Kiełb: Były chwile słabości, aby dać sobie spokój z piłką. Dla takich chwil warto
Cudowny strzał Jacka Kiełba rodzem z najlepszych rozgrywek świata dał Koronie Kielce zwycięstwo nad Podebeskidziem Bielsko-Biała. Tym cenniejsze, że wydarzyło się to w doliczonym czasie gry, a dla piłkarza był to drugi mecz po powrocie po siedmiomiesięcznej przerwie z powodu kontuzji. - Ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Bardzo dużo emocji po tym meczu - nie ukrywa strzelec gola, który dał kielczanom zwycięstwo 2:1.
- Odkąd miałem uraz, cały czas myślałem, że po powrocie strzelę bramkę. Ten gol zdarzył się tylko dzięki tym ludziom, którzy mi pomogli, także kibicom. Nie ma słów wdzięczności, które oddały by te uczucia. Były chwile słabości, aby dać już sobie spokój z tą piłką, przy takiej kontuzji i wieku. Ale jak nie kochać tych ludzi? Oni wszyscy złożyli się do tego, abym wrócił. Każde słowo znaczy dla mnie wiele i może niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy, ale dziękuję wszystkim za każde słowo. W ten sposób dzisiaj się odwdzięczyłem, ale mam nadzieję, że tym najlepszym odwdzięczeniem się będzie awans do ekstraklasy - mówi na gorąco po spotkaniu Jacek Kiełb.
Kielczanie grali z Podebeskidziem wyrównany mecz. Otworzyli wynik za sprawą trafienia Dawida Błanika, ale potem wyrównał Turek Emre Celtik. Był też nieuznany gol Frączczaka i dwa strzały rywali słupek, ponadto skórę Korony ratował w końcówce Konrad Forenc. Aż w końcu w doliczonym czasie wynik rozstrzygnął fenomenalną przewortką kapitan Korony Jacek Kiełb.
- Nastawiałem się na to, że wrócę do gry i strzelę tę bramkę. Po tym golu nie wiedziałem, co mam robić, gdzie biec. Miałem przygotowaną cieszynkę, ale o wszystkim zapomniałem. Te emocje były ogromne, mecz wciąż trwał i do rozklejenia niewiele brakowało. Ten gol jest dla wszystkich kibiców Korony, którzy życzyli mi dobrze. Jestem im bardzo wdzięczny, bo przeszedłem trudny okres i jeszcze tę piłkę będę dla nich kopał - przyznaje skrzydłowy.
Dla "Ryby" był to drugi mecz po siedmiomiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją zerwania więzadeł w kolanie.
- Nie macie pojęcia, ile czasu spędziłem na treningu, rehabilitacji. Było dużo pracy, ale dla tego, co się dziś stało, było warto. Te emocje opadną dopiero po powrocie do domu. Ale nie ma co chodzić z głową w chmurach, bo w sobotę mamy kolejny mecz. Obyśmy złapali po tym spotkaniu trochę luzu. Dziś ciężko się grało się przeciwko Podbeskidziu - nie ukrywa "Ryba".
I dodaje: - Podbeskidzie grało bardzo dobrą piłkę. My byliśmy pospinani i brakowało nam luzu. Potrzebowaliśmy takiego meczu, takiego zwycięstwa. Dziś jest dużo radości i mam nadzieję, że w kolejnym meczu będzie to wyglądało jeszcze lepiej. Nie będę ukrywał, że presja awansu trochę niektórych blokowała. Po takim meczu to wszystko puści - przyznaje.
- Małymi kroczkami będę wprowadzany do gry. Ale jeśli będę tak wchodził i strzelał bramki, to tak może zostać do końca. Powiedziałem chłopakom: ja mogę nie wchodzić na boisko, a najważniejsze jest dobro Korony, aby wygrywała. Mnie w tym meczu też nie było łatwo. Jedna, druga strata, ale ta kontuzja nauczyła mnie charakteru. Zrobiłem sobie sporo postanowień, między innymi z włosami, które zetnę dopiero po tym spotkaniu. Jeszcze nie jestem gotowy od pierwszej minuty, ale jeśli tylko będę mógł pomóc drużynie, to będę robił wszystko, aby pomóc Koronie wygrywać mecze - kwituje Kiełb.
Kolejne spotkanie Korona rozegra już w sobotę - przeciwko Zagłębiu Sosnowiec. Początek na Suzuki Arenie o godz. 12:30.
fot: Mateusz Kaleta