Karalek przed Final4: Wiemy o sobie wszystko. To będzie walka charakterów
Dla Artsema Karaleka będzie do drugie Final4 Ligi Mistrzów w życiu. Poprzedni turniej rozegrał z kieleckim klubem w 2019 roku, jednak wtedy drużyna Tałanta Dujszebajewa, po porażkach z Telekomem Veszprem i Barceloną, ostatecznie uplasowała się na czwartym miejscu. Jednak wtedy nikt nie oczekiwał, że szczypiorniści wrócą do Kielc ze złotem.
Dziś sytuacja jest nieco inna. Łomża Vive Kielce przez lata zbierała doświadczenie i teraz jest gotowa na największe sukcesy w Lidze Mistrzów. Oczywiście o zwycięstwo nie będzie łatwo, bo na drodze staną równie mocne zespoły. – O tym, kto wygra, może zadecydować dyspozycja dnia i nie ma zespołu, którego moglibyśmy określić mianem faworyta. Będziemy między sobą walczyć psychologicznie, fizycznie i taktycznie. Jeśli to wszystko spotka się ze sobą w tych dwóch dniach, możemy liczyć na sukces – twierdzi obrotowy mistrzów Polski.
Kielczanie faktycznie mają wszystko w swoich rękach, by w tej edycji Ligi Mistrzów zatriumfować. Klub ze stolicy województwa świętokrzyskiego w piorunującym stylu przeszedł fazę grupową, a następnie w ćwierćfinale pewnie ograł Montpellier. Wydaje się, że każdy element handballowej układanki jest na swoim miejscu, jednak porażka w Pucharze Polski kładzie się cieniem na spektakularnych wynikach Łomży Vive Kielce.
Kibice są zaniepokojeni, że gorsza dyspozycja zaprezentowana nie tylko w finale Pucharu Polski, ale również podczas starcia decydującego o mistrzostwie Polski, ujawni się w turnieju finałowym Ligi Mistrzów. Artsem Karalek uspokaja i przekonuje, że będzie inaczej. – Na Final Four jesteśmy gotowi.
– Co do meczu w Pucharze Polski, nie chcę nas usprawiedliwiać, jednak po zdobyciu mistrzostwa Polski i przed meczami Ligi Mistrzów, nie jest łatwo dobrze wejść w Puchar Polski. Szkoda, że nie rozgrywaliśmy tych finałów w innej kolejności stopniując rangę. Za nami był mecz o mistrzostwo kraju, którym rządziły wielkie emocje. Po wygranej ciężko było nam ponownie wejść na ten wysoki poziom mentalny przy okazji Pucharu Polski... Poza tym, trzeba pamiętać, że w obu meczach graliśmy z Orlen Wisłą Płock, a więc drużyną gotową na każdego rywala.
I kontynuuje: – Jesteśmy w dobrej formie. Mi osobiście ten sezon minął bardzo szybko. Niektórzy mówią, że był długi, jednak czuję się tak, jakbym jeszcze miesiąc temu był na wakacjach, a za chwilę miał jechać na kolejne. Chciałoby się, żeby ten sezon był jeszcze dłuższy, bo fajnie nam się gra i w końcu wystąpimy tam, gdzie chcieliśmy być od trzech sezonów. W takiej sytuacji, nawet jeśli nie jest się w najlepszej formie, to poczucie święta Final Four i tego, co możemy osiągnąć, czasami daje nam 120 procent mocy.
Karalek podkreśla, że zarówno on, jak i cały zespół, na mecze finałowe nie szykują się w jakiś specjalny sposób i podchodzą do przygotowań rutynowo. Jak zapewnia, tego nie powinno się zmieniać. Na pewno podobnie działa ekipa Telekom Veszprem, z którą przyjdzie kielczanom zagrać w półfinale turnieju rozgrywanego w Kolonii.
– To drużyna mająca u siebie doświadczonym zawodników regularnie zdobywających medale. Drużynowo brakuje im tylko jednego medalu, tego za wygranie Ligi Mistrzów. Teraz dodatkowo przegrali z Szegedem ligę węgierską. Pozostaje pytanie, czy ta porażka da im więcej motywacji, czy może będzie odwrotnie i podejdą do Final Four podłamani. To niebezpieczne dla nas, ale musimy być skoncentrowani na sobie. Znamy ich zagrywki, sposób gry, jednak i oni mają taką wiedzę na nasz temat. To będzie walka charakterów i najlepszej dyspozycji – zauważa.
Nie bez znaczenia będzie też wysoka frekwencja ze strony kieleckich kibiców. Tych wspierających Łomżę Vive Kielce ma być nawet półtora tysiąca! – To pierwszy od trzech lat finał z pełnymi trybunami. Pamiętam ten pierwszy raz, gdy byłem zaskoczony organizacją imprezy oraz atmosferą panującą w hali. Teraz wiem, jak będzie i cieszę się, że tyle osób przyjedzie nas wspierać. To duży plus!
Półfinałowe spotkanie między Łomżą Vive Kielce, a Telekomem Veszprem rozpocznie się w sobotę o godzinie 15:15.
Fot. Patryk Ptak