Malarczyk uspokaja: Uznałem, że to jest ten moment, aby odpuścić. Nie powinno być źle
Korona Kielce pożegnała się z Pucharem Polski już na etapie 1/16 finału. Kielczanie przegrali 0:1 z Górnikiem Łęczna, a jakby tego było mało, okupili tę rywalizację dwoma urazami swoich defensorów. Jedynym z nich był Piotr Malarczyk, który we wtorkowym spotkaniu dopiero co wrócił do gry po wyleczeniu urazu.
"Malar" w 70. minucie zawodów zgłosił niedyspozycje sztabowi szkoleniowemu i odrazu na myśl nasuwały się czarne scenariusze. Jednak sam zainteresowany uspokaja, że opuszczenie boiska miało charakter profilaktyczny.
- To jest pokłosie urazu, z którym się tak długo zmagałem. Wszyscy wiedzą, że chodzi o plecy. To był pierwszy, tak poważny, mecz od dawna. Do tej pory zagrałem w sparingu, czy rezerwach. Czułem, że nie wszystko funkcjonuje tak jak powinno. Uznałem, że to jest ten moment, aby odpuścić, bo ostatnie czego bym chciał, to odnowić i pogłębić uraz. Myślę, że nie powinno być źle - uspokaja.
Wychowanek Korony wrócił do składu drużyny po blisko 5-miesięcznej przerwie, zastając zespół rozbity, dryfujący w okolicach strefy spadkowej PKO Ekstraklasy. Pucharowy mecz z pierwszoligowcem miał być okazją do resetu głów i złapania oddechu przed kolejnymi ligowymi zmaganiami. Skończyło się jednak na kolejnym blamażu i pogłębieniu kryzysu.
- Kolejna przegrana. Ciężko ten mecz porównać do pozostałych. Były lepsze i gorsze momenty. Było za mało konkretów. Mimo że się znajdowaliśmy się blisko pola karnego, wybory nie były najlepsze. Jeśli chcemy lepiej punktować, musimy na to zwrócić uwagę - przekonuje Piotr Malarczyk.
- Z meczu na mecz nasza pozycja w tabeli spadła. To wpływa na boiskowe poczynania, jednak mamy na tylu doświadczonych zawodników, w połączeniu z młodymi, że jest to ciekawa mieszanka. Przed nami jeszcze wiele meczów. Nie możemy się bać. Jesteśmy beniaminkiem, więc ten strach przekłada się na to, że ostatecznie brakuje punktów. Każdy z nas musi spojrzeć na siebie, gdzie leży problem, bo jeśli indywidualnie będzie wyglądali lepiej, to także zaprocentuje to na drużynę - uważa.
Poprawa musi przyjść błyskawicznie. W zasadzie, każdy z zawodników musi zadbać o nią, jak za dotknięciem magicznej różdżki i wyczarować, jak przysłowiowego królika z kapelusza. Na rozkładzie kielczan pojawia się bowiem lider PKO Ekstraklasy, Raków Częstochowa. - Nastawialiśmy się tu (w Łęcznej) na zwycięstwo, bo dalej jesteśmy ambitną drużyną. Tak sam chcieliśmy grać w pucharze jak najdalej. Nieraz Korona odpadał szybko z turnieju, a to nie świadczy dobrze o klubie. Jednak dużo się w nim pozmieniało. Chce się rozwijać. Wiemy, że dużo zależy od nas, bo pierwsza drużyna wszystko napędza. Co do sobotniego meczu, to wiadomo co nas czeka, ale nie możemy się ich przestraszyć. Później będziemy żałować tego w szatni. Będzie plan na ten mecz. Chcemy zdobyć punkty, bo tej jest ekstraklasa - zapowiada.
Ten mecz odbędzie się już w najbliższą sobotę o godz. 20.
fot. Archiwum