Sytuacja w grupie C: Arabia sensacyjnym liderem. Polska z najlepszym wynikiem od lat, zasłoniętym słabym stylem
Za nami pierwsza kolejka meczów w polskiej grupie C. Biało-czerwoni wyłamali się z niekorzystnej historii XXI wieku, unikając porażki w pierwszym spotkaniu fazy grupowej. Podopieczni zremisowali bezbramkowo po słabym piłkarsko pojedynku z Meksykiem, a teraz rozpoczną przygotowania do kluczowego boju z sensacyjnym liderem.
Polacy przystąpią do tego pojedynku po jednym z najgorszych widowisk w ramach dotychczasowych meczów. Dla postronnego kibica wtorkowe zawody mogły być niezwykle ciężkostrawne, jednak, zachowując pełną obiektywność, nie przyczyniła się do tego jedynie kadra Czesława Michniewicza.
Piłkarze "El Tri" (Trójkolorowi) zagrali na miarę niskich oczekiwań, pokrywając zapowiedzi miejscowych ekspertów o najsłabszej kadrze Meksyku dwudziestolecia.
Tym większa szkoda, że Biało-Czerwoni nie zrobili wystarczająco dużo, aby wykorzystać liczne słabe punkty rywala. Wynikało to przede wszystkim z dużej bojaźni. Nasi zawodnicy wyglądali na zdenerwowanych, a momentami sparaliżowanych.
Wystarczało spojrzeć na postawę Nicoli Zalewskiego, który kompletnie nie odnalazł się realiach tak ważnego pojedynku. Jeden z czołowych skrzydłowych AS Romy i ulubieniec Jose Mourinho popełniał proste błędy w dryblingu, przyjęciu, czy podaniu.
Ogólnego obrazu meczu nie upiększał proponowany przez Polaków plan gry. Michniewicz postawił na budowanie akcji przez bezpośrednie ataki. Kadrowicze mieli wykorzystać przewagę wzrostu nad jedną z najniższych ekip tego mundialu. Najmocniej zaangażowany w owe starcia, Robert Lewandowski wygrywał część powietrznych potyczek, ale te przeważnie okazywały się bezwartościowe z uwagi na brak wsparcia kolegów przy zbieraniu "drugich piłek".
Taka taktyka w fazie kreowania uderzyła w najbardziej kreatywnych graczy zespołu. Najmocniej ucierpiał na niej Piotr Zieliński, który zamiast penetrować podaniami linię defensywną oponentów, unosił wzrok w poszukiwaniu piłki nad głową.
To co wyszło reprezentacji Polski, to na pewno gra w destrukcji. Skutecznie odcinaliśmy najpoważniejsze atuty Meksykanów, zwłaszcza w bocznych sektorach, gdzie dobrą pracę wykonał Bartosz Bereszyński i Matty Cash. Najgroźniejszy punkt rywali, Hirving Lozano nie miał wielu okazji do osiągnięcia pełnej prędkości biegu, robiąc sobie miejsce do oddania strzału, czy dośrodkowań.
Orły sprytnie przypudrowali braki szybkościowe Kamila Glika. Stoperzy rzadko decydowali się na opuszczanie linii defensywy, co prokurowałoby tworzenie przestrzeni za ich plecami i narażało na pojedynki sprinterskie z napastnikami. Biało-Czerwoni na całym dystansie zawodów trzymali zgrany kolektyw w tyłach, a to przełożyło się finalnie na brak szans Meksyku, kandydyjących do stuprocentowych.
Arabia postraszyła i namieszała.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem meczu na stadionie 974 w Doha sytuacja w naszej grupie odwróciła się do góry nogami. Arabia Saudyjska sprawiła jedną z największych niespodzianek w historii mistrzostw świata, pokonując 2:1 główne faworyta do tytułu - Argentynę, choć jeszcze do przerwy przegrywała po golu Leo Messiego.
Z perspektywy całego spotkania wynik nie może zaskakiwać. Zespół Zielonych Sokołów rozpracował ekipę Albicelestes. Underdog grupy C był mocno skonsolidowany w swoich formacjach. Defensywa Saudyjczyków broniła tuż za linią środkową boiska, co przy nisko cofniętej linii pomocy i ataku, dawało ogromne zagęszczenie w środkowej strefie gry.
Jak każdy pomysł, ten też miał swoje punkty zapalne. Przed Argentyńczykami otwierała się przecież ponad trzydziestometrowa przestrzeń za plecami obrońców do bramki rywali. Gracze Lionela Scaloniego notorycznie posyłali otwierające podania, trafili nawet trzy razy do siatki, ale za każdym razem dawali złapać się w pułapkę ofsajdową, notując w całym pojedynku aż 10 takich przewinień.
Zawodnicy Herve Renarda poza zgranym kolektywem, mogą zaproponować już przebłyski poszczególnych indywidualności, a potwierdzeniem tych słów są obie zdobyte bramki i sumaryczny współczynnik oczekiwanych goli (xG) wynoszący zaledwie 0,14.
Po wtorkowym spotkaniu w Arabii nastąpiło święto, jednak trzeba odnotować, że to historyczne zwycięstwo kosztowało ich zdrowia dwóch piłkarzy podstawowego składu. Z mecz przeciwko Polsce wypisał się na pewno Yasser Al Shahrani, który padł ofiarą potwornie wyglądającego zderzenie z... kolanem swojego bramkarza. Obrońca został przewieziony do szpitala z podejrzeniem wiele uszkodzeń szczęki i twarzoczaszki.
Pod znakiem zapytania stoi również występ kapitana - Al Faraja.
Wnioski:
Arabia wykroczyła poza wszelkie miary oczekiwań i przerosła nawet najśmielsze zapowiedzi, przestrzegających przed ich potencjałem, ekspertów. Saudyjczycy dali pokaz własnej siły, ale również obnażyli słabości Argentyny.
To co Polska powinna przekopiować z folderu "Meksyk-Polska" do "Polska-Arabia", to konsekwentna, czujna i kolektywna gra w defensywie. Do natychmiastowej poprawy jest budowanie akcji, a także - może przede wszystkim - mental zawodników. Możemy być pewni, że nasi najbliżsi rywale wyjadą na plac boju z ogromną pasją i pewnością, podbudowani historycznym triumfem oraz rzeszą kibiców na trybunach.
Biało-czerwoni muszą uwolnić głowy. W tej drużynie drzemie potencjał, również ofensywny, ale na jego uśmiercenie, silniej niż taktyka Michniewicza, wpłynęła ogromna bojaźń, pętająca nogi.
Sobotni mecz to nowe nadzieje, nowy pomysł i nowa historia. Polacy mają ciągle wszystko w swoich rękach. Po wtorkowych zawodach, wiemy przecież, że wyłamiemy się z zaszczepionego w naszych sercach turniejowego życia - meczu otwarcia, o wszystko i o honor.
fot. Paula Duda / Łączy Nas Piłka