Ojrzyński: Przed meczem z Cracovią nie wziąłbym jednego punktu w ciemno. Jedziemy wygrać
Żółto-czerwoni jadą do Krakowa, gdzie zagrają z tamtejszą Cracovią. Dla kieleckiego klubu to pierwsze wyjazdowe starcie w tym sezonie i wszystko wskazuje na to, że najbliższy rywal postawi poprzeczkę wyżej niż Legia Warszawa.
To wniosek jaki nasuwa się po meczu Cracovii w Zabrzu. Tam drużyna Jacka Zielińskiego zagrała dobre zawody, zdominowała Górnika i wygrała 2:0. – Bardzo dobrze się zaprezentowali, analizowaliśmy to spotkanie i widać, że porządnie weszli w te rozgrywki. Spróbujemy uprzykrzyć im życie, ale spróbujemy wygrać. Podchodzimy tak do każdego meczu, nie ważne, z kim przychodzi nam grać – mówi trener Leszek Ojrzyński.
11 lat temu Korona Kielce wygrała na wyjeździe z Cracovią 2:1
– Będziemy mieli swoje sposoby na przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść. Chciałbym, żeby ten mecz potoczył się tak, jak mój debiut w Koronie. Jedenaście lat temu tam w doliczonym czasie gry wygraliśmy 2:1 i to mogłoby się powtórzyć. A jak będzie? Zobaczymy – zaznacza szkoleniowiec żółto-czerwonych.
Trener wspomnieniami wraca do spotkania z Legią Warszawa, które miało miejsce w 1. kolejce PKO Ekstraklasy. – Trzeba harować, pracować i nabywać mądrości w grze na tym poziomie. W pierwszej lidze niedostatków mogło nam umknąć. Zdarzało się gapiostwo w linii defensywnej. Tutaj mieliśmy przykład, że zabrakło nam w pewnym momencie komendy, czy agresji i dostaliśmy bramkę. Tu musimy być skoncentrowani na każdym kroku i w każdej sekundzie, bo teraz mierzymy się z zespołami prezentującymi o wiele wyższą jakość i może to zauważyć, potem wykorzystać. W Krakowie będziemy unikać pewnych rzeczy – zapewnia Ojrzyński.
– Tam zawsze były fajne spotkania i w większości przypadków dobrze wspominam ten stadion. Oni teraz czują się mocni, ale my też nie mamy na co narzekać. Oby nam zdrowie dopisywało. Jedziemy tam się postawić. Przed meczem jednego punktu bym nie wziął, bo chcemy wygrać.
Korona skreślona przez bukmacherów
Jedno jest pewne – Korona nie jest faworytem tego spotkania. Kielczanie wystąpią w roli underdoga, który skonfrontuje się z ambitnym zespołem, którego celem na ten sezon jest powalczyć o jak najwyższe cele.
– Jesteśmy beniaminkiem, który został skreślony przez większość bukmacherów. Często tak było w Koronie. Tutaj nie było wielkich transferów i sponsorów, staramy się wszystko poukładać mądrze, a wiemy z kim gramy. Cracovia może sobie pozwolić na o wiele wyższe wynagrodzenia, transfery z lig zagranicznych, pojawiają się zawodnicy z przeszłością w Europie. Ale znamy swoją wartość i wiemy, że w kolektywie tkwi potężna siła i musimy to pokazywać, pewne założenia realizować i szybko reagować na zmiany. Dopiero po pięciu spotkaniach będziemy mądrzejsi i będziemy w stanie określić dalszy kierunek. Musimy szybko uczyć się ekstraklasy. Patrzę na ten najbliższy mecz z optymizmem.
Ojrzyński oczywiście nie zdradza w jaki sposób jego zespół wyjdzie na Cracovię, jednak podkreśla on, że będzie to inny mecz od tego, który żółto-czerwoni rozegrali na inaugurację. – Na pewno Cracovia gra w innym ustawieniu, ma inne personalia, posiada bardzo dobrych zawodników. Chcemy zniwelować ich najmocniejsze strony, a uderzyć tam, gdzie są duże rezerwy, czy niedociągnięcia. Jesteśmy dopiero na początku i analiza meczów sparingowych ma się nijak do tego, co nas może czekać w lidze, choć na czymś musimy się opierać. Mamy swoje rozwiązania na ten mecz, zamierzamy je wdrożyć w życie i tyle – zaznacza.
– Oby się powiodło i żebyśmy nie musieli dużo zmieniać. Jesteśmy przygotowani, będziemy uczulać zawodników, że różnie może się zdarzyć, pewne roszady mogą nastąpić. Zobaczymy, jaka będzie dyspozycja dnia. Liczymy na wyrównany mecz, gdzie umiejętności techniczno-taktyczne, czy cwaniactwo w niektórych momentach, stałe fragmenty gry spowodują kto ten mecz rozstrzygnie na swoją korzyść i tu musimy być czujni. Większość naszych chłopaków jeszcze niedawno grała w pierwszej lidze i teraz przechodzimy na wyższy poziom, gdzie stan koncentracji także musi być większy – podsumowuje szkoleniowiec.
Fot. Grzegorz Ksel