[Poza sportem] O Niemcu, który mógłby być Polakiem
Pamiętacie Grzegorza Kozerę? W trakcie Euro 2012 był jednym z naszych blogerów. W swoich wpisach szydził z dresu Franciszka Smudy, na następcę selekcjonera wskazywał Leszka Ojrzyńskiego, w końcu pytał: „jak żyć?”. Przed kilkunastoma dniami do księgarń trafiła jego najnowsza książka „Berlin, późne lato”. My już ją przeczytaliśmy.
Nie jest to pierwsza recenzja kulturalna, którą w swoim życiu przygotowuję, ale mimo to stanowi dla mnie spore wyzwanie. Dotąd nie było mi ciężko zachować obiektywizm, bo na twórczość pisarza mogłem spojrzeć z należytego dystansu. W tym przypadku autora jednak znam, i to dosyć dobrze. Pomimo tego, zdecydowałem się nakreślić kilka słów, mając pewność, że zachowam wiarygodność. Byłbym nieuczciwy wobec samego siebie, gdybym w tym tekście skłamał, napisał coś, co jest sprzeczne z moimi odczuciami. Proszę zatem uwierzyć, że wszystko co tu zaraz padnie, jest całkowicie zgodne z tym, co myślę.
„Berlin, późne lato” to lektura, której ciężar gatunkowy nie jest lekki. Przenosimy się w czasie do drugiej wojny światowej, ale na ten okres patrzymy z zupełnie innej perspektywy – obywatela Niemiec. Jakże to nowe uczucie, przynajmniej dla mnie, gdy mogę z głównym bohaterem utożsamić się pod względem poglądów, kręgosłupa moralnego, tożsamości obywatelskiej, a przecież to tylko Niemiec. Wróg.
Książka Kozery pokazuje wojnę od strony całkiem dla nas nowej, niewiele zresztą lepszej. Jeśli nasi rodacy cierpieli blisko 70 lat temu w sposób okropny, to pamiętajmy, że na Niemców też czekały represje. I to tylko za to, że okazywali zwykłą ludzką przyzwoitość. Człowieczeństwo.
Ten problem dotyka również Otto Petersa, głównego bohatera, który decyduje się pomóc Polce, uciekinierce z niemieckiego obozu pracy. 45-letni wdowiec ujmuje czytelnika swoim zachowaniem – najpierw działa, potem dopiero myśli. W swoich czynach zdecydowany i bezrefleksyjny, wątpliwości pojawiają się dopiero później. W czasach wojennych było to jednak chyba zachowanie najlepsze z możliwych. W innym przypadku na reakcję mogłoby zabraknąć czasu. Wtedy spóźnienia nikt nie wybaczał.
Skąd ta determinacja w działaniu? Może Petters pomaga Polce tak chętnie, by choć w jakimś stopniu zrehabilitować niewłaściwe zachowanie swojego syna – żołnierza, który poległ na froncie. Wcześniej Erich zdążył kilka razy „nabroić” (czy to nie zbyt delikatne słowo?), co u jego ojca – uczciwego, rozważnego i sprawiedliwego wobec wszystkich nacji – musiało wzbudzić żal i poczucie winy. Czy wojna mogła aż tak zmienić jego potomka, czy na pewno dołożył wszelkich starań, by wychować go na dobrego człowieka? Bohater nie jest pewien odpowiedzi. Wie, że krzywd syna naprawić się nie da, ale nieco plamy na honorze rodu Petters może zmazać. Zwłaszcza, że nie ma wiele do stracenia.
Między Otto a Haliną (tak nazywa się Polka), następuje łatwy do przewidzenia rozwój znajomości. Choć za oknami berlińskiej kamienicy niemal codziennie w nocy odbywa się alianckie bombardowanie, w środku, w ukryciu przed całym światem, rodzi się uczucie. Symptomatyczne zdanie pada w tej powieści, które mocno zapadło mi w pamięci: „to paradoks, że gdyby nie wojna, nie mielibyśmy szansy się spotkać” (choć z góry przepraszam, przede wszystkim autora - piszę bez ściągawki, więc sens jest zachowany, styl językowy zaś już na pewno nie).
Niestety, historia niekoniecznie rozwija się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. W końcu nie da się uciec od pytania, czy ta znajomość przyniosła więcej szkód niż pożytku. Co jednak najlepsze, sam bohater takich wątpliwości nie ma. I może właśnie w tym przejawia się główne piękno tej historii.
Nie chcę namawiać tych, którzy książek nie czytają, żeby jednak zaczęli to robić. Nie mam złudzeń – moje starania nic w tym nie pomogą. Ale nie wątpię, że są wśród nas tacy, którzy od interesujących lektur nie uciekają. To właśnie Was zachęcam do tego, żebyście po książkę Grzegorza Kozery sięgnęli. I to wcale nie dlatego, że to nasz znajomy, były sportowy bloger lub w końcu po to, by wesprzeć świętokrzyskiego pisarza.
Bo „Berlin, późne lato” warto przeczytać, niezależnie od szerokości geograficznej, w której mieszkacie.
Tomasz Porębski
Grzegorz Kozera, „Berlin, późne lato”, Wydawnictwo Dobra Literatura 2013, s. 208.
Przykładowe wpisy Grzegorza Kozery z czasów Euro 2012:
Dres trenera - czytaj
Ojrzyński na trenera reprezentacji! - czytaj
Jak żyć? - czytaj
Wasze komentarze