Przegrały wygrany mecz. Czy KSS był lepszy?
Miało być postawienie kropki nad „i”. A co było? Problem. Piłkarki ręczne KSS-u przegrały w ostatnim meczu rundy zasadniczej z chorzowskim Ruchem 26:27, mimo że w pewnej chwili prowadziły już nawet sześcioma golami. Oznacza to, że „Tygrysice” przez kilka godzin nie mogły być pewne szóstego miejsca przed fazą play-off...
Porażki nic jednak nie zapowiadało. W pierwszej połowie kielczanki w pełni kontrolowały sytuację, grały skutecznie w ataku i twardo w obronie. Skutek? Wynik 15:12 po pierwszych trzydziestu minutach. Na taki rezultat szczególnie zapracowała Kamila Skrzyniarz, która do przerwy zdobyła aż osiem bramek dla swojego zespołu (potem już nie trafiła do siatki ani razu).
Trzeba jednak podkreślić, że sam początek meczu należał do KPR-u Ruchu. Na szczęście gospodynie dość szybko się przebudziły, w 14. minucie doprowadziły do remisu 7:7 i właśnie wtedy rozpoczęły szturm na bramkę gości.
Bardzo dobrze na lewym skrzydle radziła sobie Karolina Młynarczyk, która wykorzystywała dobre kontrataki. A te powstały głównie dzięki odbiorom Marty Rosińskiej. „Owca” zanotowała kilka znakomitych przechwytów, czym otworzyła drogę do bramki swoim koleżankom. Ruch natomiast się gubił. Zawodniczki z Chorzowa rzucały z nieprzygotowanych pozycji i tym samym głupio traciły piłkę.
- Przegrywaliśmy trzema golami, ale w szatni powiedzieliśmy sobie, że możemy to odrobić. I po przerwie naprawdę dziewczyny grały dużo lepiej, zwłaszcza w obronie. Był jednak jeden, zasadniczy problem – skuteczność, a raczej jej brak... – przyznał trener Ruchu, Janusz Szymczyk. Rzeczywiście, chorzowianki zaczęły ostro, walczyły bezpardonowo (zwłaszcza Marlena Lesik, która zabłysnęła kilkoma chamskimi zagraniami), ale nic z tego nie wynikało.
A KSS kontynuował show. Duża w tym zasługa Iwony Muszioł, która w pewnych momentach broniła jak w transie. „Iwona! Uśmiech!” – krzyczeli kibice, ale mieli prawo, bo Muszioł raz po raz ratowała swój zespół z opresji. To dzięki niej i znakomitym akcjom w ofensywie, KSS w pewnym momencie prowadził aż 23:16. Potem nieco osłabł, ale na niecały kwadrans przed końcem spotkania, na tablicy i tak było 24:20 dla gospodyń.
Wtedy jednak coś się zacięło. Co? Tego nie wie chyba nikt. – Byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem. Mieliśmy tyle bramek przewagi, ale potem zaczęliśmy podejmować zbyt szybkie decyzje, za często graliśmy z kołem. Rywalki przejmowały piłkę i błyskawicznie przenosiły się pod naszą bramkę. Przecież one chyba wszystkie gole zdobyły z kontrataków... – tłumaczył Zdzisław Wąs, trener KSS-u.
Gdy KPR Ruch doprowadził do remisu 24:24, kielczanki faulowały. Rzut karny spudłowała jednak Kinga Polenz (najskuteczniejsza w obozie Chorzowa, autorka 10 goli), która trafiła w poprzeczkę. Wówczas wydawało się, że „Tygrysice” wykorzystają tę szansę i jednak zakończą mecz na swoją korzyść. Nic z tego. Końcówka należała do chorzowianek, które wygrały ostatecznie 27:26.
- Czasami tak jest w sporcie, że lepszy zespół przegrywa mecz – skwitował sobotnie spotkanie trener Wąs. Z tym stwierdzeniem można jednak polemizować, bo do 45. minuty KSS istotnie był lepszy, ale mecz piłki ręcznej trwa 60 minut... – Udowodniliśmy, że warto grać do samego końca. Słowa uznania dla dziewczyn – podsumował Szymczyk, i to właśnie on mógł cieszyć się ze zwycięstwa.
Na szczęście KSS utrzymał 6. miejsce w tabeli, bo KPR Jelenia Góra przegrał u siebie ze Startem Elbląg 25:30. To już koniec fazy zasadniczej tego sezonu PGNiG Superligi, teraz czas na play-offy.
KSS Kielce – Ruch Chorzów 26:27 (15:12)
KSS: Muszioł, Kozieł - Pokrzywka, Lalewicz 1, Piechnik, Młynarczyk 4, Kot 1, Rosińska 6, Skrzyniarz 8, Paszowska, Nowak, Agova 5, Woźniak 1.
Ruch: Karwat, Wąż - Pieniowska, Jasinowska 4, Pawlik 3, Jasińska 1, Lesik 7, Polenz 10, Krzymińska 2.
fot. Michał Janyst
Wasze komentarze
Szczególnie w damskim wydaniu.