Effector po raz pierwszy. Nie wiadomo, co ze Staszewskim
Drużyna Dariusza Daszkiewicza w końcu z tarczą. Kielecki Effector w Chęcinach odniósł pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Jednak zwycięstwo 3:2 nad Cuprum Lubin nie przyszło łatwo. – Mecz nie układał się po naszej myśli – komentuje szkoleniowiec gospodarzy.
Tuż po zakończeniu starcia trener Daszkiewicz nie ukrywał swojej radości. Co prawda nie jest to zwycięstwo za trzy punkty, ale powodów do zadowolenia nie brakuje. – Gratulacje dla zespołu. Mecz nie układał się po naszej myśli, bo straciliśmy Adriana Staszewskiego i Andreasa Takvama. Tym bardziej słowa uznania dla chłopaków, którzy weszli z ławki i wnieśli pozytywnej energii. Zagraliśmy dobre zawody.
Ale zdarzały się także słabe momenty w grze kieleckiej ekipy. Szczególnie nieudane było drugie rozdanie, jakie Effector przegrał 13:25. – Rozstrzelali nas zagrywką. Za to w kolejnym przegranym secie walczyliśmy. Ogólnie zdarzały się trudne chwile, ale wychodziliśmy z nich, czego najlepszym przykładem jest tie-break, w którym przegrywaliśmy już 8:11. Ciążyła nam ta klątwa, szczególnie że graliśmy z wymagającym rywalem – dodaje Daszkiewicz.
Być może środowe zwycięstwo będzie dla kielczan punktem zwrotnym w dotychczasowych rozgrywkach. – Mam nadzieję, że coś drgnie. Pokazaliśmy, że jeżeli przegrywamy 4 punktami, możemy z tego wyjść. Albo nawet kiedy wygrywamy, potrafimy to utrzymać. Dobrą zmianę dał Rozalin Penchev. Wchodzący na boisko był biały, ale nabierał kolorów z każdym punktem. Pamiętam jak w tie-breaku się podpalił i dostał blok. Ale potem już wrócił do ustaleń, że nie ma ataku na 120 procent. Następnym razem splasował w wolne pole. O to nam chodzi! – komentuje trener Effectora.
Wciąż nie wiadomo, co z kontuzjowanymi zawodnikami. Staszewski nabawił się urazu pleców, ale dopiero czwartkowe badania odpowiedzą, czy uraz jest poważny. Z kolei dolegliwość Takvama prawdopodobnie jest niegroźna.
Wasze komentarze