Korona nie może być przytułkiem dla przeciętnych piłkarzy. Nie chcemy takich, którzy będą się "ślizgać"
Paweł Golański spędził w Koronie Kielce siedem lat i stał się legendą klubu. Przez Kielce trafił do reprezentacji Polski i Ligi Mistrzów. Teraz wraca budować nową Koronę, która za rok ma znów grać w Ekstraklasie. - Ten sezon jest już stracony - nie ukrywa 38-latek, nowy dyrektor sportowy kieleckiego klubu. W długiej rozmowie z naszym portalem opowiada o kulisach swojego powrotu do Kielc i planie, jaki ma na Koronę. To on będzie decydował o kontraktach i transferach. Dla wielu piłkarzy przychodzi właśnie czas rozliczeń. Jedni w ostatnich meczach sezonu będą walczyć o swoją przyszłość, ale co do innych decyzje już zapadły.
"Golo" jest w klubie od poprzedniego piątku i od razu zabrał się z ochotą do pracy. Jest jej wiele, ale udało nam się porozmawiać - w drodze z Łodzi do Kielc. A wcześniej były jeszcze obserwacje w Poznaniu, Olsztynie i Bełchatowie. Rozmawialiśmy w trudnym dla klubu momencie, po trzech porażkach z rzędu. W minioną sobotę przyszło w końcu zwycięstwo. Kielecki klub pokonał 1:0 Zagłębie Sosnowiec po bramce Jakuba Łukowskiego. Nadchodzące tygodnie będą czasem weryfikacji, a lato przyniesie kolejną przebudowę. - Wchodząc do szatni powiedziałem chłopakom, że to oni są najważniejsi i od nich zależy przyszłość - zdradza Paweł Golański.
Jak to jest wrócić do klubu, którego jest pan legendą, ale po tej drugiej stronie biurka?
Paweł Golański (dyrektor sportowy Korony Kielce): - Emocje są bardzo duże. Od zawsze mówiłem o tym, że jestem związany z Koroną i mam ten klub w sercu. Bardzo mocno rozważałem propozycję, jaką złożyli mi pan Piotr Dulnik i prezes Łukasz Jabłoński. Zdawałem sobie sprawę, że w klubie są ludzie, którzy chcą odbudować Koronę i przyjąłem to wyzwanie, bo takim niewątpliwie jest dla mnie praca w roli dyrektora sportowego. Emocje są ogromne, satysfakcja też duża, bo wchodzę do drużyny, w której spędziłem siedem wspaniałych sezonów i poznałem ludzi, z którymi mam kontakt do dziś, przeżyłem wiele świetnych chwil i miałem fajne relacje z kibicami. To była duża część mojego sportowego życia, dlatego ten powrót jest bardzo emocjonalny. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że oczekiwania co do mojej osoby też są duże. Na pewno przyjdzie czas rozliczeń mojej pracy. To, że byłem w przeszłości piłkarzem Korony i po części – tak jak powiedziałeś - jestem uważany za jedną z legend klubu, to już historia. Teraz jest nowy rozdział życia i mam misję do wykonania, którą będę chciał zrealizować jak najlepiej.
Jak pan teraz patrzy na piłkę? Z perspektywy byłego piłkarza widać więcej?
- To doświadczenie, jakie zdobyłem na boisku, a więc mnóstwo rozegranych minut, zapach piłkarskiej szatni, czy wiedza, jak piłkarze myślą, jest niezwykle ważne. Jestem także osobą emocjonalną, która impulsywnie reaguje w różnych sytuacjach. Tak było na boisku i podobnie jest dzisiaj. W nowej roli pewne rzeczy trzeba przyjąć na chłodno i przeanalizować, zanim się wystrzeli. Chłodna analiza i zdrowe, spokojne podejście jest niezwykle ważne. W futbolu nie może zabraknąć cierpliwości.
Przez ostatnie tygodnie pana nazwisko było odmieniane w kontekście Korony przez wszystkie przypadki. To była trudna decyzja, aby zrezygnować z bycia menadżerem piłkarskim?
- Na pewno. Po skończonej karierze miałem w miarę poukładane życie. Codzienne zajęcia przynosiły mi wiele satysfakcji, miałem zabezpieczenie finansowe, bo przecież każdy pracuje po to, aby zarabiać pieniądze. Przed podjęciem pracy w Koronie długo rozmawiałem z Piotrem Dulnikiem i prezesem Łukaszem Jabłońskim. Ich wizja przekonała mnie do tego, aby iść z nimi w jednym szeregu i razem próbować osiągnąć ten cel, jakim jest powrót do ekstraklasy. Czy to się uda? Głęboko w to wierzę. Takiej decyzji nie podejmuje się z godziny na godzinę, czy z dnia na dzień. Trzeba się zastanowić i wziąć pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw”. Duże znaczenie miało serce, a więc to, że emocjonalnie jestem związany z Koroną.
A to, że moje nazwisko przewijało się w mediach już od czterech tygodni… Powiem na przekór: moje nazwisko przewijało się wśród kibiców od dwóch, trzech lat. Były spekulacje, żeby Paweł Golański spróbował sił w strukturach klubowych. Natomiast wcześniej były w klubie ludzie, z którym nie mógłbym się raczej dogadać - mam na myśli szczególnie właściciela niemieckiego, który miał inną wizję budowania klubu, niż mam ja.
Z którego z przeprowadzonych transferów, jako pośrednik, jest pan najbardziej dumny?
- Takim motorem napędowym był Saša Balić, który trafił do Zagłębia Lubin i do tej pory jest kapitanem tego zespołu. Było kilka ciekawych transferów: Sergiu Hanca w Cracovii, Marcin Cebula w Rakowie. To powód do dumy. Z Marcinem znamy się bardzo dobrze i często rozmawialiśmy o tym, że zmiana otoczenia jest mu bardzo potrzebna. Pamiętam, jak graliśmy razem w Koronie, wprowadzałem go do zespołu i niejednokrotnie mówiłem mu o tym, jak duży drzemie w nim potencjał. Z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim niejednokrotnie dyskutowaliśmy o tym, że to jest chłopak, który z tymi umiejętnościami i luzem będzie grał w reprezentacji Polski. Miło się go ogląda i wiem, że w końcu mu się to uda. Jednak teraz jest to już dla mnie rozdział zamknięty. Potrzebowałem trochę czasu, aby się zastanowić, czy jestem w stanie zakończyć w miarę szybko pewne sprawy jako pośrednik. Miałem parę umów z piłkarzami, byłem na etapie ich wypowiadania. Takie są przepisy i nie chciałem łączyć tych dwóch stanowisk. Z tego powodu już długo wcześniej oficjalnie rozwiązałem umowy z piłkarzami, ale nie dawałem tego do opinii publicznej, bo stwierdziłem, że to pozostaje między mną, a klubem. Korona dała mi czas na zastanowienie, abym poukładał swoje sprawy. Teraz jestem jednostką klubu i przychodzę do niego, aby mu pomóc.
Jest wielu zwolenników Korony i ludzi, którym bardzo zależy, będących wsparciem na dobre i na złe i to niezwykle budujące. Z drugiej strony jest też wiele osób zawisłych, które tylko czekają na potknięcia i w tych chwilach będą okazywać swoje mądrości i niespełnienia życiowe. Jestem do tego przygotowany. Jako piłkarz niejednokrotnie zderzyłem się z takimi sytuacjami. W świecie piłkarskim mówi się o takich ludziach jako „hamulcowych”, którzy swoimi szpileczkami próbują zabłysnąć na czyimś nazwisku, czy klubie. Jest to robione z premedytacją.
W Kielcach kibice często wytykali kolejne transfery, szczególnie z Bałkanów, przez pryzmat właśnie menadżerów. Jak pan na to patrzy z perspektywy byłego już pośrednika?
- Przez Koronę przewijało się wielu dziwnych piłkarzy. Wielu transferów nie rozumiałem, ale ciężko mi ocenić, jaka była myśl tego przewodnia i strategia. Rolę trenera, dyrektora i może nawet wiceprezesa albo wręcz prezesa sprawował Gino Lettieri. On tym wszystkim zarządzał. Ja miałem w Koronie Marcina Cebulę, z który rozmawiałem na temat przyszłości. Drzwi do klubu nie były dla mnie zbyt często otwarte, aby spotkać się i porozmawiać. Odsunąłem się od tego, nie chciałem w tym uczestniczyć. Zająłem się tym, aby jak najlepiej pomóc Marcinowi.
Jako pośrednik nie uczestniczyłem w żadnym transferze do Korony Kielce. Wręcz przeciwnie. Była taka sytuacja, w której z klubu odchodził Daniel Szelągowski. Powiem nieskromnie – wiedziałem, jaka jest sytuacja klubu, który borykał się z wielkimi problemami finansowymi. Pomimo tego, że nie byłem jego menadżerem, nie miałem z tego absolutnie żadnych korzyści finansowych, to uważam, że moja determinacja i praca zaowocowała tym, że Szelągowski trafił finalnie do Rakowa. Nie będę sobie oczywiście tego transferu przypisywał, bo to nie o to chodzi. To była chęć pomocy. Wiedziałem, że klub potrzebuje zastrzyku finansowego, aby dalej funkcjonować. Gdyby nie pomoc miasta i determinacja Piotra Dulnika, to sytuacja klubu byłaby tragiczna – tak naprawdę nie wiadomo, jak to wszystko by się skończyło. Te osoby plus postać obecnego prezesa Łukasza Jabłońskiego spowodowały, że klub jest w pierwszej lidze. Oczywiście, teraz Korona jest na miejscu trzynastym i mówiąc szczerze ten sezon jest już dla nas stracony, natomiast są perspektywy. I to jest najbardziej budujące.
Co zastał pan po wejściu do Korony?
- Powiem uczciwie, że do wielu rzeczy nie byłem w stanie jeszcze usiąść. Jestem w klubie tak naprawdę dopiero od kilku dni. W poprzednim tygodniu byłem na meczu w Olsztynie, w Poznaniu i w Bełchatowie na obserwacji. Teraz będzie troszkę więcej czasu, aby wszystkie rzeczy posprawdzać. Na pewno czeka nas sporo pracy. Jest nowy trener, który potrzebuje trochę czasu, są piłkarze, na których można liczyć i oni będą bazą na kolejny sezon, ale też zawodnicy, nad którymi zastanawiamy się, co z nimi zrobić. Przyjdzie czas rozliczeń i analiz.
Przychodzę do klubu po to, aby Korona nie była przytułkiem dla przeciętnych piłkarzy. Co jasne, nigdy nie mamy stuprocentowej pewności, jak sprawdzi się sprowadzony piłkarz. On może grać w jednym klubie świetnie, ale potem przyjdzie do drugiego i może w nim nie dać nawet 50 proc. tego, co dawał w innym. Przerabiałem to jako zawodnik w Górniku Zabrze. Oczekiwania były spore, wracałem z wicemistrza Rumunii, ale na niepowodzenie złożyło się wiele czynników. Była kontuzja w okresie przygotowawczym, potem poważna choroba. Jestem świadomy i szczery, że nie pomogłem wtedy Górnikowi. Moja forma sportowa była słaba.
Jeśli do klubu trafia powiedzmy ośmiu piłkarzy, to nie może dojść do takiej sytuacji, że dwa z tych transferów są udane, a reszta słabych. Są to duże koszty, więc musi iść za tym jakość piłkarska. Teraz mamy dużo czasu, aby poukładać struktury w dziale sportowym klubu, przygotować się, zbudować fundament na kolejny sezon i walczyć. Cel będzie jasny. Jednym się to może podobać, innym nie, ale tak jest. Wszyscy jesteśmy zgodni, że będziemy walczyć o to, aby w przyszłym sezonie bić się o ekstraklasę. Zielone boisko potwierdzi, czy się to uda.
Jak będzie teraz wyglądać struktura decyzyjna w klubie jeśli chodzi o transfery?
- Sytuacja jest bardzo przejrzysta. Jest prezes Rady Nadzorczej, prezes klubu oraz jestem ja, odpowiedzialny za cały dział sportowy. Mam decydujące słowo jeśli chodzi o cały dział sportowy. Już na samym początku swojej pracy w klubie powiedziałem, aby każdy zdawał sobie sprawę z tego, że moje stanowisko nie jest po to, aby podejmować jakieś decyzje na przekór. Wszyscy jesteśmy jednością, jesteśmy Koroną Kielce i ludźmi, którzy pracują na to, aby ten klub był jak najwyżej. Nasza współpraca ma być partnerstwem. Oczywiście na koniec to ja będę się pod tym podpisywał i brał odpowiedzialność, ale ważne jest, aby liczyć się z sugestiami każdego, kto jest odpowiedzialny za cały dział sportowy. Ja też wychodzę z założenia, że trener ma swoją wizję budowy zespołu i jeśli potrzebuje zawodnika o danych parametrach, to ja zrobię wszystko, aby takiego piłkarza trenerowi znaleźć. Będzie lista nazwisk, siadamy i dyskutujemy – i to nie tylko z trenerem Nowakiem, ale też z pozostałymi trenerami – Kamilem Kuzerą, Dawidem Golińskim, Michałem Dutkiewiczem. Wszyscy, którzy są w sztabie, będą opiniować, czy dany piłkarz się nadaje do naszej drużyny. Nie może być tak, że jedna osoba podejmie decyzję, a druga nie będzie zadowolona. Takie coś mija się z celem.
Jedziemy na jednym wózku - czy to pani sprzątaczka w klubie, czy ja, wszyscy jesteśmy jednością. Oczywiście to wszystko musi się zapinać w granicach finansowych. Prezes Jabłoński podchodzi do tematu zdroworozsądkowo. Zostawił mi decyzyjność i pokazał w ten sposób duże zaufanie, ale wszystkie decyzje będziemy konsultować. To, że ja będę chciał danego zawodnika, musimy sprawdzać pod kątem tego, czy klub będzie na niego stać. Te relacje muszą być zdrowe i przejrzyste.
Wchodzi pan do zespołu zbudowanego przez Macieja Bartoszka. Jak ocenia pan potencjał kadrowy Korony?
- Jest grono piłkarzy na niezłym poziomie, ale oni już byli w klubie wcześniej. Nie ma się co oszukiwać, że są też piłkarze, którym przyglądamy się pod kątem ich przydatności dla zespołu. Tych zmian było bardzo dużo. To, co się rzuca w oczy, to pojawienie się wielu zawodników z zagranicy. Moją wizją budowania zespołu jest bazowanie na zawodnikach z Polski. Oczywiście nie mam nic do obcokrajowców - sam grałem za granicą i czułem, że jako Polak muszę być lepszy od piłkarza z Rumunii co najmniej o raz. Jeśli będę na tym samym poziomie, to nie będę grał. Tego samego będę oczekiwał od zagranicznych piłkarzy w Koronie. Przyjeżdżają do Polski, aby się pokazać i wypromować, więc musi za tym iść jakość piłkarska.
Nie ukrywam, że jest wiele rzeczy do zmienienia. Personalnie nie będę mówił, bo zostało nam osiem meczów i każdy walczy o to, aby pozostać na następny sezon w Koronie Kielce. Mamy już swoje przemyślenia, widzimy na których piłkarzy już teraz możemy liczyć, a na których nie będziemy już stawiać. Jest też grupa piłkarzy, nad którymi się zastanawiamy, ale to jest normalne w futbolu, że zmieniają się piłkarze i trenerzy. Jest wielu graczy, którzy będą stanowić nasz fundament, ale też wielu, którzy nie dają tej jakości, którą powinni dawać.
Korona ma olbrzymi problem ze zdobywaniem bramek. Dlaczego takim wielkim zawodem okazał się Kubilay Yilmaz?
- Nie ma się co czarować, Korona nie ma w tym momencie w składzie typowej „dziewiątki”. Nie uczestniczyłem w procesie sprowadzania Yilmaza, więc ciężko mi powiedzieć, na jakich zasadach ten piłkarz był sprowadzony do klubu. Widziałem go w treningu, na meczach i nie daje takiej jakości, jakiej wszyscy by oczekiwali, tym bardziej, że w przeszłości strzelał bramki na Słowacji. Ostatnie pół roku przed przyjściem do Korony grał bardzo mało. Przed jego pozyskaniem trzeba było się zastanowić, czy jest to dobry ruch. Korona Kielce potrzebuje piłkarzy, którzy pomogą temu klubowi zrealizować nasz cel. Nie potrzebujemy uzupełnień, tylko wzmocnień.
Jednak wiele umów z piłkarzami jest wciąż ważnych. Klub może sobie pozwolić na to, aby te kontrakty zerwać?
- To kwestia podejścia piłkarza, rozmowy. Decyzje kadrowe nie są jeszcze podjęte. Będziemy chcieli rozmawiać z zawodnikami partnersko. Ja też byłem w takiej sytuacji. Wielu zawodników jest w takim wieku, że dla nich Korona Kielce nie jest ostatnim klubem. Nikt im nie będzie chciał robić na złość i robić „kluby kokosa”. Chodzi o to, aby znaleźć wspólne porozumienie do tego, aby piłkarz, którego my nie będziemy chcieli, mógł dalej się rozwijać. Wielu z nich wciąż może w piłce sporo osiągnąć. Trudniej się rozmawia z piłkarzami, którzy są bliżej zakończenia kariery, mają ważne kontrakty i ciężej im znaleźć nowe kluby. My mamy głównie zawodników w kwiecie wieku – 23, 24, 25 lat.
Jeśli piłkarz będzie się upierał, że mu się należy… Oczywiście, ma do tego prawo. Był podpisany kontrakt, trzeba go respektować. Natomiast wiąże się to z tym, że jeśli nie będzie brany pod uwagę w kontekście pierwszego zespołu, nie będzie też z nami trenował w pierwszym zespole. Będziemy musieli szukać innego rozwiązania. To wszystko jest kwestią zdrowego podejścia i rozmowy. Wiele rzeczy można załatwić, tylko trzeba dojść do porozumienia. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Na to, aby się dogadać, musi być wola obu stron. Myślę, że jesteśmy w stanie to wypracować.
Luka Kukić sądził się z Koroną w FIFA, wcześniej Daniel Dziwniel w PZPN-ie…
- Nie mam pojęcia, jak te sprawy się pokończyły, bo to są stare zaszłości, które miały miejsce zanim jeszcze ja trafiłem do klubu. Nie zagłębiałem się w nie. Dla mnie priorytetem jest, aby szukać rozwiązań na nowy sezon.
W tym sezonie Korona straciła sporo czasu poprzez zmiany trenerów, zmiany myśli szkoleniowej i planu na grę. Podoba się panu pomysł Dominika Nowaka?
- Fajnie ogląda się zespół, który gra w piłkę i stara się kontrolować wydarzenia na boisku. Wejście trenera Nowaka nie jest łatwe, doznał trzech kolejnych porażek. Wcześniej Kamil Kuzera zrobił w czterech meczach dziesięć punktów. Stanowisku klubu jest jasne: trener Nowak ma nasze pełne wsparcie. Zdajemy sobie sprawę, że nie jest łatwo wejść do zespołu i zacząć od początku budowę według jego planu. W Opolu oraz z ŁKS-em przy dobrych wiatrach cały czas moglibyśmy się liczyć w walce o pierwszą szóstkę. To już jest za nami. Teraz przed nami etap sprawdzania, na kogo możemy liczyć w kontekście kolejnego sezonu.
Cieszę się, że trener Nowak chce grać ofensywnie, ale odpowiedzią na to wszystko będzie wynik. Dużo rozmawiamy i zdajemy sobie sprawę, że wynik sportowy jest najważniejszy. Z naszej strony jest cierpliwość, dajemy trenerowi wsparcie. Już teraz zderzył się z krytyką po trzech kolejnych porażkach. Każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie, ale to nie będzie miało wpływu na podejmowane decyzje, bo od tego jesteśmy my w klubie. Podobnie było wcześniej, kiedy z posadą pożegnał się Maciej Bartoszek. Całe to zamieszanie, zapewnienia, że miało być inaczej… Są osoby nad trenerem, które odpowiadają za ten klub, zainwestowały pieniądze oraz mnóstwo czasu i podjęły określoną decyzję. My w klubie jesteśmy po to, aby znaleźć jak najlepsze rozwiązania, aby Korona Kielce osiągnęła sukces. Zmiany nie odbyły się na tej zasadzie, że ktoś w klubie się obudził i wymyślił, że zmieni trenera.
Miał pan wpływ na decyzję o zatrudnieniu tego szkoleniowca?
- Nie, to było poza mną, byłem wtedy poza strukturami klubu. To nie była decyzja podjęta przeze mnie. Oczywiście obserwowałem z boku, służyłem jakąś podpowiedzią, natomiast nie mogło być tak, że jestem stroną i będę podejmował decyzję.
Obecne miejsce odzwierciedla potencjał Korony w tym sezonie? Oczekiwania były większe niż rzeczywistość?
- Zawsze muszą być oczekiwania. Jeśli jest się osobą ambitną i wierzy w powodzenie swojej misji, to oczekiwania i presja jest w futbolu czymś normalnym. Cele się realizuje albo nie, akurat Korona tego swojego nie zrealizowała, na co złożyło się wiele czynników. Przeprowadzone zimą transfery nie dały takiej jakości, jakiej wszyscy oczekiwali. Pierwsza liga to styl życia, do tego trzeba się przyzwyczaić. Piłkarze, przychodzący z zagranicy trochę zderzyli się ze specyfiką tej ligi.
Co może być kartą przetargową Korony w negocjacjach transferowych? Chyba nie budżet.
- Sytuacja finansowa klubu jest stabilna. Ciężka praca wykonana przez właścicieli sprawiła, że wychodzimy na prostą. W rozmowach z piłkarzami i ich pośrednikami tłumaczę, że my, jako klub, jesteśmy przygotowani, aby budować coś fajnego na kolejne lata. Korona Kielce będzie istniała, bo jest grono ludzi, które się temu projektowi poświęciło. Najważniejszy oczywiście jest wynik sportowy, bo on napędza spiralę. Gdy jest wynik, jest euforia, łatwiej przekonać kibica, aby przyszedł na stadion, gdy już wróci normalność. Mamy swoje priorytety transferowe i będziemy chcieli je zrealizować. Jestem realistą i zdaję sobie sprawę z tego, że piłkarz, będący na rynku nie jest anonimowy - nie ma tylko jednej propozycji, tylko trzy, cztery oferty. Jeśli ma do tego ofertę z ekstraklasy, to kalkuluje, nawet kosztem krótszego kontraktu, czy zadowolenia się rolą rezerwowego. My w Kielcach robimy wszystko, aby do tej ekstraklasy awansować. To może być punkt zaczepienia. Do tego cała baza i zaplecze jest na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej. Byłem ostatnio na meczu w Olsztynie, gdzie prezesem jest Grzegorz Lech, z którym graliśmy razem w Koronie i dobrze się znamy. Między Stomilem i Koroną jest organizacyjna przepaść. Ostatni raz grałem w Olsztynie dwadzieścia lat temu i nic się od tamtej pory nie zmieniło. Takie są realia niektórych klubów pierwszoligowych.
Na tapecie znów są wygasające kontrakty. Co będzie z Markiem Koziołem, który przez cały sezon był liderem zespołu, a teraz siedzi na ławce?
- W grudniu toczyły się z Markiem negocjacje, ale nie przyniosły one żadnego efektu. Dalsze rozmowy zostały zawieszone. Teraz będę odkopywał te wszystkie rzeczy, będę rozmawiał z Markiem na temat przyszłości, a także z trenerem, jak on widzi tę sytuację. Zdajemy sobie sprawę, że Marek jest bardzo dobrym, doświadczonym bramkarzem, który niejednokrotnie chronił Koronę przed stratą bramek. Mamy też Osobińskiego i Zapytowskiego, którzy są na bardzo dobrym poziomie. W klubie jest trzech bramkarzy plus młodzi, Adrian Sandach, który też jest włączony do pierwszego zespołu. Teraz nadchodzi czas rozmów i negocjacji.
Kontrakt kończy się też Jackowi Kiełbowi. Na wiosnę grał bardzo mało.
- Jacek jest legendą Korony, to chłopak, który się utożsamia z tym klubem i zdajemy sobie sprawę z tego, że jego serce jest żółto-czerwone. Wiem, że ten sezon nie jest dla niego udany. Złożyło się na to wiele czynników – choroba w okresie przygotowawczym, po której długo do siebie dochodził. Od oceny jest oczywiście trener, ale w mojej opinii Jacek zagrał ze Stomilem niezłe spotkanie, starał się, pokazywał się do gry. Ja bym Jacka nie przekreślał. Na pewno trener da mu szansę, aby udowodnił swoją przydatność dla zespołu. Chciałbym, aby w szatni byli właśnie tacy ludzie, którzy utożsamiają się z klubem, ale za tym musi też iść jakość piłkarska. Jacek ma umiejętności. Znam go bardzo dobrze i wiem, ile może dać zespołowi. W poprzednich tygodniach były już jakieś podchody pod rozmowy kontraktowe z Jackiem, ale na razie nie było nic konkretnego. Teraz moja rola, aby z piłkarzami w tym temacie rozmawiać.
Strzałem w dziesiątkę było natomiast pozyskanie Jakuba Łukowskiego. Zagrał w dziesięciu meczach, a uczestniczył przy 25 proc. bramek Korony w tym sezonie. Będziecie chcieli zatrzymać go na dłużej?
- Bardzo pozytywnie oceniam jego przyjście do Korony. Trafił tu w ciężkim momencie zarówno dla klubu, jak i dla siebie. Nie był fizycznie dobrze zbudowany, ale ciężką pracą na treningach wywalczył sobie miejsce w składzie i zaprezentował się dobrze w meczach. Trener Nowak dobrze zna Łukowskiego z Miedzi Legnica i jestem przekonany, że w kontekście następnego sezonu będzie bardzo mocno brany pod uwagę. Te decyzje kadrowe będą podejmowane w następnych tygodniach. Nie chcemy, aby to były decyzje przemyślane, a nie z przypadku.
Trener Nowak odważnie postawił na młodych zawodników. To ścieżka, jaką chcecie iść?
- To, co się działo w klubie w ostatnich dwóch latach pokazuje, że ten potencjał nie został właściwie wykorzystany. Mam tu na myśli okres, po którym klub zdobył mistrzostwo Polski do lat 18. „Złoci” juniorzy nie byli włączani do kadry pierwszego zespołu. Przykładem w ostatnim czasie może być Dawid Lisowski, na którego odważniej postawił tak naprawdę Kamil Kuzera. Teraz trener Nowak to kontynuuje. To ambitny chłopak, który chce pracować i się rozwijać. Popełnia błędy, zdajemy sobie z tego sprawę, ale cały czas nabiera doświadczenia. Daje sygnał, że poprzez ciężką pracę można trafić do pierwszej „jedenastki”.
Na duży plus także Marcin Szpakowski, który dał bardzo dobrą zmianę w debiucie z ŁKS-em, wszedł bez kompleksów i pokazał się z dobrej strony. Uważam, że to był też nasz najjaśniejszy punkt w kolejnym meczu w Olsztynie. Będę od niego wymagał zdecydowanie więcej, bo ma ogromne możliwości. Może trochę za wcześnie na takie porównania, ale trochę przypomina mi Marcina Cebulę, kiedy był młody. Bardzo liczymy na tego piłkarza, że będzie miał duży wpływ na zespół. Ostatnio zadebiutował Kuba Rybus – młody chłopak, dobrze zbudowany, lewonożny. Na pewno nie można mu odmówić ambicji i zaangażowania, bo jest wychowankiem klubu i będzie za Koronę umierał. Jeśli będzie dostawał od trenera szanse, będzie musiał udowadniać swoją przydatność. Można się dobrze prezentować na treningach, ale odpowiedzią na wszystko jest mecz ligowy. Jeśli młodzi piłkarze nie będą tych szans wykorzystywać, będziemy nad nimi cały czas pracować. W dzisiejszych czasach młodzi mają wszystko podane na tacy - w każdym zespole pierwszoligowym musi grać młodzieżowiec, kolejni są na ławce. To tylko od nich zależy, jak oni te szanse będą wykorzystywać.
Młodzi dostają szansę w pierwszym zespole, ale drużyna rezerw okupuje miejsca ze strefy spadkowej.
- Jest dużo problemów, podobnie jeśli chodzi o zespół CLJ Michała Gębury. To spijanie tego nawarzonego piwa z wcześniejszego okresu, w którym nie wykorzystano potencjału wielu tak, jak należy. Może to doprowadzić do tego, że w tym sezonie drugi zespół i CLJ spadną z ligi. Nie chcę być złym prorokiem, ale na tą chwilę tak to wygląda.
Wszystko posypało się po zwolnieniu Sławomira Grzesika. Bilans w rundzie wiosennej jest fatalny. Co poszło nie tak?
- Wierzymy do samego końca. Nie ma się co poddawać i załamywać rąk, póki jest możliwość walki, to trzeba walczyć. Na pewno przyjdzie czas na dogłębną analizę. Będę chciał spotkać się z trenerami, którzy pracowali w Koronie II i porozmawiać, co się wydarzyło. Z moich obserwacji dostrzegam u tych chłopców brak takiego „zęba”, radości z tego, że grają w piłkę i mogą rywalizować. Oglądałem trzy mecze drugiego zespołu i wydawało mi się, że zawodnicy są już pogodzeni ze swoją sytuacją: nie idzie i to jest już nie do uratowania. Takie podejście jest dla mnie nie do zaakceptowania. Jeśli wychodzisz na boisko i nie będziesz wierzył, to będziesz przegrywał. Trzecia liga daje duże możliwości przebicia się do pierwszego zespołu, ale żeby tak było, najpierw trzeba się w niej dobrze pokazać. Będę od nich dużo wymagał.
Drużyna U-18 z CLJ zaczęła punktować. Urwała punkt wiceliderowi, wygrała z liderem. Też jest w strefie spadkowej, ale można na nią spojrzeć z większym optymizmem.
- Rozmawiałem z trenerem Gęburą i on mocno wierzy w to, że to utrzymanie będzie. Dla mnie, jako dyrektora sportowego priorytetem jest pierwszy zespół, ale druga drużyna i grupy młodzieżowe są niezwykle ważne. Ci zawodnicy mają potencjał i przez swoją ciężką pracę będą trafiać do pierwszego zespołu. Życzyłbym sobie, aby w każdym sezonie dołączyło do nas dwóch-trzech młodych zawodników.
Co zatem będzie latem? Kolejna rewolucja w składzie pierwszej drużyny?
- Kontynuacji na pewno nie będzie. Plan, wdrożony przez trenera Bartoszka, to był plan trenera Bartoszka. My mamy swoją koncepcję. Trenerowi życzmy powodzenia i skupiamy się na swojej robocie. Chcemy inaczej zbudować ten zespół i dobrać takich piłkarzy, którzy podniosą nam jakość piłkarską. Na tę chwilę musimy skoncentrować się na tym, aby sprawdzić zawodników, którzy dotychczas grali mniej. Chcemy mieć 20-22 zawodników, którzy będą ze sobą rywalizować i niezależnie, który pojawi się na boisku, to dadzą jakość. Nie chciałbym w klubie piłkarzy, którzy będą się „ślizgać”, bo mają podpisane kontrakty. Nadszedł czas weryfikacji. Co do niektórych zawodników mamy już wyrobione opinie, innym musimy się jeszcze przyjrzeć pod kątem kolejnego sezonu. Te rozgrywki nie były łatwe. Wielu piłkarzy traciliśmy z powodu chorób, powroty były trudne. Teraz czeka nas bardzo dużo pracy.
W pierwszym meczu z ŁKS-em serce trochę bardziej zadrżało?
- Śmiałem się, że koledzy, fanatycy z Łodzi, z którymi mam bardzo dobry kontakt, wysyłali mi przed meczem SMS-y, czy już jestem oficjalnie w Koronie. Bo jeśli jestem oficjalnie, to nie życzą powodzenia i odpiszą mi w niedzielę po meczu (śmiech). Sentyment do Łódzkiego Klubu Sportowego zawsze jest, ale w poprzedni piątek rozpocząłem swoją misję w Koronie i bardzo mi zależało, abyśmy rozpoczęli od wygranej. Emocji było dużo, serce biło mocniej. Jestem osobą, która wewnętrznie przeżywa pewne rzeczy. Grałem w piłkę, a teraz nie jestem w stanie wyjść na boisko i pomóc drużynie. Teraz aż by się chciało założyć buty i wejść na murawę. Wchodząc na nią w piątek, zakręciła się łezka w oku. Już w innej roli, ale wiele bym oddał, aby jako piłkarz być jeszcze na boisku. Ale jak to się mówi po piłkarsku – nie ma co grzebać trupów, tylko skupić się na obecnej robocie.
Jesteśmy na etapie przebudowy, stąd moja prośba o cierpliwość. Nikt nie chce działać na niekorzyść klubu, wszyscy mamy jasny cel i chcemy razem coś fajnego zbudować. Potrzebujemy wsparcia i wyrozumiałości w końcówce tego sezonu. Czas rozliczeń mnie i trenera będzie w czerwcu 2022 roku, kiedy będziemy wiedzieć, w jakim miejscu jesteśmy. Ja wierzę w ten projekt. Gdybym nie wierzył, to bym nie zaryzykował. Zrobimy wszystko, aby Korona wróciła do ekstraklasy.
Przydałby się dzisiaj Koronie Paweł Golański na boisku?
- To pytanie do trenera (śmiech). Jest Grzesiu Szymusik i Jacek Podgórski, a więc mamy dwóch dobrych prawych obrońców. To będzie ciekawa rywalizacja. Gdybym tylko mógł, to chciałbym pomóc drużynie swoim doświadczeniem boiskowym. Teraz będę wspierał chłopaków dobrym słowem i przygotowaniem. Wchodząc w pierwszym dniu do szatni powiedziałem chłopakom, że fakt, że spędziłem tu siedem sezonów, to już przeszłość, bo teraz oni są najważniejsi i od nich wszystko zależy. Jeśli mają jakieś problemy, to jestem od tego, żeby te problemy rozwiązywać. W Koronie ma być jedność, szczerość. Nie chcę sytuacji, w której ktoś będzie chodził i marudził pod nosem. Mamy być jedną wielką rodziną. Spędziłem w szatni piłkarskiej wiele lat i wiem, że nie wszyscy się zawsze kochają. Ale w klubie ma być wzajemny szacunek. Jeden za drugiego ma na boisku umierać i tego będę od nich wymagał. A to, czy po treningu chcą iść razem na kawę, czy nie, to ich prywatna sprawa. Oczekuję, że na boisku nie będzie żadnych animozji i nikt nie będzie odstawiał nogi. A jeśli jeden piłkarz będzie odczuwał słabsze chwile, to od tego są koledzy, żeby pomóc.
Rozmawiał: Mateusz Kaleta
fot: Paula Duda, Mateusz Kaleta, Daniel Mazur / Korona Kielce, Raków Częstochowa
Wasze komentarze
Jedyne co mnie zmartwiło, to chęć przedłużenia kontraktu z Jackiem Kiełbem. Cały wywiad o tym, że Korona nie może być przechowalnią słabych piłkarzy, a potem to.
Jacek fajny gość, ale sportowo nie dał pół argumentu, by przedłużyć ten kontrakt.
Moze warto zatrzymav Jacka z mysla o grze w rezerwach jako motywator i doswiadczony zawodnik, ktory bylby tez blisko1 zespolu?(do kilku osob powyzej).
Mysle, ze wreszcie odpowiednia osoba na msc dyrektora!
Na rozliczenia przyjdzie czas za rok.
Ty się interesujesz Jankiem i masz kompleks na moim punkcie. Takim kibicom trzeba powiedzieć Hasta ła Vista dzbanie.
Jestem zdziwiony, że Golański się wypowiada konkretnie i merytorycznie o zawodnikach, a nie jak większość dyrektorów sportowych, przykładowo Rząsa i Jóźwiak, którzy zawsze leją wodę i klepią mantrę o "rozliczaniu za zamkniętymi drzwiami".
Bardzo bym się zaskoczył, jakby Ryba coś zagrał, bo mniej więcej od 2018 nie miał dobrej formy. Pytanie, czy inny piłkarz dostałby ten kontrakt, gdyby dawał tyle samo na boisku? Nie sądzę.
najwięcej zjadał grubasek Janek.
Bardzo jest wielki Janka apetyt,
całe jedzenie znika niestety!
Bryndza, wędzonka, rodzynki, rydze.
Połknął i placek, i kukurydzę.
Gdy odwiedzają Janka koledzy,
co widzą? Janek nie łyka wiedzy
Jeden i ten sam gość
Człowieku, ogarnij się, bo niedługo do Morawicy trafisz. I nie chodzi o wzmocnienie Moravii.
Sam masz z 5 nazw użytkownika, a masz obsesję na punkcie jakichś ludzi ze strony o sporcie, których nie znasz. Jesteś największym "multikonciarzem" tego forum i największym hipokrytą.
Weź się przestań ośmieszać spięty baranie. Zacznij pisać na temat albo poproś mamę, żeby ci wyłączyła neostradę.
Nie wiem co napisałeś ale lepiej skończ browara i idź spać. Nie da się tego tego czytać.
-----------------
Wspomnicie dyletanci piłkarscy moje słowa że będziemy go jeszcze dobrze wspominać. Mieszał w ESA i każdy kto bacznie ogląda Bundesligę La ligę Premier League cz Serie A przyzna mi rację że Gino mógłby sobie tam spokojnie poradzić.
------------------
Ale zaraz wypali swoje mądrości Antyjanek czy inny cymbał z tego forum jak łysy grzywką o kant kuli z ujemnym poziomem IQ.
I tak mnie nie złamiecie zakompleksieni frustracji. Ja zawsze będę bronił swojego zdania.
Polec i rozwalić sobie głupi ryj na słowach "frustraci" i "naprawdę", to już totalnie trzeba być geniuszem zbrodni i mieć 200 IQ.
Hauke-Bossaka czy Gałczyński? Którą z elitarnych placówek naukowych miałeś przyjemność odwiedzać i zaskakiwać swoimi mądrościami? Matura z polskiego na 23% jak mniemam.
Odstaw te Harnasie chłopie, bo NAPRAWDĘ ci zaraz poziom FRUSTRACJI uszami wyjdzie. Znajdź sobie jakieś hobby.
Nawet jakbyś siedział w domu i robił krzyżówki lub jadł kanapki, to byłbyś bardziej pożyteczny społecznie, niż pisząc te ogromnie nieprzygotowane i niezabawne bzdury. No ale widzę boli cię porzadnie zasłużona łatka hipokryty i multikonciarza :)
Judaszkowi też,
Żałosne dwa klocki