Młody sędzia z Kielc idzie jak burza! Poprowadzi spotkania eWinner II ligi
Zaledwie rok trwała przygoda Aleksandra Kozieła jako arbitra głównego III ligi. Dzięki bardzo dobrym ocenom uzyskanym w poprzedniej kampanii i zdanym egzaminom 24-latek awansował na trzeci poziom rozgrywkowy w Polsce. Jest to o tyle imponujące, że w województwie świętokrzyskim zaledwie dwóch sędziów będzie miało okazję do poprowadzenia meczów II ligi w nadchodzącym sezonie.
Z "Alkiem" porozmawialiśmy o jego drodze do trzeciego poziomu rozgrywkowego, słabej pozycji świętokrzyskich arbitrów w strukturach PZPN i sędziowskich wzorach do naśladowania. W wywiadzie nie zabrakło również humorystycznych historii z niższych lig. Zapraszamy!
Jak to jest mieć możliwość posędziowania meczu takim znanym drużynom jak chociażby Polonia Warszawa?
Aleksander Kozieł: – Na pewno dla sędziego możliwość uczestnictwa w spotkaniu tak utytułowanej drużyny, jak Polonia, która posiada dużą grupę kibiców i historyczny stadion, to wyjątkowa motywacja i szczególne doświadczenie. Jednak przede wszystkim dla tak młodego sędziego istotne jest doskonalenie swojego warsztatu i czerpanie cennego doświadczenia, niezależnie od tego, które drużyny rywalizują na boisku. Już na poziomie III ligi można spotkać utytułowane kluby z bogatą przeszłością jak, chociażby Stal Stalowa Wola, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, czy Polonia Bytom.
Czy w trakcie sezonu, po rozmowach z obserwatorami, przeczuwałeś że ta kampania może się tak udanie dla ciebie skończyć?
– Aby ocenić poprzedni sezon w moim wykonaniu, trzeba go podzielić na dwie rundy. Ta debiutancka (jesienna) nie była tak udana. Uczyłem się dopiero tej III ligi, nabierałem doświadczenia, ale też popełniałem błędy. Z każdego meczu starałem się wyciągnąć negatywne i pozytywne aspekty dla dalszego rozwoju. Dzięki temu wiosna wyglądała o wiele lepiej i faktycznie w zdecydowanej większości spotkań czułem, że spełniam oczekiwania. Ułatwiła mi to współpraca z Marcinem Szrekiem w ramach Programu Mentorskiego na szczeblu ŚZPN. Marcin jako doświadczony arbiter szczebla centralnego dawał mi wiele rad, ale i potrafił zwrócić uwagę na błędy oraz obszary, które należało skorygować. Tak naprawdę Marcin był często bardziej wymagający i krytyczny niż obserwatorzy na meczach. Włożył dużo pracy w obejrzenie i przeanalizowanie wszystkich moich spotkań. To przełożyło się na rozwój i udoskonalenie mojego warsztatu.
Marcin był też ostatnim sędzią z województwa świętokrzyskiego, który jako arbiter główny prowadził mecze Ekstraklasy i I ligi, od tego czasu minęło już jednak 6 lat. Czy uważasz że możesz przerwać tę złą passę?
– Jestem dopiero na początku swojej drogi. Najpierw należy dobrze pokazać się na boiskach II ligi. Każdy mecz będzie dużym wyzwaniem, dlatego trochę za wcześnie na tak śmiałe deklaracje. Na razie w weekend czeka mnie przedsmak Fortuny 1. Ligi w postaci funkcji sędziego technicznego w dwóch meczach. Myślę, że każdy arbiter marzy o prowadzeniu spotkań Ekstraklasy, czy I ligi. Jedyne co mogę zadeklarować to, że włożę dużo pracy w to, aby właściwie prezentować się na boisku i szybko usprawniać swój warsztat. A czy to wystarczy do przełamania złej passy, czas pokaże.
W jakich meczach cię zobaczymy w Fortuna 1. Lidze?
– W piątek będzie to spotkanie w Niecieczy. Bruk-Bet Termalica zmierzy się z Odrą Opole. Później w niedzielę jadę do Niepołomic, gdzie Puszcza zagra z Górnikiem Łęczną. Tak się złożyło, że zaczynam ten sezon jako "technik". Będzie to dobre przetarcie przed meczami II ligi i okazja do współpracy z czołowymi sędziami w Polsce.
To w takim razie może kieleccy fani przypomną sobie jeszcze na chwilę o Fortuna 1. Lidze (śmiech). Swoją drogą byłeś już technicznym w II lidze, czy tempo gry i trudność spotkań mocno wzrasta względem niższych lig?
– Tak. Tempo gry wzrasta i do tego trzeba być przez cały czas wyjątkowo skoncentrowanym. Trudność polega na tym, że świadomość zawodników na temat przepisów gry jest na wyższym poziomie, niż w niższych ligach. Chwila nieuwagi może zostać wykorzystana przez doświadczonego ligowca. Zawodnicy pragną, aby sędzia, podobnie jak oni, dał z siebie wszystko i poprowadził spotkanie na najwyższym poziomie. Z drugiej strony im wyższa liga, tym łatwiej czasami coś przewidzieć. Wynika to z lepszych umiejętności technicznych poszczególnych zawodników, ale i z tego, że na poziomie II, czy I ligi zawodnicy są świadomi odpowiedzialności. Nie mogą oni sobie pozwolić na jakieś nieodpowiedzialne zachowanie, ponieważ może się to wiązać z zawieszeniem, czy karą finansową ze strony klubu lub PZPN-u. W przypadku niższych lig dla wielu zawodników jest to tylko zabawa, hobby lub dodatkowy zarobek, a nie prawdziwa praca. Przez co w niższych ligach łatwiej o jakieś zaskakujące, niespotykane wcześniej sytuacje.
Czy mógłbyś przytoczyć jakąś najśmieszniejszą i najgorszą sytuację jaka cię spotkała podczas meczu?
– Śmiesznych sytuacji było wiele. Często prowokujemy je sami jako sędziowie, bo też jesteśmy ludźmi. Pamiętam, że taka sytuacja wydarzyła się przed jednym z moich pierwszych meczów, gdzie pojechałem jako asystent na B klasę. Przebieraliśmy się w "szatni sędziowskiej" znajdującej się w budynku nieopodal boiska. W tym miejscu pracowali też pracownicy budowlani i postanowiliśmy wykorzystać sytuację i przed wyjściem na murawę zrobiliśmy sobie pamiątkowe selfie całą trójką sędziowską. Mieliśmy na sobie stroje sędziowskie i do tego na głowach kaski niczym z "Boba Budowniczego". Dla mnie, młodego 16-letniego sędziego był to ciekawy sposób poradzenia sobie ze stresem przed B-klasowym debiutem. Swoją drogą muszę spróbować odnaleźć to zdjęcie.
Jednej najtrudniejszej nie jestem w stanie wskazać. Może jest dopiero przede mną? Oby nie! Na pewno trudną sytuacją jest prowadzić mecz ze świadomością, że w początkowej fazie popełniło się błąd. Zdarza się, że podejmujemy decyzję w kilka sekund, która po głębszym zastanowieniu, czy po zaobserwowaniu reakcji zawodników, okazuje się błędem, a gra została już dawno wznowiona. Trzeba wtedy odciąć się od tej sytuacji i skoncentrować na pozostałych kilkudziesięciu minutach pracy. To na pewno duża sztuka. Żeby było jasne, nie chodzi mi tu o żadne oddawanie, czy wyrównywanie szans którejś z drużyn. To droga donikąd i żaden sędzia nie działa w ten sposób. Mam na myśli umiejętność skoncentrowania się i wykonywania swojej pracy jak najlepiej, przy jednoczesnym odcięciu się od tego, co miało miejsce wcześniej. Tak, aby pozostałe sytuacje były rozstrzygane w odpowiedni sposób.
Wracając do tej złej passy. Dlaczego według ciebie tak niewielu sędziów z województwa świętokrzyskiego ma szanse zaprezentować się w trzech czołowych ligach?
– Pewnie każda osoba związana ze świętokrzyską piłką zadaje sobie to pytanie. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że jesteśmy słabym województwem. Mamy niewielu sędziów i niedużo klubów. Młodzież też nie garnie się do grania ani do sędziowania, a przez to ten marazm się pogłębia. Na szczeblu centralnym jest niewielu naszych sędziów i obserwatorów, przez co trudno, aby kolejni arbitrzy mogli czerpać doświadczenie. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku klubów. Poza Koroną nie mamy ani jednego przedstawiciela w I albo II lidze. To działa tak, że to przedstawiciel konkretnego województwa "ciągnie" za sobą kolejne podmioty. Pokazuje w ten sposób, że można piąć się w górę, uzyskując awans (w przypadku klubów) lub, że warto dać szansę kolejnemu sędziemu czy obserwatorowi (w przypadku środowiska sędziowskiego z danego województwa).
Czy masz swojego ulubionego sędziego albo arbitra na którym starasz się wzorować?
– Jako Polacy nie mamy się czego wstydzić. Nasi sędziowie są cenieni w Europie i na świecie. Ze świetnej strony naszych arbitrów pokazano w serialu "Sędziowie". W każdym odcinku ujęto zarówno pozytywne, jak i negatywne strony sędziowania. Myślę, że sędzia Kwiatkowski ma niepodrabialny styl i sposób komunikacji z zawodnikami. Chociażby słynne już "mordo wiesz, o co chodzi". Trudno jednak przenieść jakiś aspekt 1 do 1 na swój warsztat, ponieważ zawodnicy w momencie wyczują, że sędzia nie jest naturalny. Gdybym miał jednak wskazać styl sędziego, który najbardziej do mnie przemawia, to wskazałbym właśnie Tomasza Kwiatkowskiego.
Z sędzią Kwiatkowskim pamiętam sytuację, jak wieszano na nim psy po derbach Krakowa w 2016 roku, ale parę dni później wyszedł materiał "Sędzia na podsłuchu" z tego meczu i nastroje się zmieniły.
– Dokładnie tak. Obszar zarządzania to jeden z trudniejszych, jeśli nie najtrudniejszy obszar dla młodych arbitrów. Uważam, że w tym aspekcie warto przyglądać się Kwiatkowskiemu. Nie skupiać się na wiernym kopiowaniu jego stylu, ale warto przenosić pojedyncze elementy jego zarządzania i dostosowywać je do własnego, naturalnego stylu sędziowania.
Odnośnie zarządzania, to nasunęło mi się pytanie. Czy przed meczami w niższych ligach też robiłeś research o zawodnikach na których trzeba uważać i wybuchowych trenerach?
– W przypadku niższych lig trudno o dostęp do takich informacji. Z portali możemy czerpać wiedzę na temat liczby kartek, ale one też nie oddają wszystkiego. Nie wiemy, czy zawodnik dostał je za dyskusje, czy może ma problemy z szybkością, przez co atakuje spóźniony. Dużo informacji roznosi się pocztą pantoflową. W grupie sędziów przekazujemy sobie informacje o tym, jak zachowuje się dany zespół czy trener, który z zawodników może nam pomóc na boisku, a który jest typowym "trouble makerem". To pozwala przygotować się lepiej do zawodów. Choć nie ma co się negatywnie nastawiać do takiego trenera czy zawodnika, to jednak mając taką wiedzę, już przed meczem możemy taką osobę podejść. Sposób, w jaki się przywitamy i będziemy do niej zwracać może nam zdecydowanie ułatwić zadanie na boisku.
Czy chciałbyś coś jeszcze dodać od siebie na koniec?
– Na koniec chciałbym tylko podziękować wszystkim za gratulacje i wsparcie, które otrzymałem po informacji o powołaniu na egzaminy dla drugoligowców. Nie na wszystkie wiadomości byłem w stanie odpowiedzieć od razu, ponieważ chciałem się skupić na odpowiednim przygotowaniu. Teraz kiedy testy zostały przeze mnie zaliczone, mogę już oficjalnie przyjąć gratulacje i podziękować za wsparcie. Mam nadzieję, że żaden ze znajomych się nie obraził, ale najpierw chciałem wykonać swoją pracę, a dopiero potem cieszyć się z sukcesu. Stąd moja opieszałość w odpowiadaniu na gratulacje. Korzystając z okazji chciałbym życzyć wszystkim sędziom ze świętokrzyskiego powodzenia w nadchodzącym sezonie, samych udanych spotkań i wielu dobrych decyzji na boiskach.
Rozmawiał Wiktor Chrabąszcz
Fot. Paweł Budzyk