Zawodnicy Łomży Vive Kielce grają pomimo urazów. Dujszebajew: To gladiatorzy, ale też ludzie
Łomża Vive Kielce ma w nogach dziesięć meczów w ciągu 23 ostatnich dni. Żółto-biało-niebiescy wyszli z morderczego maratonu zwycięsko - są liderem polskiej ligi, a w czwartek zagrają o pierwsze miejsce w grupie Ligi Mistrzów. - To niesamowici wojownicy, gladiatorzy, którzy codziennie walczą z wieloma przeciwnościami, o których ludzie nie mają pojęcia - mówi Talant Dujszebajew.
Czternastu zawodników kieleckiego zespołu ma w nogach styczniowe mistrzostwa świata. Dopiero w marcu znajdą chwilę na oddech. Kielczanie muszą radzić sobie bez Sigvaldiego Gudjonssona, Angela Fernandeza i Haukura Thrastarsona, którzy są kontuzjowani. Wielu graczy gra regularnie, choć nie uporało się z mniejszymi lub większymi urazami. - Żaden z nich nie powiedział nic w trakcie minionych dni, na nic się nie skarżył - podkreśla szkoleniowiec kieleckiej ekipy.
I wymienia: Arek Moryto ma problemy z kolanem, ale gra w każdym meczu z powodu kontuzji Sigvaldiego Gudjonssona. Tomek Gębala po meczu w Paryżu nie mógł chodzić, bo skręcił palec u nogi. Ale w Szeged zagrał, choć nie mógł skakać, więc nie było mowy o ataku. W obronie dał z siebie wszystko. Igor Karacić z urazem zmaga się już od listopada, nie jest w formie, ale w każdym spotkaniu walczy jak lew. Michał Olejniczak skręcił kostkę na mistrzostwach świata, ale teraz trenuje i daje z siebie wszystko na każdej pozycji, na której w różnych sytuacjach musi wystąpić. Dani od czasu zderzenia z rywalem w meczu w Puławach ma problem z barkiem, ale robi, co może, by pomóc nam chociaż w obronie. Z kolei Alex wrócił z Egiptu z urazem dłoni, a przez długi czas z kontuzją zmagał się Krzysztof Lijewski.
- Każdy nasz zawodnik jest niesamowicie zmęczony. Gdy jedni są kontuzjowani, inni robią wszystko, by ich zastąpić. Zaciskamy zęby i walczymy. Chciałbym jednak, by wszyscy pamiętali, że sportowcy to nie maszyny. To też ludzie. Chciałbym, by kibice w Kielcach i całej Polsce byli z nich dumni - podkreśla Talant Dujszebajew.
fot: Patryk Ptak
Wasze komentarze