Zieliński po Cracovii: nie skonsumowaliśmy tego tortu do końca
W 21. kolejce PKO BP Ekstraklasy Korona Kielce zremisowała na wyjeździe z Cracovią 1:1. Zawodu ostatecznym wynikiem nie krył Jacek Zieliński, trener gości.
Jacek Zieliński (szkoleniowiec „żółto-czerwonych”): – Jeszcze nerwy we mnie buzują i trudno o jakiś w miarę sensowny i spokojny komentarz. Przed meczem punkt z tego terenu przyjęlibyśmy z pocałowaniem ręki. To jest ciężki teren i bardzo dobry zespół, więc myślę, że punktem nikt by nie pogardził. Natomiast gdy traci się bramkę w doliczonym czasie gry, prowadząc 1:0, do tego grając w dziesiątkę przez praktycznie połowę meczu... to boli, bardzo boli.
Jednak Cracovia nas złapała w końcówce, było w jej trakcie już naprawdę bardzo groźnie. Nie za bardzo mogliśmy dojść do blokowania tych dośrodkowań. W efekcie skończyło się, jak się skończyło. Mimo wszystko mam jednak duże słowa uznania dla chłopaków, że przy tej przeciwności losu dawaliśmy sobie radę. Graliśmy mądrze, jednakże brakowało nam cwaniactwa, utrzymania się przy piłce będąc z przodu. Niestety zbyt szybko oddawaliśmy tę piłkę i napędzaliśmy Cracovię, ale z drugiej strony grając w dziesięciu mając punkt przy Kałuży trzeba to szanować i my to robimy. Szukać punktów będziemy w kolejnych meczach.
(O analizie gry Cracovii) To nie jest do końca tak, że odczytaliśmy Cracovię. To inna Korona niż miało to miejsce w sierpniowym starciu. Wówczas rzeczywiście miałem dwa dni do przygotowania drużyny. Jednak nie szukałem alibi, bo w dwa dni też można góry przenieść. Nam się wówczas nie udało i to Cracovia była lepsza. My dziś, w szczególności na początku, graliśmy na swoich warunkach. Szukaliśmy szybkich akcji i kontr, kąsaliśmy z tego tak jak można rywala. Z tego też padła nieuznana bramka po spalonym i gol Fornalczyka. Myślę, że jemu pomoże ten gol. On potrzebuje akcji kończonych nie tylko strzałami, ale i bramkami. W momencie, gdy Cracovia uzyskała przewagę zawodnika, to mogła już pozwolić sobie na stałe fragmenty gry i akcje oskrzydlające, co jest ich atutem. Trzeba oddać, że faul Strzebońskiego był głupi, bezsensowny i nas osłabił. Każda wrzutka z boku boiska była groźna i być może gdybyśmy mieli więcej szczęścia, może byśmy to dowieźli. Cracovia to bardzo mocny zespół z dużą siłą ognia. Wiadomo, przy dobrym ustawieniu rywala, Cracovii jest ciężko, pokazał to Raków i my szliśmy podobnym torem. Szukaliśmy szczęścia w fazach przejściowych, ale nie skonsumowaliśmy tego tortu do końca.
(O grze po czerwonej kartce) Trzeba wrócić do genezy naszej sytuacji kadrowej. Na ławce siedzieli Nagamatsu po chorobie (po antybiotykach), tak samo Hofmeister, który jest po 5 treningach z drużyną, podobnie Godinho. Fakt, można było szybciej robić zmiany, jednak zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to zaburzy pewne rzeczy. Woleliśmy dlatego zagęścić środek pola i zdjąć Fornalczyka, który miał już na konice żółtą kartkę i w defensywie tak nie pomagał. Chcieliśmy szukać szans w kontrze, Dalmau dobrze utrzymywał piłkę, jednak nie miał podpórki, z której mógłby coś z tego zrobić. Generalnie łatwiej grało nam się w momencie, gdy się cofnęliśmy. Brakowało wykonawców kontr, bo nie mieliśmy już praktycznie przy absencji Długosza i zmianie Fornalczyka szybkości na skrzydłach, która nas cechuje.
(O podziękowaniu przed meczem) Byłem mile zaskoczony tym pożegnaniem i reakcją publiczności. To pozytywne chwile, ale faktem jest, że spędziłem tu prawie pięć lat i był to dobry okres. Ja Cracovię nieważne gdzie będę, będę zawsze darzył sentymentem. Dziś stałem po przeciwnej stronie barykady i pomimo tej dla mnie świątecznej atmosfery chciałem Cracovii sprawić psikusa i wywieźć trzy punkty. Dziękuję za miłe przyjęcie, bardzo miło było to słyszeć.
Fot. Mateusz Kaleta