Edi Andradina: Po daniu słowa Koronie nie było szans, żebym odszedł. Jedna sprawa jednak bardzo mnie bolała
Dobiega końca przedsprzedaż autobiografii Ediego Andradiny. Wkrótce książki trafią do czytelników.
28 września kończy się przedsprzedaż książki Ediego Andradiny „Edi. Polski Brazylijczyk”, którą objęliśmy patronatem medialnym. Opowiadając historię swojego życia, 47-latek nie pominął czasów koroniarskich. W 2008 roku Edi nie zostawił klubu w potrzebie i został w nim po karnej degradacji. W I lidze był czołową postacią drużyny, dokładając dużą cegiełkę do powrotu na najwyższy szczebel.
Fragment książki:
O ile wcześniej brałem pod uwagę każde rozwiązanie i prowadziłem różne rozmowy, o tyle po daniu słowa Koronie nie było szans, bym się z niego wycofał. Rozpocząłem przygotowania do pierwszoligowego sezonu, pracując na maksa. Mimo że odeszło od nas paru chłopaków, czułem, że szybko wrócimy na najwyższy szczebel. Wiecie, co bolało mnie najbardziej? Że w wyniku tego całego korupcyjnego zamieszania nie mogłem dalej grać z Hermesem. Żałuję, że występowaliśmy ze sobą tak krótko.
Z Hermesem graliśmy przeciwko sobie jeszcze w Brazylii. Ja reprezentowałem barwy Santosu, a on – Corinthians. To mistrz świata do lat dwudziestu. Do tej pory nie rozumiem, jakim cudem trafił do Polski. To znaczy wiem… Hermes jest osobą bardzo wierzącą. Opowiadał mi, że to właśnie Pan Bóg powiedział mu, że ma przylecieć do Polski. Zrobił to. Gdyby został w Brazylii, miałby przyjemniejsze i łatwiejsze życie. Jestem przekonany, że wiele osób, które miały z nim styczność w ojczyźnie, nie uwierzyłoby, iż wylądował w Polsce. Tym bardziej że przygodę z Koroną zaczął jeszcze w trzeciej lidze.
To świetny człowiek i gdy musiał odejść z Kielc, początkowo straciłem chęć dalszej gry w Koronie. Uważam to za niesprawiedliwe. Ufam Hermesowi i jestem w stanie dać sobie uciąć rękę, że nie uczestniczył w ustawianiu meczów. To osoba, która nie kłamie i żyje w czystości. Gdy czasami zdarzało nam się z Hernânim usiąść przy lampce wina i przychodził Hermes, chowaliśmy je. Naprawdę! Pilnował zresztą całej drużyny.
Strasznie mnie irytuje, jak taki Tomasz Hajto ma jakieś „ale” do Hermesa. Kim on niby jest? To żaden przykład, a wypowiada się jednoznacznie na temat cudownego gościa. Każdy, kto zna go lepiej osobiście, będzie wiedział, o co mi chodzi. A Hajto niech spojrzy najpierw na siebie. Zrozumiałbym jeszcze, jakby mówił źle o mnie, bo parę razy w swoim życiu zachowałem się słabo. Ale o Hermesie? To jedyny człowiek z piłki, którego uczciwości jestem pewien w aż takim stopniu.
Napisali o książce:
„Wszyscy mówią, że Edi jest fajny, ale wszędzie wybucha jakiś konflikt…” – opowiada o sobie polski Brazylijczyk. Opowiada szczerze, ja poznałem go dzięki tej książce z innej strony niż z boiska. Wielu Brazylijczyków nikt w Polsce nie pamięta. Edi zapracował na szacunek i na to, by chcieć odbyć z nim książkową podróż po nie tylko piłkarskim świecie.
Żelisław Żyżyński
Niewiele tematów generuje większą szyderę z polskich klubów niż masowo sprowadzani z zagranicy piłkarze, których nazwisk nie warto się nawet uczyć. Gdyby wszyscy byli tacy jak Edi – dobry piłkarz i świetny człowiek albo odwrotnie – kpiny zastąpiłoby uznanie. Szkoda, że to tylko mrzonka.
Mateusz Rokuszewski, Weszło
***
„Edi. Polski Brazylijczyk. Historia Ediego Andradiny”
Autorzy: Edi Andradina, Mateusz Michałek.
Liczba stron: 368 + wkładka ze zdjęciami.
Oprawa: Miękka, szyto-klejona.
Cena: 44,99 zł, wersja z autografem Ediego – 54,99 zł, wersja z dedykacją od Ediego + karta z autografem – 79,99 zł.
Wydawca: Mateusz Michałek, Paweł Machitko/Transfery.info.
Książka dostępna na: EdiAndradina.pl.
Przedsprzedaż do: 28 września.
Wysyłka książek: Koniec września/początek października.