To był pogrom. Korona Kielce bezradna w Płocku
Prawdziwe deja vu przeżyli w Płocku piłkarze Korony Kielce. Ledwo kielczanie wyszli na boisko, a już przegrwywali 1:0… W tym spotkaniu żółto-czerwonym nie wychodziło zupełnie nic, można powiedzieć, że byli tłem dla dobrze dysponowanej dzisiaj Wisły. Po 45 minutach gospodarze prowdzili już 3:0 i bez dwóch zdań – był to wynik doskonale odzwierciedlający formę Korony w tym spotkaniu. Kielczan było stać jedynie na jedną bramkę, jaką na 3:1 strzelił z rzutu karnego Sanel Kapidzić. Ostatnie słowo należało jednak do Wisły. "Nafciarze" trafili w samej końcówce po raz czwarty i ostatecznie pogrążyli Koronę, wygrywając 4:1. A wynik mógłby być jeszcze wyższy, gdyby nie dobra postawa Hamrola w bramce...
Trener Gino Lettieri dokonał w składzie kilku zmian. Między słupkami po raz trzeci w tym sezonie pokazał się Matthias Hamrol, a w pierwszym składzie zagrali też Mateusz Możdżeń oraz Djibril Diaw. Dla Senegalczyka był to pierwszy mecz po nieobecności w trzech poprzednich. Z rolą rezerwowego pogodzić musiał się najlepszy strzelec Korony – Nika Kaczarawa.
REKLAMA
I podobnie jak przed czterema dniami w meczu z Górnikiem, tak i dzisiaj kielczanie dostali bramkę już w pierwszych minutach spotkania. O ile pierwsza akcja w wykonaniu Michalaka nie przyniosła Wiśle powodzenia, tak po chwili było już 1:0 dla gospodarzy. Długą piłkę z autu podał Arkadiusz Reca, a źle we własnej szesnastce zachował się Możdżeń, który nie upilnował w polu karnym Jose Kante. Snajper Wisły dostawił nogę i tym samym wyprowadził płocczan na prowadzenie.
W identycznych okolicznościach w Zabrzu kielczanie potrafili odpowiedzieć. Szybko strzelili bramkę, wrócili do gry. Ale w Płocku było inaczej. Tempo meczu szybko siadło i mimo że żółto-czerwoni długo utrzymywali się przy piłce, w żaden sposób nie potrafili zagrozić bramce płockiej Wisły. W odpowiedzi po raz drugi zaatakowali gospodarze i… podwyższyli prowadzenie na 2:0. Rajd Michalaka prawdą stroną wykończył Kamil Biliński.
Druga bramka dla Wisły zupełnie podłamała kielczan, którzy długimi momentami byli tylko tłem dla dobrze dysponowanych dzisiaj gospodarzy. Pierwszy zryw żółto-czerwonych miał miejsce dopiero w 24 minucie. Sam na sam z golkiperem stanął Soriano i choć trafił do bramki, sędzia gola nie uznał - dopatrzył się spalonego.
Trener Gino Lettieri próbował reagować na boiskowe wydarzenia. Jeszcze w pierwszej połowie wpuścił na plac gry Nabila Aankoura, który zastąpił Kena Kallaste. To jednak Wisła dominowała tego dnia na murawie. Chwilę później stworzyła sobie kolejną dogodną sytację, która mogła zakończyć się kolejną bramką. Sam na sam z Hamrolem stanął Damian Szymański, ale przegrał pojedynek z golkiperem Korony.
W pierwszej połowie Wisła zupełnie pozbawiła kielczan szansy na jakikolwiek korzystny wynik. Żółto-czerwoni zupełnie nie istnieli na boisku, a bramki strzelali tylko „Nafciarze”. Na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy było już 0:3. Fatalnie zachował się Rymaniak, który najpierw stracił piłkę na własnej połowie, a później zbyt łatwo dał się ograć we własnym polu karnym. Nieporadność kieleckiej defensywy wykorzystał Kante, który zdobył swoją drugą bramkę w tym spotkaniu.
Druga połowa znów rozpoczęła się pod dykrando gospodarzy. Korona praktycznie nie istniała. Pierwsza akcja gospodarzy i od razu strzał Kamila Bilińskiego – tym razem dobrze obroniony przez Hamrola. Po chwili napastnik „Nafciarzy” uderzał raz jeszcze, ale przestrzelił.
Kielczanie przebudzili się dopiero w 57. minucie meczu. Do rzutu wolnego podszedł Mateusz Możdżeń i oddał bardzo dobry, celny strzał, który z problemami na rzut rożny odbił Dahne. Chwilę później żółto-czerwoni mieli kolejną dobrą okazję do zmniejszenia rozmiarów porażki. Po rzucie rożnym główkował Kovacević, ale znów górą był golkiper Wisły.
Dwa ataki Korony nie przesłoniły jednak obrazu tego, kto dziś królował na boisku. W 67. miucie znów z kontratakiem wyszli gospodarze, jednak świetnie w bramce spisał się Hamrol, który w groźnej sytuacji uchronił żółto-czerwonych od straty bramki.
Tego dnia kielczanom nie wychodziło zupełnie nic. Udało im się jednak zmniejszyć rozmiary porażki. W 78. minucie faulowany w polu karnym był Marcin Cebula. Do „jedenastki” podszedł wprowadzony chwilę wcześniej Kapidzić i z zimną krwią pokonał Thomasa Dahne. Było 3:1.
Korony nie było stać tego dnia na nic więcej. O bezradności żółto-czerwonych świadczy fakt, że spotkanie z Wisłą kończyli w dziesiątkę. W zupełnie niegroźnej sytuacji błąd popełnił Gardawski, który powalił przeciwnika w środkowej strefie boiska. Ponieważ było to drugie upomnienie piłkarza w tym spotkaniu, musiał zejsć z boiska.
Ostatnie słowo należało jednak do gospodarzy. Za faul na Michalaku arbiter odgwizdał rzut karny dla Wisły, który w końcówce spotkania na bramkę zamienił Nico Varela. Korona przegrała z Wisłą Płock 1:4.
Zapis relacji NA ŻYWO
Następny mecz Korona rozegra w następną niedzielę, kiedy w ostatnim meczu tego sezonu zmierzy się na Kolporter Arenie z Zagłębiem Lubin. Początek o godz. 18.
Wisła Płock - Korona Kielce 4:1 (3:0)
Bramki: Kante (2’, 42’), Biliński (14’). Varela (87’ - karny) - Kapidzić (79’ - karny)
Wisła: Dahne - Stefańczyk, Uryga, Dźwigała, Reca - Michalak, Szymański, Furman (72’ Rasak), Varela (89’ Rogalski) - Biliński, Kante (76’ Stilić)
Korona: Hamrol - Rymaniak, Kovacević, Diaw, Kallaste (30’ Aankour) – Petrak (46’ Kapidzić), Możdżeń, Cebula (81’ Malarczyk), Janjić, Gardawski - Soriano
Żółte kartki: Michalak - Możdżeń, Gardawski
Czerwona kartka: Gardawski (79’, za dwie żółte)
Widzów: 6315
fot: Maciej Urban
Wasze komentarze
Czy "weteran" i paru innych klakierów też mają coś pozytywnego do powiedzenia na temat Korony Kielce?
Przyjdźcie na Zagłębie, nie zawiedziemy was. Naprawdę!
Ciekawe czy dadzą mu sza se w ostatnim meczu w Kicach żeby się pożegnał z kibicami
Najgorzej jest szkoda pucharu polski bo była duża szansa a ja zmarnowali
Koronie by się przydał taki Kante
Na Koronie można dobra kasę wygrać wiadomo że wszystko przegraja
Strach pomyslec jakby bylo gdybysmy byli w dolnej czesci tabeli.
Koronie już punkty na nic ,a Wiślacy chcą zdobyć czwarte miejsce więc taki mały, nic nie kosztujący rewanżyk.