Gil: Wróciliśmy z dalekiej podróży
- To co wyrabialiśmy w pierwszej połowie meczu z Politechniką przechodzi ludzkie pojęcie. Prezentowaliśmy się fatalnie, zwłaszcza w grze defensywnej. Pewnie gdyby zamiast naszych zawodników ustawić tyczki, to mało kto zauważyłby różnicę - przyznał szkoleniowiec UMKS-u, Rafał Gil.
Dwie połowy i dwa oblicza. Koszykarze kieleckiego UMKS-u zagrali w sobotnie popołudnie jakby dwa całkowicie różne mecze. Przez pierwsze 20 minut spotkania z Politechniką Radom, podopieczni Rafała Gila byli zupełnie bezradni, grali nieskutecznie w ataku i nieporadnie w defensywie. Po przerwie jednak zawodnicy z Kielc wreszcie się obudzili i przystąpili do - udanego zresztą - odrabiania strat. - Nie spodziewałem się, że ten mecz będzie dla nas aż tak trudny - mówił po zakończeniu spotkania szkoleniowiec UMKS-u.
Gil nie ukrywał przy tym swojego rozczarowania postawą zespołu w pierwszej części sobotniego pojedynku. - Zawaliliśmy tę część meczu i to strasznie. Pierwsze 20 minut zagraliśmy po prostu fatalnie. To co wyrabialiśmy w obronie przechodzi jakiekolwiek pojęcie. Pewnie gdybyśmy - zamiast naszych zawodników - ustawili tyczki, to też stracilibyśmy te 50 punktów - narzekał opiekun kieleckich koszykarzy.
Postawa kielczan w pierwszej części spotkania była o tyle dziwna, że początkowo nic nie wskazywało na to, że znajdą się oni w tak dużym kryzysie. Po 4. minutach gospodarze prowadzili bowiem aż 11:4. - Mimo iż początek meczu w naszym wykonaniu był całkiem niezły, to ja naprawdę mam w pamięci przede wszystkim to co wyczynialiśmy później. Pierwszy raz zaliczyliśmy na swoim koncie tak dużą ilość tak prostych błędów. Z czego one wynikały? Moim zdaniem głównie z braku koncentracji. Takie pomyłki popełniają zazwyczaj dzieci w kategoriach młodzieżowych, a nie seniorzy - stwierdził Gil.
Po przerwie jego podopieczni wreszcie przystąpili do odrabiania strat. Na skutki nie trzeba było długo czekać. - W drugiej połowie chłopcy wzięli się w końcu do roboty, zagrali ambitnie, agresywnie, dzięki czemu zdołali zmusić rywali do popełnienia sporej ilości strat. Udało nam się, także przy odrobinie szczęścia, dogonić Politechnikę w ostatnich minutach. Wynik był jednak sprawą otwartą do samego końca - zauważył szkoleniowiec UMKS-u.
Jeszcze na trzy sekundy przed końcem, po niecelnych rzutach osobistych Artura Busza, goście z Radomia stanęli przed szansą na odwrócenie losów meczu. Lider AZS-u, Grzegorz Zadęcki, nie zdołał jednak przeprowadzić skutecznej akcji, dzięki czemu kielczanie wygrali cały mecz 91:89. - Emocje były wielkie, mnie również one dopadły, bo w końcówce zupełnie niepotrzebnie wziąłem czas. Gdyby nasi rywale zdobyli punkty w tej decydującej akcji, to musielibyśmy wznawiać grę spod własnego kosza, czyli w praktyce o jakąkolwiek zdobycz punktową z naszej strony byłoby wtedy bardzo ciężko. Całe szczęście skończyło się jednak dobrze, bo radomianie nie zdążyli oddać tego ostatniego rzutu - na gorąco komentował ostatnie sekundy meczu Gil.
Szkoleniowiec UMKS-u po zwycięstwie nie chciał wyróżniać indywidualnie żadnego ze swoich podopiecznych. - Na słowa uznania za drugą połowę zasługują wszyscy zawodnicy. Każdy z nich dał od siebie coś dobrego. Na parkiecie pojawił się także Grzesiek Kij, który zagrał na własne ryzyko. Dał dobrą zmianę, ale niestety ta noga w pewnym momencie go trochę zabolała. Wypada mieć nadzieję, że nie odnowił mu się uraz (naciągnięcie mięśnia dwugłowego - przyp. red). Trudno wyróżnić kogoś indywidualnie, bo końcówkę meczu cały zespół zagrał po prostu koncertowo. Wróciliśmy z dalekiej podróży i wygraliśmy - zaznaczył.
Tym samym po trzech porażkach z rzędu, koszykarze z Kielc odnieśli drugie kolejne zwycięstwo. Dzięki pokonaniu Politechniki, UMKS zbliżył się do ścisłej czołówki ligowej tabeli. - Zwycięstwo pozwoliło zrobić nam mały kroczek w górę tabeli - przyznał Gil. - Trzeba jednak pamiętać o tym, że liga jest bardzo wyrównana. Musimy być cały czas czujni. Zdajemy sobie sprawę z tego, że dwu-trzytygodniowy przestój w grze mógłby być bardzo bolesny w skutkach. Chcemy zostać w górnej połówce do samego końca rozgrywek, dlatego też musimy walczyć o kolejne zwycięstwa - dodał.
fot. Paula Duda