UMKS po sezonie: zmian nie będzie, ale błędów powielić nie można
Mogło być lepiej, ale i gorzej. Walczący rok w rok o awans do wyższej klasy rozgrywkowej koszykarze kieleckiego UMKS-u w minionym sezonie niemal do samego końca musieli drżeć o ligowy byt. Misja pod nazwą: "Zapewnić sobie utrzymanie" zakończyła się powodzeniem, chociaż łatwo o jej realizację nie było.
Kielczanie miejsce w drugoligowej stawce na kolejny sezon zapewnili sobie dopiero trzy kolejki przed końcem rozgrywek. Wcześniej kibicom UMKS-u nie było wcale do śmiechu. Podopieczni Rafała Gila po dobrym początku ligi (trzy zwycięstwa z rzędu), z każdym kolejnym meczem prezentowali się coraz słabiej. Zamiast spoglądać w górę tabeli, musieli patrzeć na to, co dzieje się za ich plecami. A tu sytuacja nie wyglądała zbyt kolorowo. Po 27. kolejce koszykarze z Kielc byli zaledwie jedno miejsce nad strefą spadkową. Dopiero świetna końcówka (znów seria trzech zwycięstw pod rząd) wywindowała ich na względnie wysokie, 10. miejsce.
– Czy ta lokata nas zadowala? Powiem tak: na pewno mogliśmy osiągnąć lepszy wynik – zauważa szkoleniowiec UMKS-u, Rafał Gil. – Nie ma się jednak co oszukiwać, szans na awans do pierwszej ligi nie mieliśmy. Patrząc na zespoły z czołówki tabeli, posiadały one większy potencjał niż my. Do „czwórki” przy większym szczęściu i sprzyjających okolicznościach pewnie mogliśmy się zakwalifikować, ale na nic więcej raczej nas stać nie było – dodaje po chwili. A zatem czemu nie udało się osiągnąć nic więcej?
Powód pierwszy: przedsezonowe zawirowania
Wpływ na to miały zapewne przedsezonowe zawirowania i problemy finansowe. Jeszcze w lipcu ubiegłego roku nie wiadomo było, czy UMKS w ogóle wystartuje w drugoligowych rozgrywkach. Ostatecznie klub zgłosił się do ligi, ale stało się tak w dużej mierze dzięki finansowej pomocy Urzędu Miasta, który zobligował się, że pokryje blisko połowę budżetu kieleckiej drużyny. Mimo to, w zespole doszło do wielu zmian, zarówno kadrowych jak i organizacyjnych. Wystarczy wspomnieć, że w nowym UMKS-ie pozostało zaledwie sześciu zawodników z poprzedniej kadry (w tym nikt z pierwszej „piątki” ubiegłorocznej drużyny).
Powód drugi: brak doświadczenia
W miejsce tych, którzy odeszli, przyszli nowi: Damian Tokarski, Artur Busz, Paweł Walczyk, Alan Jaworski, Shawn Hill i Jakub Lewandowski. Z nowymi zawodnikami był jednak pewien problem. – Nie mieliśmy gorszej kadry niż rok temu, kiedy to biliśmy się o awans do pierwszej ligi. Inna sprawa, że brakowało nam doświadczenia – tłumaczy Gil. – Wielu naszych zawodników w poprzednich latach odgrywało drugorzędne role w swoich klubach. Tutaj z kolei nagle musieli stać się liderami. Potrzebowali oni czasu, aby przystosować się do tej nowej roli. Tak było na przykład z Damianem Tokarskim, który dopiero w końcówce sezonu stał się absolutnie kluczową postacią tego zespołu – dodaje.
Powód trzeci: niewykorzystany potencjał
Brak doświadczenia to jedno. Gil przyznaje szczerze, że nie do końca udało mu się trafić do każdego zawodnika. Nie wszyscy grali przez to na miarę swoich możliwości. – I to boli mnie bardziej niż nasze miejsce w tabeli – zaznacza szkoleniowiec UMKS-u. – Chciałem, aby Darek Kołacz stał się jednym z lepszych centrów drugiej ligi, jednak nie wykorzystałem jego potencjału. To na pewno moja porażka. Podobnie jak i to, że nie udało mi się do końca wprowadzić do gry Alana Jaworskiego. Przed sezonem liczyłem na to, że będzie on grać w każdym meczu po 10 minut, ale rzeczywistość okazała się inna – zauważa. Podobna sytuacja miała miejsce z Jakubem Lewandowski. 19-letni zawodnik w przedsezonowych sparingach prezentował się świetnie, miał być jednym z liderów zespołu, ale później grał się już coraz słabiej.
Powód czwarty: współpraca
O co chodzi w tym przypadku? Tłumaczy szkoleniowiec UMKS-u: – Problemem dla nas była też pewna – nazwijmy to – spójność grupy. Na początku zespół był dobrze zgrany pod względem interpersonalnym, mogliśmy mówić o tak zwanym team-spirit, natomiast na boisku ta współpraca (team-work) szwankowała. Grupa była ze sobą zżyta, ale to przekładało się głównie na kontakty towarzyskie, a nie na wspólne wykonywanie boiskowych zadań. To było widać w trakcie naszych meczów. Na początku wygrywaliśmy nie tyle dobrą grą, ale tą radością właśnie. Gdy brakowało jakości w grze oraz współpracy zadaniowej i przyszły pierwsze porażki, to i z zespołu zeszło powietrze. Niestety, w pierwszej rundzie byliśmy bardziej drużyną niż w drugiej – zauważa.
Powód piąty: mecze na wyjeździe
Mecz poza własną halą równa się porażka. Takie proste równanie niemal przez cały sezon towarzyszyło zmaganiom kieleckich koszykarzy. 3 zwycięstwa i 12 porażek w spotkaniach wyjazdowych to wynik gorszy niż zły. – Na pewno nie przynosi nam chluby – mówi Gil. Przez cały sezon jego podopieczni zdobyli tylko hale w Krakowie, Niepołomicach i Jaworznie. Dla porównania, w poprzednim sezonie (2009/2010) kielczanie na parkiecie rywali wygrywali aż jedenastokrotnie. W tamtych rozgrywkach, podobnie jak i teraz, UMKS u siebie wygrał 10 razy, a zatem wniosek jest prosty: mecze wyjazdowe robią różnicę. I nad tym, aby wygrywać ich więcej, kielczanie muszą koniecznie popracować.
Powód szósty: zbiórki
To z kolei była prawdziwa pięta achillesowa UMKS-u. W strefie podkoszowej koszykarze z Kielc grali niemal najgorzej w całej lidze. Zawodnicy Gila w całym sezonie zanotowali zaledwie 888 zbiórek, czyli 29,6 na mecz, co było prawie najgorszym wynikiem wśród wszystkich zespołów. Tragicznie wyglądała gra na tablicy rywali (około 7 zbiórek na mecz, najgorszy rezultat w lidze). – To był nasz wielki problem – mówi Gil. – Wystarczy przytoczyć pewną statystykę: wygraliśmy 10 z 13 spotkań, w których mieliśmy ponad 30 zbiórek. W pozostałych 17 meczach, w których notowaliśmy średnio mniej niż 30 zbiórek, wygraliśmy zaledwie 3 razy. Skuteczność rzutową mieliśmy dobrą, ale przez słabą liczbę zbiórek przeprowadzaliśmy o kilkanaście, a czasami nawet kilkadziesiąt, akcji mniej od rywali – dodaje.
Powód siódmy: za dużo zadań
O ile na początku sezonu UMKS miał grać prostą koszykówkę, tak z czasem Gil starał się wprowadzać coraz to nowe rozwiązania taktyczne. Celem miała być poprawa gry, jednak... stało się zupełnie odwrotnie: – Zbyt mało czasu było na to, aby to wszystko przećwiczyć, i niestety ta wielość nowych zadań okazała się dla nas zgubna. Przestaliśmy grać dobrze w obronie – i to nie tylko tej zespołowej, ale i – co dziwne – także indywidualnej. W drugiej rundzie zawodnicy mieli na swojej głowie za dużo zadań i niestety nie poradzili sobie z tym wszystkim – zauważa Gil. Dlatego też w końcówce UMKS powrócił do grania prostej koszykówki.
Powód ósmy: choroby
No i problemy zdrowotne. Te przez cały sezon nie omijały kieleckich koszykarzy. – Mieliśmy mnóstwo chorób, przeziębień, zatruć. To wpływa źle na zespół, rozbija mikrocykle treningowe. Do tego dochodziły kontuzje. Dręczyły one zwłaszcza Grześka Kija, który jest dla nas przecież kluczowym zawodnikiem. Problemy zdrowotne mieli także Wojtek Miernik oraz Artur Busz – tłumaczy Gil. Najbardziej dotkliwa dla zespołu była zwłaszcza kontuzja odniesiona przez tego ostatniego zawodnika. – Artur był filarem naszej defensywy, przez długi czas musieliśmy sobie radzić bez niego. Niestety, po powrocie do zdrowia, nie odzyskał on już pełni formy – zauważa opiekun UMKS-u.
Co teraz?
Jedno jest pewne: dużych zmian w drużynie nie należy się spodziewać. – Będziemy prowadzić z zawodnikami rozmowy na temat ich przyszłości. Chciałbym zachować obecną kadrę i wzmocnić zespół dwoma-trzema koszykarzami – mówi Gil, który już przygotował swoją listę życzeń, na której są trzej zawodnicy na każdą z wyżej wymienionych pozycji. – Mogę powiedzieć tylko tyle, że są to młodzi chłopcy, nie związani z Kielcami. Chcemy dosyć szybko „zaklepać” sobie te transfery, aby mieć pełną kadrę i móc być w miarę spokojnym przed kolejnymi rozgrywkami – dodaje.
Wiadomo też, że byt klubu – w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu – nie jest zagrożony. – Nie ma żadnych obaw co do naszej przyszłości. Nie mamy problemów organizacyjnych, w poprzednich rozgrywkach wszystko było odpowiednio dopięte – podkreśla Gil. Nowy sezon drugiej ligi rozpocznie się dopiero we wrześniu.
Kto dostał piątkę, a kto tróję? Subiektywna analiza gry naszych koszykarzy (czytaj więcej)
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Pozdrawiam Fanów:)