciężko musi być zawodnikowi ofensywnemu, kiedy drużyna skupia się tylko i wyłącznie na obronie.
Pokazujemy to, z czego Korona zawsze słynęła - walczymy do ostatniej minuty. Pokazujemy, że nie tylko talent piłkarski, ale też cechy wolicjonalne. My to kontynuujemy i mamy z tego korzyści.
Mówiliśmy już o meczach wyjazdowych, ale chyba wreszcie czas na punkty przed własną publicznością.
Liczę, że podtrzymamy passę i zdobędziemy trzecie zwycięstwo z rzędu. Musimy w końcu dać powód do radości naszym kibicom.
Z czego wynika to, że na Kolporter Arenie nie wiedzie się wam zbyt dobrze?
Grając w Kielcach chcemy bardziej ruszyć do przodu i pokazać fanom i drużynie przeciwnej, że gramy u siebie. Za bardzo się otwieramy i przeciwnik to wykorzystuje. Podejrzewam, że wygląda to tak samo, jak my gramy na wyjazdach. Wtedy my możemy skupić się na kontratakach i nie prowadzimy gry. Już dużo lepiej wyglądało to z Podbeskidziem, bo oni nie zagrozili praktycznie wcale naszej bramce. Musimy jeszcze poprawić skuteczność i będziemy wygrywać również w domu.
Rozmawiał Wojciech Staniec
fot. Paweł Jańczyk (korona-kielce.pl), Paula Duda
Wasze komentarze
I oczywiście asyst i goli.
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem Twojej postawy na boisku.
Tak trzymać.
Dużo zdrowia Ci życzę chłopcze.
Pierwsze skrzypce w tym sezonie grał Malarczyk, a teraz w sposób wręcz nieprawdopodobny wpisuje się Wilusz. I to on moim zdaniem jest postacią pierwszoplanową. Na wyróżnienie u boku Wilusza zasługuje na pewno Dejmek i ta dwójka to obecnie należąca do czołówki para stoperów ekstraklasy.
Pierwszoplanowe serce i mózg środka to Jova, który obecnie wręcz jakby przeżywał drugą młodość i nie wyobrażam sobie by obecna wyniki oraz na prawdę przyzwoita gra zespołu była możliwa bez niego.
Pierwszy plan stanowi również Przybył, który jest obecnie najlepszym strzelcem drużyny i nie można o tym zapominać.
Co do Sierpiny to tyle słów zostało powiedziane ale media jak zawsze wiedza swoje. Wystarczy wrócić do spotkania z Piastem by przypomnieć o tym, że na 2m nie potrafił dograć do partnerów, zaliczał straty, widac było brak pomysłu na grę, nno i jeszcze ta setka po podaniu Cabrery. To po stratach Sierpiny Piast stwarzał sobie najgrozniejsze sytuacje. Co najbardziej kłuje to brak inteligencji co można było usłyszec u komentatorów C+ w meczu ze Śląskiem Remi Jezierski "głowa swoje, nogi swoje" czy Kazekw spotkaniu z Piastem "słabo, słabo, brakuje mądrości temu chłopakowi, piłkarskiej inteligencji" itp ... .
W takiej sytuacji nazywanie Sierpiny postacią pierwszoplanową jest nie na miejscu i uwłacza Piłkarzom, którzy nie tylko posiadaja umiejętności, ale wnosza coś co gry prócz bieganie ...
A jak mawia klasyk lepiej mądrze stać niż głupio biegać
Pozdrawiam