Kuzera: To rzeczywiście boli
Tymczasowy szkoleniowiec Korony Kielce może mówić o dużym pechu, bo zarówno mecz z Lechem, jak i Widzewem, rozstrzygnęły się na niekorzyść żółto-czerwonych w doliczonym czasie gry.
Kamil Kuzera (trener Korony Kielce): – Przede wszystkim dziękuję wszystkim kibicom, którzy przybyli na ten mecz. Tym bardziej szkoda, że nie stanęliśmy na wysokości zadania, choć były ku temu szanse.
To spotkanie pokazało jedno. Mając piłkę potrafimy nią grać, ale jak wkradną się w nasze poczynania nerwy i chaos, przestajemy być sobą. Nad tym trzeba pracować. Gratulacje dla drużyny Widzewa, która dziś okazała się lepsza.
Co do niewykorzystanego karnego. Temat wykonawcy został ustalony między chłopcami i wyszło jak wyszło. Nie będę Bartka osądzał w tym temacie. Ufam, że każdy chce, ale nie zawsze to wychodzi. Nie zamierzam się nad nikim specjalnie pastwić. Chłopcy taką decyzję podjęli na boisku i biorę za to odpowiedzialność.
Zarówno my, jak i Widzew reprezentujemy dwa inne systemy gry. Liczyliśmy się z tym, że jeśli będziemy chcieli wysoko zakładać pressing, musimy to robić wszyscy. I tego nam troszeczkę brakowało. Momentami wyglądało to nieźle, natomiast system gry prezentowany przez Widzew generuje przewagi w pewnych sektorach, z czego zdawaliśmy sobie sprawę. Powinniśmy iść swoją drogą, posiadać własny styl. Dziś momentami było go widać, byliśmy w stanie skonstruować fajne sytuacje i się wybronić. Nie było łatwo, bo Widzew nieprzypadkowo jest w górze tabeli. Mają jakość, styl, robią to powtarzalnie. Nam tej powtarzalności potrzeba.
Ponownie przegrywamy w doliczonym czasie gry. To rzeczywiście boli. Zastanawiałem się, co powiedzieć w szatni, ale ciężko o to jeśli dwa mecze z rzędu przegrywa się w końcówce i decydują o tym detale. Jest przykro. Musimy wyciągać z tego konsekwencje na przyszłość. Przed nami kawał ciężkiej pracy jako zespół oraz indywidualnie. Tego musimy się trzymać. Co dalej ze mną? To ciężkie pytanie i chyba nie powinno być kierowane do mnie. Zaakceptowałem pewną sytuację, stanąłem przed zadaniem, którego nie wykonałem. Jestem dumny z pewnych rzeczy, które robimy, a innych nie da się zmienić w kilka dni. Nie składam broni i wciąż wierzę, że ten zespół stać na stabilną grę.
Fot. Grzegorz Ksel