Leszek Ojrzyński naprzeciwko swojemu byłemu klubowi: To jeden z najtrudniejszych etapów mojej pracy
W niedzielę 18 września Korona Kielce rozegra domowy mecz w 10. serii gier PKO Ekstraklasy. Na Suzuki Arenie zamelduje się zespół Górnika Zabrze. Żółto-czerwoni po 2 kolejach bez zwycięstwa musza wreszcie zapunktować za pełna pulę, zwłaszcza, że za plecami czyha m. in. najbliższy rywal. - Chcemy wyeksponować doświadczenie, które zebraliśmy i nie popełniać błędów, jak w ostatniej kolejce - mówi przed meczem Leszek Ojrzyński.
Kielczanie po ostatnich meczach z ubogim dorobkiem punktowym musza oglądać się za swoje plecy. Rywale nie śpią, a jedną z drużyn napierających żółto-czerwonych z dołu tabeli jest właśnie Górnik Zabrze. Niedzielne spotkanie będzie ponadto ostatnim przed reprezentacyjną przerwą, dlatego walka o komplet punktów powinna być jeszcze bardziej wzmożona.
- Jest bardzo ciasno. 10 punktów to 3. miejsce od końca. Mamy jedno oczko więcej. Dużo będzie się działo. Nas interesuje ten najbliższy mecz. To, że będziemy mieli 2 tygodnie do następnego spotkania to jedno, ale za prawie miesiąc wrócimy dopiero na Suzuki Arenę na kolejny domowy mecz ligowy. Musimy popracować nad tym, bo wygraliśmy u siebie zaledwie jedno starcie. Górnik z kolei na wyjeździe jeszcze nie przegrał. To zespół, który bardzo ciężko pracuje. Wydaje się, że do gry wróci Podolski. Przed nami bardzo ciężki bój. Mamy plan. Musimy przede wszystkim dorównać intensywnością, ale i mądrością - zapowiada Leszek Ojrzyński.
Zabrzanie, choć zajmują obecnie 14. miejsce w stawce, nie zwykli przegrywać w delegacji, gdzie mierzyli się z bardzo wymagającymi zespołami. - Remis na Legii, gdzie w ostatniej akcji warszawiacy zdobyli bramkę. A tak, Górnik zmiażdżył ich w pierwszej połowię. Remis też w Płocku. Tam również Górnik przeważał. Zwłaszcza na skrzydłach, gdzie Olkowski, były reprezentant, czy Janża, który ma najwięcej kluczowych podań w lidze. Z drugiej strony stracili Janickiego, swój filar. Ale to jest ich problem, zwłaszcza, że my również zanotowaliśmy kilka strat. Trzeba jednak dawać sobie w takich chwilach radę. Zobaczymy w jakim składzie zagrają. To na pewno drużyna bazująca na dużej intensywności. Nie możemy pozwolić na narzucenie ich stylu gry - przekonuje.
Niedzielny mecz będzie dla opiekuna kielczan wyjątkowy z uwagi na były klub, który stanie po przeciwległej stronie boiska. Leszek Ojrzyński nie może jednak zaliczyć pobytu w Zabrzu do udanych. Zanotował tam bowiem najgorszy bilans punktów w przeliczeniu na jeden mecz (1,05 pkt), ale ogromny wpływ miały na to poza boiskowe kwestie.
- To jeden z najtrudniejszych etapów mojej pracy. To jedno z tych miejsc, gdzie nie pozwolono mi dokończyć sezonu. A szanse na to były. Przyszedłem do klubu, gdzie były zgliszcza, będącego na ostatnim miejscu. Za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nie odmienisz wszystkich spraw. Potrzebowaliśmy czasu. W grudniu byliśmy nawet najlepszą ekipa w ekstraklasie, jednak nowy rok rozpoczął się fatalnie. Już po 3. kolejce mnie zwolnili. Nie było cierpliwości, również nie dano mi wolnej ręki w przeprowadzeniu kliku zmian. Zazwyczaj w polskiej piłce jest tak, że najłatwiej zwolnić trenera, a nie szukać innych rozwiązań. Górnik spadł wtedy z ligi. Żałowałem, że nie dokończyłem tego dzieła, bo byłem przekonany, iż wywalczymy ten ekstraklasowy byt. Jednak to wszystko zaczęło się o okresu przygotowawczego. To była kpina, a nie obóz. A na czymś trzeba bazować, na pewno nie na fikcji. Był to ciężki okres, w klubie się nie przelewało, zawodnicy, którzy przyszli to nas w zimie nie zobaczyli ani złotówki. Ten epizod nie skończył się tak jak sobie to zakładałem - wspomina.
Początek niedzielnego pojedynku o godz. 12:30.
fot. Grzegorz Ksel