Piwko: Wolelibyśmy zagrać z mocniejszym przeciwnikiem
- Nie możemy się tłumaczyć tym, że jesteśmy zmęczeni lub coś nas boli. Musimy zacisnąć zęby i walczyć o to, by osiągnąć swój cel – mówi prawoskrzydłowy Vive Targów Kielce, Paweł Piwko.
Emocje po meczu z Veszprem powoli opadają. Czego twoim zdaniem zabrakło, aby wygrać to spotkanie?
- Ciężko powiedzieć. Nie było takiego elementu, w którym byśmy jakoś specjalnie zawiedli. Nie zapominajmy jednak o skali trudności tego meczu. Veszprem to ścisła czołówka europejska. W poprzednim sezonie o jego sile mogły się przekonać największe firmy w Europie, tj. Ciudad Real, czy Kiel, które na Węgrzech przegrały. Żeby nawiązać walkę w Veszprem, trzeba zagrać niemal doskonałe spotkanie. Zeszły sezon pokazał, że wygranie na tym parkiecie było niemal niemożliwe. Porażka oczywiście troszkę boli, ale biorąc pod uwagę to z kim graliśmy, można pozytywnie patrzeć w przyszłość.
W drugiej połowie kilka razy byliście bliscy tego, aby doprowadzić do remisu. Wtedy jednak rywale włączali piąty bieg i momentalnie wam odskakiwali.
- Veszprem jest zespołem kompletnym i każda chwila nieuwagi kończy się bramką. Jego zawodnicy dysponują olbrzymią siłą rażenia w drugiej linii. Czasami wręcz nie nadążaliśmy za nimi. Dla nich rzut z 10 czy 11 metra nie stanowił żadnego problemu, dzięki czemu raz po raz dziurawili naszą bramkę. Jedyne, czym można im się przeciwstawić, to grą na takim samym, wysokim poziomie.
Co zrobić, aby Vive Targi osiągnęły kiedyś taki poziom, jaki reprezentuje drużyna Madziarów?
- Najważniejsze to nie zbaczać z tego kursu, którym podążamy. Trzeba pracować nad systemem grania, rozwojem sportowym, marketingowym, sukcesywnym wzmacnianiem składu, czy też nad rozwojem tych zawodników, których mamy. Inna sprawa, że aby osiągnąć taki poziom trzeba mieć z kim grać. Korzystnie byłoby zatem, żeby pięć, sześć klubów dołączyło do poziomu, jaki prezentujemy my, czy też Wisła Płock. Na pewno to by nam pomogło.
O rozwój polskiej ligi nie będzie jednak łatwo, skoro wicemistrz Polski odpada już w drugiej rundzie Pucharu EHF. Zaskoczyła cię porażka płocczan z zespołem Haukaru?
- Na pewno troszkę szkoda tej porażki, bo wiadomo, że w europejskich pucharach wszyscy pracujemy na dobre imię polskiej piłki ręcznej. Wisła nie miała jednak łatwego przeciwnika, ponieważ Haukar jest utytułowanym zespołem. Na tę porażkę wpływ miały także problemy zdrowotne ekipy z Płocka. Nawet po składzie widzieliśmy, że mieli spory kłopot ze skompletowaniem drugiej linii.
Nie sądzisz, że Wisła mogła odpuścić europejskie puchary po to, by móc się skupić na walce o odzyskanie mistrzowskiego tytułu.
- Nie wydaje mi się. Raczej wykluczam takie przypuszczenia. Nie po to tacy zawodnicy przychodzili do Wisły, żeby teraz skupić się tylko na wygraniu polskiej ligi. Oni też bardzo chcieli zaistnieć w pucharach.
Przed wami powrót do ligowej rzeczywistości. Już w środę mecz z Piotrkowianinem, który na razie w lidze zawodzi, czego efektem dopiero dziewiąta pozycja.
- Nie zgodziłbym się z tym, że Piotrkowianin zawodzi w tym sezonie. Po tych perturbacjach ze składem i sponsorami (przed sezonem z Piotrkowa odeszło dziewięciu zawodników oraz wycofało się dwóch głównych sponsorów - przyp. red.) był to raczej kandydat do spadku, tymczasem mają na swoim koncie już 5 punktów. Piotrków zaskoczył dobrą grą w kilku meczach, m.in. zdobywając punkt z Olsztynem, który jest przymierzany do brązowego medalu. Trzeba na nich uważać, wyjść na parkiet mocno skoncentrowanym, bo w innym wypadku może być ciężko.
Ciężko jest się przestawić, gdy w przeciągu kilku dni przychodzi wam grać z jednym z najmocniejszych zespołów w Europie, a zaraz potem z ligowym outsiderem?
- Na pewno łatwiej byłoby nam grać, gdyby naprzeciwko nas stał przeciwnik mocny. Nie byłoby wtedy problemu z mobilizacją. My tego „przestawiania” uczymy się z meczu na mecz, aby to funkcjonowało w naszych głowach coraz lepiej. Myślę, że z biegiem czasu będzie to dla nas łatwiejsze.
Coraz częściej przychodzi wam grać systemem sobota - środa - sobota. Zmęczenie pewnie coraz bardziej daje o sobie znać?
- Tak to w tej chwili wygląda, ale popatrzmy na kluby z Zachodu. Drużyny z Bundesligi również grają co trzy dni, mają do tego ciężkie przeprawy w lidze i w europejskich pucharach, a jakoś nikt tam nie narzeka. To jest dopiero początek naszej drogi. Nie możemy tłumaczyć się tym, że jesteśmy zmęczeni, czy też, że coś nas boli. Musimy zacisnąć zęby i walczyć o każdy punkt, po to, by osiągnąć swój cel.
Czy Paweł Piwko jest zadowolony ze swojej formy po tych kilkunastu spotkaniach rozegranych w tym sezonie?
- Nie do końca. Zawsze może być lepiej. Szczególne pretensje mam do siebie o skuteczność, gdyż w niektórych sytuacjach mogłem zachować się dużo lepiej. Mocno nad tym jednak pracuję i jestem przekonany, że w trakcie tego sezonu osiągnę ten poziom zadowolenia z siebie.
Rozmawiał Grzegorz Walczak.
fot. P. Duda, A. Starz
Karate Kid - Paweł Piwko