"Tygrysice" muszą się obudzić
Piłkarki ręczne KSS-u Kielce w sobotę przegrały z KPR-em Jelenia Góra. O tej porażce wciąż trudno zapomnieć - „Tygrysice” tym meczem znacznie pogorszyły swoją sytuację w tabeli. – Dziewczyny wstydzą się tego spotkania – mówił trener Zdzisław Wąs. A czasu na poprawę gry nie ma wiele.
Przed kielczankami dwa bardzo ważne mecze. W najbliższą sobotę KSS zmierzy się we Wrocławiu z AZS-em AWF, który ma tyle samo punktów co nasz zespół – dwanaście. Tydzień później do Kielc przyjedzie KPR Ruch Chorzów, który nad zawodniczkami Wąsa ma trzy punkty przewagi. A przecież wciąż nadzieje na wyjście ze strefy 9-12 ma KPR Jelenia Góra, który dzięki wygranej w hali przy ulicy Krakowskiej ma tylko dwa oczka straty do KSS-u. – Mecz we Wrocławiu będzie kluczowy. To nie będzie bój o dwa punkty, lecz o cztery – przyznaje skrzydłowa Katarzyna Grabarczyk
Mając w pamięci sobotnie spotkanie z jeleniogórzankami, ciężko jednak oczekiwać po „Tygrysicach” dobrej gry. A przecież miało być zupełnie inaczej – to KSS był faworytem i blisko 300-osobowa publiczność na trybunach spodziewała się raczej łatwego zwycięstwa. W delikatnym szoku były też zawodniczki drużyny gości. – KSS ostatnio zasiliły dwie dobre zawodniczki, a my cały czas borykamy się z kolejnymi kontuzjami. W Kielcach musieliśmy zagrać bez jednej z najlepszych zawodniczek, Agnieszki Koceli, a na ławce siedziały chore piłkarki. Mamy mało zmienniczek, to zły sezon, a wygrana na Krakowskiej była naszym pierwszym wyjazdowym zwycięstwem w tym sezonie – mówiła trenerka KPR-u, Małgorzata Jędrzejczak.
Pewnym symbolem sytuacji przyjezdnych i ich zaskoczenia obrotem spraw na boisku, była postawa w bramce Martyny Kozłowskiej, której przez cały mecz uśmiech nie schodził z twarzy. Bramkarka z Jeleniej Góry momentami była wprost zszokowana, w jak prosty sposób potrafiła zatrzymywać ataki gospodyń.
Trener Wąs po meczu nie ukrywał złości. – Mówiłem dokładnie, jak mają rzucać na bramkę. Tłumaczyłem, żeby rzucały w krótki róg, a jak było, wszyscy widzieli... - żalił się. – To prawda, trener mówił ja, ale my robiłyśmy dokładnie na odwrót – przyznała Grabarczyk.
Szkoleniowiec KSS-u nie mógł być zadowolony z żadnego aspektu gry. – Zawaliliśmy w obronie. Realizacja naszych założeń przedmeczowych była na wyniku dwudziestu procent. Jestem zawiedziony postawą Mariji Gedroit, a także naszych bramkarek, zwłaszcza w pierwszej połowie. Do tego ta ogromna nieskuteczność... Mieliśmy zamknąć prawą stronę w obronie, to było kluczem do zwycięstwa, ale to nie zostało zrealizowane – mówił Wąs, który ekipę z Jeleniej Góry zna przecież wyśmienicie, bo przepracował tam kilkanaście lat. Tym bardziej porażka musiała go zaboleć.
W oczy rzucała się jeszcze nonszalancja „Tygyrsic” i brak wyczucia. Zupełnie tak, jakby piłkarki były zmęczone ciężkimi treningami. Tymczasem... - Specjalnie w ostatnich dniach odpuściłem na zajęciach. Chciałem, żeby dziewczyny złapały trochę świeżości. Nic z tego nie wyszło, moje zawodniczki sprawiały wrażenie nieprzytomnych i sennych – dodał trener KSS-u.
KSS żeby uniknąć walki o utrzymanie, musi na koniec fazy zasadniczej zająć co najmniej ósme miejsce. Jeśli będzie niżej, będzie zmuszony do dalszych bojów w play-offach. Oczywiście zagrożenie bezpośredniej degradacji jest nikłe, wręcz zerowe, bo zdegradowana została już Zgoda Ruda Śląska, a słabiutki Sambor Tczew ma raptem dwa punkty na koncie. KSS może jednak spaść na dziewiąte miejsce i wówczas musiałby o ekstraklasę walczyć w barażu z zespołem z pierwszej ligi. A tego lepiej uniknąć.