Zgadzam się, że nasze srebro jest niespodzianką, ale najbardziej dla ludzi z zewnątrz
Niezwykle owocny w zwycięstwa i ostateczny sukces, jakim jest srebrny medal mistrzostwa Europy, był początek roku dla zawodnika Łomży Vive Kielce, Miguela Sancheza-Migallona. Hiszpan dołączył już do drużyny żółto-biało-niebieskich i oczekuje na wznowienie rozgrywek w PGNiG Superlidze. - Za nami bardzo dobra pierwsza część rozgrywek, ale teraz musimy zagrać jeszcze lepiej – mówi obrońca w rozmowie z oficjalną stroną klubu.
Za szczypiornistą z Półwyspu Iberyjskiego udany start nowego roku. I choć przegrany finał mistrzostw Europy może pozostawiać gorzki posmak niedosytu, to w ogólnym rozrachunku medal tak prestiżowego turnieju przy mnogości problemów z jakimi musiała się zmierzyć kadra Jordiego Ribery jest wynikiem ponad stan. - Przed mistrzostwami nie myśleliśmy o medalu czy obronie tytułu. Naprawdę. Chcieliśmy po prostu wygrywać każde kolejne spotkanie i jesteśmy bardzo szczęśliwi, że nasza metoda przyniosła sukces. Zgadzam się, że nasze srebro jest niespodzianką, ale najbardziej dla ludzi z zewnątrz. Były wątpliwości odnośnie naszej drużyny, bo mieliśmy w składzie wielu nowych graczy. Przed mistrzostwami, podczas treningów we własnym gronie, czuliśmy jednak, że jesteśmy naprawdę mocni – zdradza.
Wicemistrzowie Starego Kontynentu na swojej drodze po srebrny krążek napotkali reprezentacje Polski i trzeba przyznać, iż drużyna Patryka Rombla sprawiła sporo problemów faworyzowanym Hiszpanom, o czym świadczy wynik 28:27. - My zagraliśmy słabo, a Polacy dobrze. Wiedzieliśmy, że choć rywale odpadli już z rozgrywek, na pewno będą walczyć do końca i to się sprawdziło. Podczas analizy wideo zwracaliśmy uwagę, że w obronie koncentrujecie się na zawężaniu gry środka, a w ataku decyduje duet Szymon Sićko i Michał Olejniczak. Mocnym punktem jest też współpraca leworęcznych Arkadiusza Moryto i Michała Daszka z obrotowymi. Nasza analiza straciła jednak trochę sensu, gdy kilku zawodników nie mogło u was zagrać. Wiemy jednak, że Polacy się rozwijają, są coraz wyżej w turniejach i jeśli mają dobry dzień, mogą wygrać z każdym – ocenia.
Węgiersko-słowacki turniej z pewnością przejdzie do historii w niechlubnym znaczeniu. Koronawirus dał mocno się we znaki organizatorom, kibicom i przede wszystkim zawodnikom. - Rozumiem, że wiele reprezentacji narzekało. Wiem, że niektórzy trafili do hoteli z innymi gośćmi z zewnątrz, inni natomiast do hoteli tylko dla uczestników turnieju. Z naszej perspektywy najgorsze były testy. Gracze dostawali sprzeczne wyniki, wszyscy bardzo stresowaliśmy się, czy będziemy mogli zagrać w kolejnym spotkaniu. Było i tak, że dwie godziny przed meczem nie byliśmy pewni własnego składu. Oprócz tego, w obu krajach, na Węgrzech i Słowacji, obowiązywały inne zasady. Można się było w tym pogubić. Całym zamieszaniem nie jestem jednak zdziwiony. Chyba każdy wiedział, że zorganizowanie turnieju w trakcie pandemii będzie bardzo trudne – wspomina.
Inauguracja klubowych rozgrywek w nowym roku piłki ręcznej coraz bliżej. Łomża Vive Kielce wróci do gry już w sobotę, kiedy podejmie we własnej hali Sandra SPA Pogoń Szczecin. - Nasze cele są niezmienne: chcemy wygrać Mistrzostwo oraz Puchar Polski oraz awansować do Final4 Ligi Mistrzów. Za nami bardzo dobra pierwsza część rozgrywek, ale teraz musimy zagrać jeszcze lepiej. Mamy młody zespół, który szybko się uczy i ma jeszcze duże rezerwy. Jestem bardzo zadowolony, bo mam duże chęci, by dalej się rozwijać, poprawiać swoją grę i zdobyć w Kielcach wiele trofeów. Klub imponuje mi przede wszystkim podejściem, które zbiega się z moim. Ciągle są rzeczy, które można poprawić, zawsze trzeba szukać czegoś nowego. My, w Łomża Vive Kielce, zawsze chcemy więcej i nigdy nie jesteśmy w pełni zadowoleni ze swojej gry - kwituje.
fot. Anna Benicewicz-Miazga