Wąs: Przeciwniczki grały brutalnie. To był antyhandball
- To co prezentowały nasze rywalki, to była anty piłka ręczna. Poza tym grały bardzo brutalnie. Uważam, że sędziny były bardzo tolerancyjne, bo czerwonych kartek dla polkowiczanek powinno być zdecydowanie więcej. Na szczęście wygrał zespół lepszy pod każdym względem. Dlatego najważniejsza jest dla nas zdobycz punktowa – mówił trener Zdzisław Wąs po wygranej z Finepharm Polkowice.
W niedzielę „Tygrysice” wreszcie po długim czasie wygrały mecz w PGNiG Superlidze. Inaczej być jednak nie mogło, bo kielczanki mierzyły się z autsajderem rozgrywek. Gra gospodyń jednak nie powaliła na kolana, dlatego też nie było to bardzo okazałe zwycięstwo. - Bardzo ciężko gra się z przeciwnikiem, który chce tylko przegrać jak najmniejszą ilością bramek. Dziewczyny wiedziały o tym, że każda ich strata piłki czy niedokładny rzut będzie skutkował tym, że przeciwnik następnie będzie przez 2-3 minuty trzymał piłkę w ataku tylko po to, żeby wynik nie był wysoki – narzekał trener Wąs.
I trener miał rację, bo przez długi czas kielczanki były bardzo skutecznie wybijane z rytmu, dlatego na tablicy przez szmat czasu widniał rezultat w okolicach remisu. - Byłyśmy faworytkami tego spotkania, ale niestety przez 40 minut na parkiecie toczyła się wyrównana gra. Te mecz nie poszedł po naszej myśli, ale najważniejsze, że mamy te dwa punkty. Oczekiwałyśmy jednak więcej po naszej grze – mówiła po spotkaniu Paulina Piechnik.
Kieleckie szczypiornistki przyznały także, że nie lubią dodatkowej presji związanej z faktem, że są faworytkami spotkania. - Naszym założeniem przed rywalizacją było to, żeby nie zlekceważyć przeciwnika. Chciałyśmy im postawić twarde warunki gry, ale ciężko gra się ze świadomością, że jest się faworytem – dodała Piechnik.
Szkoleniowiec KSS-u w swoim stylu w trakcie rywalizacji rotował składem drużyny. Dzięki temu na parkiecie mogły wystąpić wszystkie jego podopieczne. - Układ był taki, że w obronie gramy tymi zawodniczkami, które są sprawdzone, w ataku natomiast wchodziły jedna lub dwie zawodniczki na zmianę. To jest normalne w piłce ręcznej. Cieszę się, że wszystkie dziewczyny mogły w tym meczu zagrać. Zdaje sobie sprawę, że gdybym w końcówce spotkania nie pozmieniał składu, to wynik byłby wyższy o te kilka bramek. Ale nie o to przecież chodzi. Chciałem żeby dziewczyny, które na co dzień z nami trenują, mogły zadebiutować, bo przecież zawsze to jest jakiś stres – powiedział trener „Tygrysic”.