Historyczny wynik AZS UJK Kielce. Błaszkiewicz: Gra zespół, a nie nazwiska
Drużyna kieleckich studentów AZS UJK Kielce jest drugą siłą województwa świętokrzyskiego w piłce ręcznej. "Akademicy" zajęli czwarte miejsce w pierwszej lidze i teraz czekają na decyzje związku. Taka pozycja może dać im szansę rywalizowania w przyszłym sezonie w nowoutworzonej lidze centralnej. Aby tak jednak było, zgodzić musi się wiele czynników. Na razie kielczanie czekają na rozwój wydarzeń i cieszą się z sukcesu. - Zrobiliśmy naszym rywalom psikusa - nie ukrywa trener Tomasz Błaszkiewicz, który poprowadził studentów do historycznego sukcesu.
To samo, czwarte miejsce kielczanie zajęli w pierwszej lidze w ubiegłym roku, ale wtedy sezon został przerwany przez COVID-19. Teraz AZS UJK Kielce potwierdził swoją dyspozycję na boisku, zostawiając w tyle inne kluby z regionu i grając jak równy z równym z najlepszymi. Przy tym kielczanie dostarczyli mnóstwo emocji, bo meczów, które rozstrzygały się na styku w ostatnich sekundach w tym sezonie nie brakowało. "Akademicy" finiszowali "oczko" przed KSZO Ostrowiec Św., które z gwiazdami w składzie miało duże zakusy na ligę centralną.
W ostatnim meczu sezonu AZS UJK Kielce pokonał na wyjeździe MTS Chrzanów 24:20. Ten triumf przy jednoczesnej porażce KSZO z Padwą Zamość dała kieleckim studentom miejsce tuż za podium. O emocjach i rollercoasterze w końcówce sezonu, a także przyszłości klubu i szansach na grę z najlepszymi w lidze centralnej rozmawiamy z trenerem kieleckiego zespołu Tomaszem Błaszkiewiczem. - Każdy mecz miał swoją historię - mówi szkoleniowiec, podsumowując sezon 2020/21.
Ochłonął już pan z emocji po ostatnim meczu sezonu?
- Czynnik emocji miał duże znaczenie, ale starałem się od samego początku nie prowokować takich sytuacji. Choć one były nieuniknione, kilka błędów w meczu z Chrzanowem nam się pojawiło. Z drugiej strony przeciwnik też je popełniał. Z przebiegu gry było widać, że mieliśmy więcej sił i szerszą ławkę. Pomimo kontuzji, które w tym sezonie nas dotykały, miałem do dyspozycji sporo zawodników. Na początku to gospodarze wyszli na prowadzenie, a my próbowaliśmy gonić. Pod koniec pierwszej połowy zbudowaliśmy przewagę i jej nie oddaliśmy już do końca.
W końcówka sezonu była w wykonaniu AZS UJK Kielce imponująca. Trzy zwycięstwa z rzędu wywindowały drużynę na historyczne miejsce w tabeli.
- Ta seria, ale też rekordowa liczba remisów, jakiej nie miał nikt w lidze. Wygraliśmy osiem meczów, sześć przegraliśmy i sześć zremisowaliśmy. Te remisy dawały nam dwa lub jeden punkt i zbierane w ten sposób punkty dawały nam poczucie, że nie przegrywamy. Przegrać sześć na dwadzieścia meczów to nie jest dużo, a czwarte miejsce jest zasłużone. Z praktycznie każdym zespołem walczyliśmy jak równy z równym. Końcówka w naszym wykonaniu była mocna.
Co było receptą na sukces?
Myślę, że nasze ustawienie. W trakcie całego sezonu mieliśmy różne braki kadrowe i musieliśmy szukać nowych rozwiązań. Z bramki wypadł nam Filip Jastrząb, potem nasz filar w obronie Kuba Bulski oraz Piotr Gasin, który był jednym z najlepszych zawodników poprzedniego sezonu, a teraz z powodów osobistych musiał odpuścić. Struktura zespołu została trochę zaburzona i musieliśmy go postawić od nowa. Chwilę nam na to zeszło. Drugą rundę graliśmy już bardzo dobrze. Głównym punktem do tego było dobre ustawienie w obronie. Na słowa pochwały na pewno zasługują Kacper Pawłowski i Krzysztof Bernacki, którzy w drugiej rundzie stanowili nasz filar w obronie. To między innymi dało nam czwarte miejsce.
W rundzie wiosennej zanotowaliście duży awans. Po pierwszej części sezonu AZS UJK był ósmy w tabeli.
- Byliśmy cierpliwi. Od samego początku mówiłem chłopakom, aby byli cierpliwi i że znajdziemy właściwe ustawienie. To nam się udało – w ataku i w obronie. Zaprocentowała też praca w zimie. Przydarzały nam się kontuzje, ale one nie były poważne, bo chłopaki wracali do gry po dwóch, trzech tygodniach. Podeszli do swojej pracy bardzo poważnie. Po pierwszej rundzie mieliśmy bardzo duży niedosyt, bo wszystko nam się rozleciało przez urazy. Ale w drugiej części sezonu znaleźliśmy już swój klucz. W perspektywie całego sezonu to ogromny sukces.
Z którego meczu jest pan najbardziej dumny?
- Ciężko wybrać jeden. Ten sezon przyniósł nam mnóstwo pozytywnych emocji i dużo radości. Każdy mecz miał swoją historię. Pamiętam takie spotkania, w których zupełnie nie powinniśmy przegrać, jak na przykład z SMS-em. To była nasza wielka wtopa. Do myślenia daje pierwszy mecz z Zamościem, który dał nam wielkiego kopa. Przegrywaliśmy, w ostatnich sekundach bramkę zdobył bramkarz, którego trafienie dało nam jeden punkt. Dzisiaj ten jeden punkt daje nam czwarte miejsce na koniec sezonu. To był niesamowity mecz. Co prawda czuliśmy po nim niedosyt, bo przegraliśmy w karnych, ale w ogólnym rozrachunku rzut bramkarza przez całe boisko i to z golkiperem rywali między słupkami, to coś niesamowitego. Do tego mecz z Sosnowcem, w którym bramkę zdobyliśmy na trzy sekundy przed końcem, podobnie ostatnio z Zawierciem. W Końskich mecz nam się nie układał, a w ostatnich sekundach wyszliśmy na prowadzenie i ostatecznie zremisowaliśmy. Tych spotkań, które będziemy wspominać, było kilka. Najbardziej zapadną w pamięci te, w których wygrywaliśmy w końcówkach.
Za Łomżą Vive Kielce jesteście drugą najlepszą drużyną w województwie świętokrzyskim. Jest powód do dumy, że udało się zostawić rywali w tyle?
- Oczywiście. Z zespołami z Sandomierza, Końskich, czy Ostrowca przyjaźnimy się, trenerzy się znają, zawodnicy też. To ogromna satysfakcja, że z takim budżetem i tak młodymi zawodnikami, zrobiliśmy tak dobry wynik. Mamy jeden z najmłodszych zespołów w lidze i tylko dwóch, trzech starszych graczy w kadrze. Bazujemy na „akademikach”. Porównując się z Ostrowcem, gdzie w zespole występuje Tkaczyk, Grabarczyk, Jędrzejewski, Grabowski – to zawodnicy, którzy mają przeszłość Superligową i kadrową. Pokonanie ich na koniec sezonu jednym punktem w tabeli daje niesamowitego kopa. Gra zespół, a nie nazwiska. Chłopcy mają dużą motywację, że mogą walczyć z najlepszymi.
Po tak zaciętym, emocjonującym sezonie przyda się chwila wytchnienia?
- Już odliczam dni do urlopu. Powoli kończymy sezon, został nam jeszcze okres roztrenowania, który potrwa trzy tygodnie, aby w tym czasie wyciszyć organizmy po całym sezonie. W czerwcu będziemy jeszcze w miarę aktywni, ale w lipcu planuję odpocząć. W tym okresie będzie już mniej emocji. Osobiście zostało mi jeszcze trochę emocji związanych z pracą w Łomży Vive. Został nam do zdobycia puchar i mistrzostwo Polski, ale już odliczam dni do wyjazdu na zasłużony urlop.
Co czeka klub po zajęciu czwartego miejsca?
- Czekamy na decyzję związku. Wiemy, że do ligi centralnej bezpośrednio awansują trzy pierwsze zespoły. Związek ma pomysł, aby dokooptować do nich na zasadzie dzikiej karty dwa zespoły z czterech czwartych miejsc. Tak naprawdę nie ma na to ani regulaminu, ani w tym momencie żadnego pomysłu. Czekamy na propozycję Komisarza Ligi Piotra Mystkowskiego – czy to będzie jakiś turniej, czy zestawienie dotychczasowych wyników. Wtedy zastanowimy się, co z nami będzie – czy mamy jakąś możliwość gry w lidze centralnej, czy nie. Na tę chwilę cieszymy się z tego, co zrobiliśmy. Czekamy spokojnie, bez większych emocji.
Kiedy ta decyzja może zapaść?
- Mam nadzieję, że stanie się to już w tym tygodniu. Ta decyzja będzie determinować nasze kolejne działania – czy mamy trzymać dalej chłopaków „pod prądem”, czy dać im odpocząć. Być może będzie trzeba się wykazać jeszcze na boisku, w turnieju, a może tylko od strony organizacyjnej. Czekamy, bo związku nie dogonimy (śmiech). Zrobiliśmy naszym rywalom małego psikusa, wyprzedzając ich na koniec.
Już kiedyś na drodze AZS UJK do pierwszej ligi stanęły kwestie finansowe. Klub jest gotowy, aby organizacyjnie powalczyć o ligę centralną?
- Ciężko w tym momencie powiedzieć, bo niezbyt się na tym skupialiśmy. Nie mieliśmy możliwości i potrzeby myślenia o tych sprawach. Jeśli zapadną decyzje, będziemy zastanawiać się nad kolejnymi ruchami. Będzie trzeba postarać się o sponsorów, porozmawiać z miastem, czy taka liga jest w Kielcach potrzebna. Organizacyjnie pewnie będziemy sobie próbowali poradzić, ale wiadomo, że będą szły za tym znacznie większe koszty. Czekałyby nas wyjazdy na całą Polskę, a nie tylko w regionie. Pójść za tym musiałaby też jakość zawodników. Trzeba by pozyskać kilku graczy, którzy pozwoliliby nam się utrzymać w lidze centralnej.
Co pan sądzi o samym pomyśle reorganizacji rozgrywek?
- To na pewno dobra idea, aby poziom szedł w górę. W pierwszej lidze centralnej zagrają najlepsze zespoły z całej Polski, ale rodzi się pytanie co z tymi, które zostaną w lidze regionalnej. To będzie osiem zespołów, oddzieli się najlepszych od słabszych. Nie chciałbym, żeby zdarzyła się sytuacja, w której te zespoły przestaną funkcjonować, przestaną być dotowane, znajdą się na bocznym torze. Zawsze bardzo robiłem takie rzeczy cierpliwie. Awans z trzeciej ligi, gra na tym poziomie, potem promocja do drugiej, pierwszej ligi. Nie udało się osiągnąć sukcesów strukturalnie, to kolejne lata cierpliwie pracowało się na swoją szansę. Podobnie z ligą centralną - można było to zrobić na spokojnie, na przykład poprzez stworzenie dwóch pierwszych lig: północ-południe, jak to było za starych czasów. Może to miałoby sens? Teraz jest inny pomysł, dlatego czekamy co z niego wyniknie.
Co czeka AZS UJK Kielce latem?
- Obawiamy się trochę zmian. Utworzenie centralnej ligi powoduje, że lepsi zawodnicy chcą w niej grać i co za tym idzie, może odejść od nas dwóch, trzech ważnych graczy. Nie stanę im na drodze, ponieważ to są ich marzenia. Pójdą grać do ligi wyżej i niestety osłabią nasz zespół. Zdaję sobie też sprawę, że kolejni zawodnicy kończą już swoje kariery. Czeka nas duża rewolucja, ale liczę, że pojawi się młodzież, która będzie się uczyć piłki ręcznej. Taką nadzieję dał Kacper Pawłowski, który przyszedł do nas w tym roku, czy Filip Zdziech, który trafił do nas z rezerw Łomży Vive i podczas nieobecności Kuby Bulskiego pokazał, że młodzi też potrafią i są w stanie wykorzystać swoją szansę. Czekamy na to, co się wydarzy. Jeśli w Kielcach będzie liga centralna, to zawodnicy od nas nie odejdą. Ale jeśli nie, to liczę się z tym, że kilku graczy u nas zabraknie.
Co z najlepszym strzelcem, Danielem Goliszewskim? Jego odejście jest już przesądzone?
- Na tę chwilę zdecydowaliśmy, że nie będziemy go zatrzymywać. Jego chęć odejścia była motywowana szansą gry w wyższej lidze. Natomiast jeśli taka okazja pojawiałby się w Kielcach, to myślę, że Daniel nie szukałby zmian. Tego na tę chwilę nie wiemy i ciężko go powstrzymywać przed decyzjami. Z tego co wiem, to jeszcze nie podpisał z nowym klubem kontraktu i będzie się to rozstrzygać w najbliższych dniach.
Wydaje mi się, że sami siebie zaskoczyliście tym czwartym miejscem.
- Chyba tak. Po pierwszej rundzie nikt się nie spodziewał, że jesteśmy w stanie tak dobrze zagrać. Taka fajna niespodzianka. Aczkolwiek na początku sezonu liczyliśmy na więcej – celowaliśmy w trzecie miejsce. Natomiast z przebiegu pierwszej rundy bralibyśmy tą czwartą pozycję w ciemno.
Jaka przyszłość czeka pana?
- Pomidor (śmiech). Nie wiem. Zobaczymy na rozwój sytuacji, zobaczymy czy będziemy próbowali się piąć wyżej. Wszystko będzie zależne od tego, ilu zawodników odejdzie, a ilu zostanie, czy dostaniemy dotacje i tak dalej. Stoimy trochę w takim niewiadomym punkcie. W którą stronę pójdę ja i klub, zależy trochę od decyzji związku.
Rozmawiał: Mateusz Kaleta
fot: Patryk Ptak / AZS UJK Kielce