Czerwona kartka dla Moryty: Nie chciałem zrobić mu krzywdy
Sporo radości dali nam w piątek Biało-Czerwoni, którzy pewnie rozprawili się z Czarnogórą 27:20 podczas odbywających się w Polsce i Szwecji mistrzostw świata. Pozostaje pytanie, jak ten mecz będzie wspominał Arkadiusz Moryto, który w pierwszej połowie ujrzał czerwoną kartkę.
Do "czerwonej" sytuacji doszło w 20. minucie, kiedy to szczypiornista Industrii Kielce wpadł przypadkiem w polu bramkowym na wyskakującego ze skrzydła Milosa Vujovicia. Upadek był bardzo groźny, a sędziowie po obejrzeniu VAR, zasądzili dla polskiego zawodnika kartonik w kolorze czerwonym tym samym wykluczając go z dalszej gry. – Nie chciałem zrobić krzywdy rywalowi. Jego upadek był dość spektakularny – mówi Moryto.
– Skakałem do piłki, nie widziałem, gdzie on jest. Nie wiedziałem też, czy to jest wrzutka, czy podanie do skrzydłowego. Był przede mną i ja w niego wpadłem. Nie wiem czy w biodro, czy gdzieś w okolicy biodra. Tak to czułem. Nie chciałem zrobić mu krzywdy, bo to była groźna sytuacja. Pytałem go po meczu i mówił, że jest w porządku – dodaje kielecki zawodnik.
W dalszej części wypowiedzi Moryto przyznaje, że spodziewał się takiej, a nie innej decyzji sędziów. – Jeśli ktoś upada w taki sposób, to sędziowie traktują to bardziej rygorystycznie. W normalnej sytuacji, kiedy zawodnik nie trafiłby lub upadł… maksymalnie byłby karny i może dwie minuty.
Fot. Mateusz Kaleta