Do Wrocławia jedziemy bez dodatkowej presji. Ale dalej jest o co grać
- Śląsk od wielu kolejek ma już nóż na gardle. Kolejna porażka mogłaby sprawić, że staliby się taką "czerwoną latarnią" tej ligi. A my? Przystępujemy do tego spotkania zupełnie z drugiego bieguna. Tym meczem możemy tylko zyskać, bo przy korzystnym układzie pozostałych spotkań nadal mamy szanse na zajęcie czwartego miejsca i cztery mecze u siebie w kolejnej fazie zmagań. Jest o co grać - jasno stawia sprawę przed sobotnim meczem Korony Kielce ze Śląskiem Wrocław Mateusz Możdżeń, pomocnik żółto-czerwonych.
Aby się to udało, kielczanie nie tylko muszą pokonać dzisiaj Śląsk, ale swoje mecze musi przegrać także Górnik Zabrze i Wisła Płock. Wszystko może się zdarzyć - tym bardziej, że obie ekipy mierzą się z bezpośrednimi kandydatami do tytułu w rozgrywkach - odpowiednio Lechem Poznań i Jagiellonią Białystok.
Kielczanie przystępują do starcia ze Śląskiem podbudowani dwoma kolejnymi zwycięstwami z rzędu. Tym razem czeka ich jednak mecz na wyjeździe, a te w tym sezonie wyjątkowo Koronie nie leżą. Na 14 dotychczasowych spotkań rozgrywanych w delegacji kielczanie odnieśli tylko dwa zwycięstwa - 3:0 z Bruk-Betem Termalicą oraz 5:0 z Lechią w Gdańsku. - Dwa, ale jakie okazałe - uśmiecha się "Możdżu".
I kontynuuje: - Zgodzę się, że te mecze na wyjazdach rzeczywiście nam się jakoś nie układają. Ale podobnie było w poprzednim sezonie, choć i tak wydaje się, że obecny jest dużo lepszy od ubiegłego pod tym względem. Przede wszystkim nadrzędną sprawą była kwestia awansu do ósemki, a to udało nam się wykonać już w ubiegłym tygodniu, więc teraz mamy jedną kolejkę zapasu. Z tego się trzeba cieszyć - mówi pomocnik Korony.
- Patrząc wstecz na spotkania w delegacji to na pewno liczba zdobytych w nich punktów nie jest powalająca. Spokojnie mogliśmy pokusić się o co najmniej dwa zwycięstwa więcej. Ale ciężko dziś rozpatrywać te spotkania z osobna, bo każdy mecz jest inny - zwraca uwagę wychowanek Ursusa Warszawa.
Teraz Koronę czeka starcie ze Śląskiem, który - co pewne - do końca sezonu będzie bił się o utrzymanie. Wrocławianie na zwycięstwo czekają już od ośmiu spotkań, a za trenera Pawłowskiego jeszcze nie wygrali. - Mają spory problem. My też mieliśmy taką sytuację w zeszłym roku - sześć porażek z rzędu. Ale kiedy przełamaliśmy już tę serię, to na koniec weszliśmy do "ósemki" - przypomina Możdżeń.
Śląsk na grupę mistrzowską szans już nie ma. Wrocławianie mają zaledwie trzy oczka przewagi nad strefą spadkową i ewentualna porażka z Koroną może zepchnąć ich w czerwoną strefę. - Ja bym się tym nie zamartwiał. Jedziemy tam świeżo upieczeni po "ósemce". Patrzymy na siebie. Jedzie z nami duże grono kibiców, a podejrzewam, że we Wrocławiu nie będzie zbyt wielkiej frekwencji, jak to niestety bywa od kilku lat na Śląsku. Będziemy grać bez dodatkowej presji - stwierdza 27-latek.
Pomocnik nie pojawił się wprawdzie na boisku w ostatnim ligowym starciu z Lechią Gdańsk, ale w pucharowym meczu z Arką Gdynia był już jednym z najlepszych na boisku. Bardzo prawdopodobne, że ze Śląskiem zagra po raz kolejny, gdyż we Wrocławiu zabraknie drugiego ze środkowych pomocników, Jakuba Żubrowskiego. - Myślę, że mogę być zadowolonym ze swojej obecnej formy. Ale wiadomo, sportowiec zawsze oczekuje od siebie więcej. Jestem pierwszym do tego, aby po meczu być z siebie niezadowolonym. Nie ma takiego meczu, w którym wszystko by wychodziło. No, chyba że w Lidze Mistrzów - żartuje.
Początek starcia Korony Kielce ze Śląskiem dziś o godz. 18.
fot: Maciej Urban
Wasze komentarze