Kiełb: Cieszymy się, że mamy dla kogo grać i z kim dzielić radość
Spotkanie Korony Kielce z Rakowem Częstochowa może wyłonić nowego mistrza Polski. Może, ale nie musi. Kielczanie chcą zaskoczyć i urwać cenne punkty do swojej dorobku. – Zróbmy to jak najszybciej, aby nie martwić się o utrzymanie do ostatniego momentu – apeluje Jacek Kiełb.
Korona Kielce w niedzielę podejmie u siebie Raków Częstochowa. Żółto-czerwoni przystąpią do tego pojedynku z liderem PKO Ekstraklasy po pierwszej od siedmiu kolejek porażce ze Stalą Mielec. – W ostatnim czasie przyzwyczailiśmy się do tego, że Korona punktowała. Na ten mecz jechaliśmy z przekonaniem, że zdobędziemy 3 punkty. Złość sportowa w zespole jest odczuwalna. Musimy ją przelać na kolejny mecz – mówi Jacek Kiełb.
Czy ta porażka była wypadkową coraz większego wypalania fizycznego? Sztab szkoleniowy obraca się wokół 13, 14 piłkarzy. Małe pole do rotacji odbija się na intensywności gry. – Są zawodnicy, którzy mają bardzo dużo minut w nogach. Zdajemy sobie sprawę, że to końcówka sezonu, ale jest ona niezwykle ważna. Każdy daje z siebie dużo na treningach, a dowodem tego są wyniki w tej rundzie. Bardzo podoba mi się rywalizacja na treningach. Zmęczenie może przyjść, ale miejmy nadzieje, że będzie miało swój szczęśliwy finał – mówi.
Punkt wystarczy częstochowianom do urządzenia fety mistrzowskiej na Suzuki Arenie. Koroniarze chcą jednak sprawić niespodziankę i przejąć komplet "oczek" do swojego dorobku, co mocno przybliży ich do utrzymania. – Koncentrujemy się tylko i wyłącznie na sobie, a także tym, że zapełni się cały stadion. Swoją grą chcemy przyciągać kibiców na trybuny. Cieszymy się, że mamy dla kogo grać i z kim dzielić radość. Nie mamy powodów, aby komuś ucierać nosa. Chcemy skupić się na swojej pracy – przyznaje. – Każda drużyna w tej lidze jest do ugryzienia. Trzeba przyznać, że Raków w tym sezonie pokazał wielką klasę. Należy się spodziewać, że złość sportowa po przegranym finale Pucharu Polski będzie także u nich – uważa.
Poprzednie spotkanie tych ekip zakończyło się skromnym zwycięstwem ekipy Marka Papszuna. Żółto-czerwoni proponowali wtedy jednak mocno nastawioną na defensywę grę. Drugi rozdział ten konfrontacji powinien być już o wiele bardziej otwarty. – Widać, że to inna Korona, niż na jesieni. Czas na podsumowania przyjdzie. Będę chciał powiedzieć kilka słów, ale to nie teraz. Przed nami wiele do zrobienia. Jeżeli będziemy robić swoje, to szybko zapewnimy sobie utrzymanie – dodaje.
Niedzielna potyczka będzie wyjątkową okazją dla dwóch piłkarzy zespołu gości. Wiktor Długosz i Marcin Cebula wrócą na stare śmieci w niebiesko-czerwonych barwach. – Nie tylko się znamy, ale bardzo lubimy. Na boisku nie ma przyjaciół, jednak te emocje będą bardzo duże. Dodatkowo nie trzeba się motywować, ale zawsze z tyłu głowy ma się głód zwycięstw. Nieważne czy to kolega, czy nie – zauważa kapitan Korony.
Warto dodać również, że nadchodząca partia będzie tą numer 500 kieleckiego klubu na najwyższym szczeblu rozgrywek. – Pięćsetny mecz, 50-lecie – fajne liczby szykują się dla Korony w nadchodzącym czasie. My tego nie zepsujemy, Chcemy wygrać to spotkanie, zapewnić utrzymanie i cieszyć się na koniec wspólnie z kibicami. Ta pozytywna atmosfera zaraża. To widać. Nie możemy patrzeć na siebie indywidualnie. Drużyna jest najważniejsza. Jeśli ona będzie funkcjonowała właściwie, to jednostki też będą szły w górę – kwituje.
Przeczytaj także: Inne dyscypliny sportowe w zakładach bukmacherskich.
fot. Grzegorz Ksel