Daszkiewicz: jesteśmy nieźle przygotowani
- Oczekuję od zawodników tego, żeby do każdego spotkania podchodzili na 100 procent zaangażowania. I żeby w każdym meczu starali się wygrać. Raz się uda, raz nie, ale walka musi być - mówi w obszernym wywiadzie przed inauguracją pierwszoligowych rozgrywek trener siatkarzy Farta Kielce, Dariusz Daszkiewicz.
Już w sobotę początek rozgrywek ligowych. Fart rozpocznie je meczem z Pronarem Hajnówka. Jaka atmosfera panuje w drużynie przed inauguracją ligi?
Dariusz Daszkiewicz: - Atmosfera jest bardzo dobra. Trenujemy, przygotowujemy się cały czas pod kątem pierwszego meczu. Chłopcy są nastawieni bojowo. Dla wielu będzie to debiut w pierwszej lidze, zdecydowana większość z nich nigdy nie grała na tym szczeblu rozgrywek. Na pewno towarzyszy im jakaś trema. Ale mam nadzieję, że gdy rozpocznie się pierwszy mecz, to ta trema szybko minie i pokażemy taką siatkówkę, jaką potrafimy grać.
Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że sobotnie spotkanie będzie historycznym wydarzeniem w dziejach kieleckiej siatkówki? Jeszcze nigdy zespół z naszego miasta nie grał na tak wysokim szczeblu rozgrywek...
- Tak, na pewno gdzieś tam w głębi taka myśl jest. Staramy się jednak o tym nie myśleć, tylko skupić się na jak najlepszym przygotowaniu do całych rozgrywek, a w szczególności do sobotniego meczu.
Ostatni sprawdzian przed ligą wypadł okazale. W trzeciej rundzie Pucharu Polski pokonaliście zespół MMKS Łęczyca 3:0.
- Nie nazwałbym tego ostatecznym sprawdzianem, bo różnica poziomów między zespołami była naprawdę bardzo duża. MMKS jest klubem trzecioligowym, bardzo amatorskim. I to czy graliśmy pierwszą, czy drugą szóstką nie miało najmniejszego znaczenia. Większość punktów zdobytych przez drużynę z Łęczycy była wynikiem naszych błędów. Przykładem niech będzie drugi set, którego wygraliśmy do dziesięciu, a jednocześnie popełniliśmy w nim sześć prostych błędów.
Za pana drużyną wyczerpujący okres przygotowawczy. Obóz w Rewalu, wiele sparingów. Jak podsumowałby pan ten czas?
- Na pewno nie udało nam się zrealizować wszystkiego, co sobie zaplanowaliśmy. Wszyscy wiedzą o tym, że mieliśmy spore problemy z halą, zwłaszcza w sierpniu. Trenowaliśmy gościnnie w Nowinach, w Mąchocicach, w kieleckich szkołach. Na pewno warunki były dalekie od takich, jakie powinniśmy mieć. Niemniej jednak końcówka tego okresu była już znacznie lepsza. Weszliśmy na halę przy ul. Bocznej, gdzie są idealne warunki do treningu. Rozegraliśmy do tego kilka turniejów, kilka meczów sparingowych. Myślę, że jesteśmy nieźle przygotowani do tego sezonu.
Do drużyny przed sezonem przyszło trzech nowych zawodników. Czy traktuje pan te transfery w kategorii wzmocnień, czy raczej uzupełnienia składu?
- Myślę, że bardziej jako uzupełnienia składu. Doszli do nas zawodnicy, którzy nie grali w swoich zespołach. Tak jak Maciek Krzywiecki, który był czwartym przyjmującym w Delekcie Bydgoszcz, więc siłą rzeczy nie wchodził na boisko na tyle, na ile by chciał i na ile to mu było potrzebne. To młody chłopak, więc grać musi jak najczęściej. Kacper Bielicki był trzecim środkowym w BBTS-ie Bielsko- Biała, więc na boisku nie pojawiał się też zbyt często. Trzecim zawodnikiem jest Greg Sukochev, zawodnik z Australii, który w ostatniej chwili do nas dołączył.
Na co stać pana drużynę w rozgrywkach ligowych? Czy władze klubu postawiły przed zespołem jakiś konkretny cel?
- Cel postawiony przez władze klubu jest jasny - jest nim utrzymanie się w tym sezonie w pierwszej lidze. Ja natomiast oczekuję od zawodników tego, żeby do każdego spotkania podchodzili na 100 procent zaangażowania, żeby w każdym meczu starali się wygrać. Raz się uda, raz nie, ale liczę na to, że w każdym meczu pokażemy walkę od pierwszej do ostatniej piłki. Jesteśmy bardzo młodym zespołem - nie wiem czy przypadkiem nawet nie najmłodszym w lidze. Większość zawodników nie grała nigdy w tej klasie rozgrywkowej, a przeskok między pierwszą a drugą ligą jest naprawdę spory. Mieliśmy kilka przykładów w letnich turniejach, że jeśli tylko nam koncentracji zabrakło, to przegrywaliśmy sety do 12, albo do 14. Przeciwnik bardziej dojrzały i ograny wykorzysta to bardzo szybko.
Wyniki meczów sparingowych pokazują, że Fart nie musi mieć kompleksów w walce z bardziej doświadczonymi przeciwnikami. Na turnieju w Świdniku gładko pokonaliście dwóch swoich pierwszoligowych rywali - miejscową Avię oraz Energetyka Jaworzno.
- Ja bym większej wagi nie przywiązywał do tych meczów sparingowych. Wiadomo, że każdy z trenerów szukał jakiegoś optymalnego ustawienia pod kątem ligi i niekoniecznie przeciwnik, z którym wygraliśmy, grał w swoim najmocniejszym zestawieniu. Ale na pewno zwycięstwa cieszą, bo to powoduje większą wiarę zawodników w swoje umiejętności. Tak naprawdę siłę naszego zespołu pokaże liga. Świadomość gry o punkty, które są kluczowe w kontekście utrzymania się w lidze, a także stres spowodują, że będzie się grało dużo ciężej.
Czy klub jest przygotowany od strony organizacyjnej na wyzwania związane z grą na wyższym szczeblu rozgrywek?
- Fart istnieje trzy lata, więc jesteśmy naprawdę bardzo młodym klubem. Na ten krótki okres istnienia myślę, że możemy się poszczycić bardzo dużymi osiągnięciami. Awans do pierwszej ligi drużyny seniorów jest jednym z nich. Oprócz tego nasz zespół juniorski grał w półfinale Mistrzostw Polski Juniorów dwa lata temu oraz w finale tych rozgrywek rok temu, czyli znalazł się w ósemce najlepszych zespołów w Polsce. Tak więc sportowo na tak krótki okres istnienia klubu jesteśmy bardzo mocni. Co do spraw organizacyjnych na pewno mamy bardzo dużo niedociągnięć i mankamentów, bo wszyscy tej siatkówki w Kielcach się uczymy. Po krótkim pobycie w drugiej lidze jest przeskok na naprawdę głęboką wodę, gdzie oczekiwania organizacyjne są zupełnie inne i nie ma co ukrywać, że pod tym względem mamy jeszcze dużo do zrobienia.
Wspomniał pan o sukcesach juniorów Farta. Pamiętam, że gdy obejmował pan kielecki klub, jako jedno z najważniejszych zadań uznał pan wypromowanie jak największej grupy zawodników z województwa świętokrzyskiego. Czy udaje się realizować to postanowienie? Jak przedstawia się sytuacja grup młodzieżowych w klubie?
- W zespole mamy w tym momencie trzech zawodników z województwa świętokrzyskiego. Są to Adrian Staszewski, Sławek Jungiewicz i Kamil Tajer. Jest też kilku młodych zawodników, którzy wywalczyli historyczny awans do finału Mistrzostw Polski Juniorów. Nigdy wcześniej żaden zespół z województwa świętokrzyskiego nie grał w finale tych rozgrywek. Wypożyczyliśmy też kilku młodych zawodników do drugoligowego zespołu ze Skarżyska. Są to Marcin Golonka, Piotrek Brodawka i Michał Szumielewicz. Natomiast jeżeli chodzi o strukturę szkolenia, to można powiedzieć, ze jej nie ma...
Jest aż tak źle?
- Bardzo źle. Dlatego wszystkie klasyfikacje województw - czy to w Turnieju Nadziei Olimpijskich, czy to w jakichkolwiek innych rozgrywkach, gdzie startuje reprezentacja województwa - z reguły kończymy na 15. lub 16. miejscu. Tego szkolenia nie ma. Wielkie słowa uznania należą się prezesowi klubu, panu Mirosławowi Szczukiewiczowi, który wykłada własne pieniądze na siatkówkę w Kielcach. Jeżeli jednak chcielibyśmy się dochować w przyszłości jakichś wychowanków z Kielc, to musimy mieć rozbudowane szkolenie młodzieży. Muszą być klasy sportowe przynajmniej w trzech szkołach podstawowych, dwóch gimnazjach i jednym liceum. Musza być trenerzy, którzy się na tym znają. U nas czegoś takiego nie ma.
Co trzeba zmienić?
- Myślę, że jest to duża rola dla miasta. Rozumiem, że w sporcie na wysokim poziomie jest sponsor, który decyduje się na ponoszenie kosztów prowadzenia tego zespołu, natomiast jeśli chodzi o dzieci i młodzież jestem zdania, że miasto powinno się bardziej w to włączyć. My z powodów finansowych musieliśmy zaniechać start w rozgrywkach juniorskich, bo nie ma takiej możliwości, by jeden sponsor był w stanie udźwignąć prowadzenie grup młodzieżowych od czwartej klasy poprzez młodzików, kadetów, juniorów i do tego jeszcze utrzymywać zespół seniorów.
Ile jest grup młodzieżowych?
- Tych grup praktycznie nie ma. Na dobrą sprawę jest utworzona jedna grupa młodzieżowa, też zresztą z wielkimi bólami. Trenerem jest pan Darek Szczubiał. Jest to grupa młodzików, chłopcy na bazie szkoły podstawowej nr 28. Zespół kadetów nie startuje, zespół juniorów nie startuje... Nie możemy więc spodziewać się tego, abyśmy w najbliższym czasie doczekali się jakiegoś wychowanka z Kielc. W tej chwili nie możemy też ściągnąć nikogo spoza Kielc, gdyż wszyscy uciekają poza województwo, tam gdzie siatkówka młodzieżowa jest zorganizowana i dosyć mocno finansowana.
Władze klubu prowadziły jakieś rozmowy z miastem na temat współpracy przy szkoleniu grup młodzieżowych?
- Władze klubu rozmawiały z miastem na ten temat, ale na dzień dzisiejszy nie ma konkretnych ustaleń. Nie możemy też powiedzieć, że miasto nam nie pomaga, ale uważam, że ten ciężar finansowania sportu młodzieżowego powinien spoczywać na barkach miasta, podczas gdy klub powinien zająć się pierwszą drużyną seniorów.
Wróćmy do zbliżającej się inauguracji. Rozgrywki zaczniecie meczem z Pronarem Hajnówka. Co Pan może powiedzieć na temat tego rywala?
- Na dzień dzisiejszy jeszcze niewiele. Próbuję cały czas zdobyć jakąś płytę z meczu zespołu z Hajnówki. Mam nadzieję, ze taką płytę dzisiaj (rozmowa została przeprowadzona w czwartek - przyp. red.) otrzymam. W piątek będę ją analizował, w sobotę podzielę się natomiast swoimi spostrzeżeniami z zespołem na przedmeczowej odprawie. Na razie wiemy tyle, że gra tam nasz były zawodnik, Leonard Tietianiec.
Czego można życzyć panu i drużynie przed zbliżającym się sezonem?
- Myślę, ze nie będę oryginalny. Na pewno trzeba życzyć zdrowia. Najważniejszym jest, żeby szerokim łukiem omijały nas kontuzje. Trzeba też życzyć troszkę szczęścia, bo to każdemu sportowcowi jest potrzebne. A ja mogę wszystkich zapewnić, ze jest w Kielcach grupa naprawdę ambitnych zawodników. Tu nikogo nie trzeba specjalnie gonić do ciężkiej pracy, więc o to jestem spokojny. Damy z siebie wszystko.
Rozmawiał Grzegorz Walczak.