Chcę podjąć rywalizację. Ale najpierw muszę "odbębnić" swoje
W niedzielę Michał Miśkiewicz zadebiutował w Koronie Kielce. Na razie tylko w czwartoligowych rezerwach, ale jak podkreśla - ten występ znaczy dla niego naprawdę wiele. Był to pierwszy oficjalny mecz 29-latka od marca, kiedy po raz ostatni zagrał w barwach portugalskiego Feirense. Latem golkiper zdecydował się na powrót do Polski. Przez dwa tygodnie był sprawdzany w Koronie Kielce, ale kontrakt z klubem podpisał dopiero w przedostatni dzień okienka transferowego.
Dlaczego trwało to tak długo? Z Michałem Miśkiewiczem porozmawialiśmy w Busku-Zdroju, zaraz po zakończeniu spotkania Korony II Kielce z miejscowym Zdrojem. Kielczanie wygrali na wyjeździe 2:0, a 29-latek zagrał bardzo dobre spotkanie. W swoim pierwszym meczu w Koronie zachował czyste konto, a w drugiej połowie w kilku sytuacjach pokazał się z naprawdę dobrej strony, broniąc strzały rywali.
REKLAMA
Czyste konto i świetna postawa w bramce. Mimo, że to tylko IV liga, chyba może mieć pan powody do zadowolenia.
- Był to dla mnie ważny mecz, bo już długi czas już nie grałem. Potrzebowałem tego. To była dobra decyzja trenerów, że pozwolili mi zagrać w rezerwach i krok po kroku przygotowywać się do wejścia do pierwszej drużyny. Osobiście jestem zadowolony, chłopaki także są zadowoleni, bo wygraliśmy mecz bez straty bramki. Muszę jednak przyznać, że trudno było mi grać, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę nikogo stąd nie znam. Poznałem tylko chłopaków z pierwszego składu, ale cieszę się, bo szybko udało nam się dogadać z resztą drużyny. Wywozimy trzy punkty z trudnego terenu, więc wszyscy są zadowoleni. A ja? Krok po kroku będę przygotowywać swoją formę, aby pokazywać się pierwszemu trenerowi z jeszcze lepszej strony.
Cel jest jednak taki, aby stoczyć walkę o miejsce między słupkami Korony Kielce w ekstraklasie.
- Nie ukrywam - po to tutaj przyszedłem. Ale nie można iść na hurra, wszystko musi toczyć się krok po kroku. Pierwszym krokiem jest gra w rezerwach i nadrabianie zaległości treningowych razem z pierwszą drużyną. Na tym się skupiam.
Trochę tych treningów z zespołem już pan odbył.
- Rzeczywiście, miałem już czas poznać ekipę. Myślę, że w treningu wyglądam coraz lepiej, a jedyne, czego mi brakuje, to regularnej gry. Na całe szczęście Korona Kielce ma drugą drużynę, w której zawsze można pograć.
Dlaczego pana transfer do Korony trwał tak długo? Po lipcowych testach klub z pana zrezygnował?
- Nie, kontakt był cały czas. Nie można o tym mówić w ten sposób, nie było rezygnacji ze strony Korony. Muszę przyznać, że mi bardzo zależało na tym, żeby po przygodzie za granicą zostać teraz w Polsce. Nie ukrywam, że gdyby rozmowy z Koroną pod sam koniec sierpnia nie dobiegły końca, z początkiem września byłbym już z powrotem w Portugalii. Na dniach pojawiły się opcje, które zacząłem poważnie rozważać. Zwlekałem z nimi, bo bardzo zależało mi, aby zostać w Polsce. Cieszę się, że udało mi się dogadać z Koroną i mam nadzieję, że zostanę tutaj na dłużej.
Przed sezonem bardzo dużo mówiło się o tym, że klub potrzebuje nowego bramkarza. Teraz to pan jest najbardziej doświadczonym z całej czwórki golkiperów.
- Najbardziej doświadczony, ale z niewielkimi zaległościami treningowymi. Staram się w miarę szybko je nadrobić. Współpraca, atmosfera między nami jest naprawdę fajna. Mamy dwóch młodych chłopaków, jest Paweł Sokół, Kuba Osobiński, no i Mati, który ma teraz pewny plac i gra regularnie. Trener na niego stawia. A ja? Muszę się w to wszystko wdrożyć i podjąć z nim rywalizację.
Czuje pan głód piłki?
- Tak, w zeszłym sezonie bardzo brakowało mi regularnej gry. W ciągu całego sezonu w Portugalii rozegrałem łącznie sześć meczów w pełnym wymiarze czasowym, co wiadomo - nie jest szczytem moich marzeń. Miałem jednak na tyle silnego konkurenta, że nie mogłem sobie nic zarzucić. Prezentował się naprawdę świetnie, a wiadomo - za granicą zawsze jest trochę ciężej.
Nie żałuje pan tego wyjazdu?
- Nie, nie mogę o tym w ten sposób myśleć. Nauczyłem się czegoś nowego, zdobyłem kolejne doświadczenie. Trudno, nie ma co się za siebie oglądać. Staram się patrzeć na to co jest tu i teraz. Skupiam się na Koronie i na tym, aby moja forma szła cały czas do przodu.
Niedługo Korona gra z Wisłą Kraków, a to klub, w którym spędził najlepsze lata piłkarskiej kariery. Mimo rywalizacji pomiędzy klubami, miło będzie panu wrócić na Reymonta?
- Tak, zdecydowanie, czas spędzony w Wiśle wspominam jak najmilej. To moje rodzinne miasto. Powrót na stare śmieci na pewno będzie sentymentalny, co nie zmienia faktu, że jeżeli wrócę tam z Koroną, to bezwzględnie na wszystko będę chciał tam po prostu wygrać. Na tym polega sport. Będzie trzeba o wszystkim zapomnieć i jak najlepiej wykonać swoją robotę. A jak mnie tam przywitają? Zobaczymy (śmiech).
Ile czasu daje sobie pan, aby wskoczyć to składu?
- (śmiech) Nie wiem. Najpierw muszę "odbębnić" swoje. A potem? Będziemy myśleć (śmiech).
Rozmawiał Mateusz Kaleta
fot: Maciej Urban
Wasze komentarze