Lijewski: Los wyrównał rachunki. To, co zabraliśmy Veszprem, Barca odebrała
Łomża Vive Kielce była o krok od wygrania Ligi Mistrzów. Finał przegrała w rzutach karnych. - Ta porażka bardzo boli. Może i na zewnątrz jesteśmy gladiatorami, ale w środku każdy z nas ma uczucia. Jeden to tłamsi w sobie, drugi uwypukla - mówi Krzysztof Lijewski, drugi trener Łomży Vive Kielce. Po serii "siódemek" 37:35 triumfowała Barcelona.
- Byliśmy bardzo blisko powtórzyć sukces sprzed sześciu lat. Niestety los wyrównał rachunki. To, co my zabraliśmy Veszprem sześć lat temu, dzisiaj Barca nam odebrała - wspomina "Lijek". Dla Katalończyków to drugi triumf w Lidze Mistrzów z rzędu. Tytuł obronili jako pierwsza drużyna w historii tych rozgrywek, choć gdyby po puchar sięgnęła Łomża Vive, też nikt nie mógłby mieć pretensji.
- Zdecydowanie tak - uważa asystent trenera Dujszebajewa. Mecz był wyrównany. Nawet, jak któraś drużyna wypracowała sobie małą przewagę, to przeciwnik doskakiwał. Gdyby te dogrywki trwały dłużej, to pewnie dalej byśmy ten mecz grali. Poziom był bardzo wyrównany i decydowały detale. Mieliśmy mniej szczęścia w serii rzutów karnych. Nie umując Barcelonie, bo zagrała wspaniały sezon i ma wielkich zawodników i kulturę gry - podkreśla Krzysztof Lijewski.
Po końcowej syrenie kielczanie zalali się łzami. Ciężko pracowali, aby dojść do tego miejsca. Jednak finał zakończył się bez happyendu.
- To nie jest koniec. Jesteśmy młodą drużyną, głodną sukcesów. W nowym sezonie będziemy jeszcze bardziej zdeterminowani, niż teraz - uważa Lijewski.
Kielczanie grali bardzo wyrównane zawody z Barceloną. W serii "siódemek" pomylił się Alex Dujshebaev, który w całym meczu wiele razy brał ciężar gry na siebie. Po spotkaniu bardzo przeżywał swoją pomyłkę.
- Alex wziął na siebie odpowiedzialność, jak na kapitana, lidera przystało. Nie uciekał od odpowiedzialności. Sam zgłosił się, do rzucania karnego. Teraz się nie udało, ale jest takim zawodnikiem, że będzie rzucał tysiąc karnych i będzie trafiał. "Siódemka" to rzut monetą. Trzeba podkreślić też, kto stał na przeciwko niego, Gonzalo Perez de Vargas, bramkarz światowej klasy. Znają się z reprezentacji, może ciężko było go zaskoczyć. Nie możemy Alexa obwiniać - kwituje Krzysztof Lijewski.
fot: Patryk Ptak