Krajobraz po Górniku: ciężka przeprawa rozpoczęta
Co tu dużo mówić – pierwszy wiosenny (zimowy) mecz Korony chyba ani nie rozczarował, ani nie wlał pozytywów w serca fanów żółto-czerwonych. Raczej trzeba się przyzwyczaić. Od minionego lata kielecki klub mierzy się z faktem, że o pozostanie w szeregach T-Mobile Ekstraklasy będzie bardzo ciężko. W poniedziałek w Zabrzu wywalczył punkt, ale spotkań wyglądających podobnie do tego może być więcej. Tylko nie każdy rywal będzie tak nieskuteczny…
Pierwsza połowa została zdominowana przez Górnika. Jeżeli kielczanie zmuszali do wysiłku Steinborsa to raczej po klasycznym dośrodkowaniu Golańskiego albo indywidualnej próbie Kapo. No i ten wysiłek Łotysza był bardziej umysłowy, polegający na ocenieniu, że z akcji Korony raczej nic ciekawego nie będzie, niż fizyczny, polegający na obronieniu piłki zmierzającej w światło bramki.
Kielczanom przed przerwą ewidentnie nie szło w ofensywie. Z tyłu z kolei było „na zero”, ale uczciwie trzeba przyznać, że choćby po dograniu Madeja i główce Iwana to nie zasługa żadnego z graczy „złocisto-krwistych”, że futbolówka nie wpadła do bramki. Podobnie tyczy się to zresztą niewykorzystanej piłki sytuacyjnej przez Augustyna po „pustym przelocie” Cerniauskasa. Litwinowi trzeba jednak oddać, że jego inny lot po strzale z dystansu Iwana był… najwyższych lotów.
Wraz z drugą połową przyszła też częściowa poprawa gry Korony. Częściowa, bo tak jak nie ma co przesadzać, że Górnik powinien prowadzić do przerwy wysoko, tak też bez sensu jest mówienie, że „złocisto-krwiści” po zmianie stron boiska zanotowali jakiś niesamowity progres. Po prostu byli nieco bardziej konkretniejsi w swoich poczynaniach, co dość szybko zostało nagrodzone.
Śląskie powietrze ewidentnie służy Radkowi Dejmkowi. Czech zapewnił żółto-czerwonym zwycięstwo w październikowej potyczce w Chorzowie, a teraz o mały włos nie skopiowałby swojego wyczynu kilkanaście kilometrów dalej. Brawa za odnalezienie się stopera w polu karnym rywali, brawa też dla Serhija Pyłypczuka. Warto jednak zauważyć, że Ukrainiec, wystawiany zazwyczaj na pozycji skrzydłowego, zanotował pierwszą asystę od… 3 grudnia 2013 roku. Wówczas Korona wygrała w Kielcach 1:0 z Lechem Poznań, a Pyłypczuk dogrywał przy złotym golu Danielowi Gołębiewskiemu. Delikatnie mówiąc – trochę na jego asystę musieliśmy poczekać. Tak czy inaczej – dobrze, że przełamanie w końcu nadeszło.
Trzeba oczywiście wspomnieć również o Lukasie Klemenzie. Na dobrym debiucie w ekipie żółto-czerwonych zależało mu chyba aż za bardzo. Przy sytuacji, w której ukarany został pierwszą żółtą kartką, może chyba nawet podziękować sędziemu Pawłowi Gilowi, że ten nie wysłał go pod przedwczesny prysznic od razu. A już to odrzucenie piłki i ryzykowanie drugiego napomnienia… Dziecinada. Przy takim obrocie spraw jasne było, że Klemenz w oczach arbitra z Lublina wisi na włosku i rozjemcy wystarczy mały pretekst, aby usunąć go z boiska. I ten nadszedł – choć faul może nie był jakiś mocny i brutalny, to jednak sprawił, że podziękowano 19-latkowi za udział w tym spotkaniu. Pierwsze śliwki robaczywki –pozostaje mieć nadzieję, że młody piłkarz wyciągnie z tego wnioski na przyszłość. A może trzeba było wprowadzić Marcina Cebulę właśnie za Klemenza już po pierwszej kartce?
Osłabiona Korona nie dała rady utrzymać prowadzenia, ale mimo wszystko nie można rozpaczać. Zabrakło dziesięciu minut do wywiezienia z Zabrza kompletu punktów, jednak to jedno „oczko” to mimo wszystko absolutne maksimum, o jakie „złocisto-krwiści” mogliby się ubiegać zważywszy na ich boiskową postawę. Tak na marginesie – kogo krył Piotr Malarczyk w sytuacji, gdy bramkę zdobywał Szymon Skrzypczak? Bo ani nie strzelca gola, ani nie Bartosza Iwana…
Teraz do Kielc przyjeżdża warszawska Legia, która już w sierpniu udowodniła, że nie musi wystawiać pierwszego garnituru, aby udowodnić swą wyższość nad kielczanami. Największe gwiazdy mistrzów Polski odpoczną pewnie i tym razem, bo przecież spotkanie ze „złocisto-krwistymi” stołeczna ekipa rozegra pomiędzy meczami 1/16 finału Ligi Europejskiej z Ajaksem Amsterdam.
W Koronie na pewno będzie niemała żądza rehabilitacji i najprościej pojętej ambicji, by zrewanżować się ekipie, która latem pokonała ją… no, nie wystawiając najsilniejszego składu. Czy gospodarze niedzielnej potyczki to wykorzystają? Jeżeli chcą pozostać w T-Mobile Ekstraklasie, muszą walczyć o wykorzystanie nawet tych najdrobniejszych szans.
fot. Paula Duda
Partner wywiadu:
Szkoła Językowa Language House istnieje od 14 lat i oferuje pełny zakres usług, zapewniając ciągłość kształcenia i możliwość przejścia całej drogi edukacji językowej, zaczynając od nauki już w wieku 4 lat, a kończąc na zdawaniu najwyższych poziomów egzaminów językowych.
Oferuje kursy na wszystkich poziomach zaawansowania z sześciu języków obcych: angielskiego, niemieckiego, francuskiego, włoskiego, hiszpańskiego, rosyjskiego.
Jest licencjonowanym ośrodkiem egzaminacyjnym certyfikatu TELC oraz ośrodkiem przygotowującym do egzaminów Cambridge.
Celem szkoły jest wysoka skuteczność nauczania i szybkie postępy ucznia. Od początku istnienia przeszkolono w niej kilka tysięcy osób. Language House doceniono wielokrotnie, m.in. w 2009 r. zdobyła 1 miejsce w plebiscycie „Świętokrzyskie Tygrysy” w kategorii „Najpopularniejsza Szkoła Językowa”.
Szkoła zapewnia świetne warunki lokalowe. Posiada 9 sal dydaktycznych (w tym specjalnie przystosowane dla dzieci) i korzysta z nowoczesnych technologii edukacyjnych (m.in. tablice interaktywne, multimedia, komputery, hotspot).
Ogromną popularnością cieszą się w niej kursy dla dzieci. Specjalizuje się ona także w kursach przygotowujących do uznanych egzaminów językowych oraz matury. Ofertę uzupełniają wyjazdy na kolonie i obozy językowe oraz sportowe, a także tematyczne.
Szkoła zapewnia optymalnie dobrane, małe grupy, by móc poświęcić uwagę każdemu uczniowi i maksymalnie wykorzystać czas zajęć.
W Language House istnieje wiele stymulujących metod i technik nauczania tak, by motywować, a także angażować uczniów. Nauka może i powinna sprawiać przyjemność, aby przynosić efekty, co skutkuje nabyciem pewności siebie i swobody w komunikowaniu się. Lektorzy LH (polscy i native speakerzy), często w niekonwencjonalny sposób dbają o to, żeby zajęcia były niebanalne i jak najbardziej urozmaicone, aby dotrzeć do każdego ucznia. Są oni zawsze osiągalni, a w razie potrzeby proponuje się nieodpłatne konsultacje, by dać dodatkową pomoc w nauce.
Szkoła posiada 2 filie: na os. Ślichowice (ul. Tektoniczna 35) i w ZSO nr 11 w Kielcach przy ul. Łanowej 68.
Wasze komentarze