Kuzera: Mam coś do udowodnienia
- Ten mecz z wiadomych przyczyn wzbudza ogromne emocje. Zagramy go dla naszych kibiców. Oni zawsze są z nami i nigdy nas nie zawodzą – mówi były zawodnik „Białej Gwiazdy”, a obecnie gracz Korony, Kamil Kuzera.
Czy drużyna żyje jeszcze emocjami po wtorkowym meczu w Ząbkach? Niżej notowany rywal był dosłownie o włos, aby sprawić Wam całkiem dużego psikusa.
Kamil Kuzera: - Mecz w Ząbkach zakończył się dla nas szczęśliwie, to było bez wątpienia spotkanie z „przejściami”. Powoli już jednak zapominamy o tym meczu. Puchar był dla nas tylko przetarciem przed najważniejszym meczem przeciwko Wiśle. Nastroje w drużynie są bardzo dobre. Wszyscy chcemy zmazać tą plamę po rywalizacji w Warszawie z Legią. Gramy w piątek o cała pulę i mogę zapewnić, że Wisłę w Kielcach spotka bardzo duży opór.
Na środowym treningu trener Marek Motyka miał do was olbrzymie pretensje za nonszalancje jaką wykazywaliście w sytuacjach podbramkowych. Trzeba przyznać, że napastnicy niczym juniorzy marnowali dogodne sytuacje strzeleckie.
- Tak, ale raczej się tym nie martwię. Oczywiście na treningu ten poziom koncentracji jest mniejszy niż w meczu. Uważam jednak, że w decydujących momentach te sytuacje będziemy wykorzystywać, tym bardziej, że gramy u siebie przy pełnych trybunach. Inna sprawa, że zbyt dużo tych okazji bramkowych w ostatnim czasie nie mieliśmy.
Mecz z Wisłą dla ciebie, byłego zawodnika krakowskiego klubu, będzie zapewne szczególnym wydarzeniem?
- Na pewno dla każdego zawodnika mecz z Wisłą jest szczególnym spotkaniem, bo na chwilę obecną jest to drużyna numer jeden w Polsce. Jeśli chodzi o moja osobę, to mam paru osobom coś do udowodnienia i na pewno będę się starał pokazać, że potrafię grać w piłkę. Uważam, że niektórzy za wcześnie mnie skreślili. To już jest jednak przeszłość. Na pierwszym planie jest teraz gra naszego zespołu. Jeżeli cała drużyna zaprezentuje się bardzo dobrze, wówczas i ja będę miał powody do radości.
Do najbliższego spotkania przystąpicie poważnie osłabieni. Strata takich zawodników jak Cezary Wilk, Aleksandar Vuković, czy Krzysztof Gajtkowski będzie dla was bez wątpienia odczuwalna.
- Wiadomo, że są to bardzo ważne ogniwa dla naszej drużyny. Mamy jednak szeroką kadrę i każdy zasługuje na to, aby otrzymać szansę i móc się wykazać. Jestem przekonany, że także zawodnicy, którzy będą grać w zastępstwie swoich kolegów, zrobią wszystko, aby tę sposobność wykorzystać. Wszyscy musimy dawać z siebie 100 procent. W kadrze mamy nie jedenastu, ale dwudziestu dwóch zawodników, więc każdy do czegoś się przydaje. Teraz pojawia się okazja, żeby to udowodnić.
Zwycięstwa w piątkowy wieczór wymagają od was kibice. Z kim jak z kim, ale z Wisłą przegrać nie możecie...
- Tę presję da się już teraz odczuć. Spotkania z Wisłą zawsze wzbudzały ogromne emocje. Tym bardziej teraz, po tych zajściach sprzed dwóch lat i śmierci naszego kibica. Ten mecz będziemy grali przede wszystkim dla naszych kibiców. Odkąd tylko pamiętam oni zawsze są z nami, nigdy nas nie zawodzili. W piątkowym spotkaniu będą na pewno naszym dwunastym zawodnikiem. Liczę na to, że na trybunach zasiądzie piętnaście tysięcy kibiców, którzy będą nas dopingowali do ostatniej minuty.
Na jakim etapie prawnym znajduje się sprawa twojej dziewięciomiesięcznej dyskwalifikacji?
- Na razie przez sąd podjęta została decyzja dyskwalifikacji, natomiast ja nawet nie otrzymałem jej uzasadnienia. Na tę chwilę sprawa jest w martwym punkcie. Cały czas czekam na wyjaśnienie kary. Jeżeli je otrzymam, wówczas będę się odwoływał do przeróżnych organów, żeby ten wyrok znieść, zmniejszyć lub zawiesić. Na razie ciężko mi się tym zajmować. Staram się o tym nie myśleć, tylko skupiać na najbliższych meczach.
Rozmawiał Grzegorz Walczak
fot. Paula Duda