Do tanga trzeba dwojga. Korona to porażka biznesowa państwa Hundsdorferów
To będą najważniejsze dni w historii Korony Kielce. W piątek poznaliśmy stanowisko rodziny Hundsdorferów, która chce wycofać się z klubu. Ofertę przejęcia akcji otrzymało miasto. Co dalej z Koroną Kielce, jakie są możliwe scenariusze, w co grają Niemcy i dlaczego wszystko to odbywa się na półtora tygodnia przed zakończeniem procesu licencyjnego i przystąpieniem do rozgrywek? O tym mówi Paweł Gągorowski - członek Rady Nadzorczej Korony Kielce z ramienia miasta.
- Nie wyobrażam sobie, że ktoś włoży w Koronę chociażby złotówkę, nie znając jej sytuacji finansowej. Nie chciałbym, aby za decyzje biznesowe, finansowe, czy kadrowe byli obciążeni mieszkańcy Kielc, kibice i władze miasta - przyznaje adwokat w rozmowie z naszym portalem.
W piątek poznaliśmy stanowisko akcjonariuszy Korony Kielce. Czy po spotkaniu z radnymi czuje się pan chociaż trochę spokojny o przyszłość klubu, czy wręcz przeciwnie?
Paweł Gągorowski (przedstawiciel miasta w Radzie Nadzorczej Korony Kielce): - W tym momencie przygotowywane są tłumaczenia pisma, jakie państwo Hundsdorfer skierowali do prezydenta Kielc. To ważne, bo terminy finansowe i ekonomiczne bywają czasami rozbieżne i musimy mieć co do nich stuprocentową pewność. W kolejnym tygodniu ma dojść do następnych spotkań. 4 sierpnia jest Walne Zgromadzenie i do tego czasu może się wszystko zdarzyć. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Równie dobrze mogę przyjąć taką teorię, że panowie Hundsdorfer pojawią się jednak na Walnym i zmienią swoje zdanie. Nie wiem, czy to ich ostateczne stanowisko, czy nie. Na razie jesteśmy na etapie wysyłania maili, które jeszcze trzeba tłumaczyć, żeby nie było nieporozumień...
4 sierpnia jest Walne Zgromadzenie, a dzień później upływa termin złożenia do Komisji Licencyjnej aktualnej prognozy finansowej. Nie obawia się pan, że to za mało czasu, aby podjąć tak ważne decyzje dotyczące przyszłości klubu?
- Lubię rozmawiać o rzeczach, na które mam wpływ. Proszę pamiętać, że jestem jednym z trzech członków Rady Nadzorczej. Prezydent Bogdan Wenta ma 28% akcji klubu i samodzielnie nic nie może zrobić. Zarząd nie był wybierany ani przeze mnie, ani przez prezydenta. Do tanga trzeba dwojga. Jeśli nie będzie sytuacji, w której będziemy jasno znali ostateczne stanowisko państwa Hundsdorferów, to nic nie zrobimy. Podkreślam - ostateczne, ale też realne. Mogą sobie przecież zażyczyć 50 mln zł, ale skąd te pieniądze wziąć? Kto miałby za to zapłacić? Oni mają swoje oczekiwania, ale pozostaje pytanie, kto miałby być tym inwestorem. Aby miasto przejęło akcje państwa Hundsdorferów, potrzebna jest zgoda rady miasta. Nie mam pojęcia, jakie kwoty wchodziłyby w ogóle w grę. Na razie ta dyskusja ma znamiona rozpoczęcia tematu.
Państwo Hundsdorferowie chcieliby odzyskać pieniądze, jakie zainwestowali w Koronę Kielce? W mailu do prezydenta mówią o 20 mln złotych…
- To ja mam pytanie. Jeśli padła kwota 20 mln złotych, to chciałbym wiedzieć od kogo i ile miałoby odzyskać miasto. Ono także dawało Koronie pieniądze. Dziś nie ma mowy o żadnych sentymentach. W grę wchodzą bardzo poważne pieniądze i miasto również dużo inwestowało w klub. Państwo Hundsdoferowie nie chcieliby stracić, a chcieliby się klubu pozbyć. Rozumiem sytuację, w której Niemcy i my znajdujemy razem inwestora. Przykład - klub chce kupić ktoś z Senegalu. Proszę zadać sobie pytanie, czy ktoś zapłaci tyle, aby i miasto i Niemcy odzyskali swoje pieniądze? Ja bym to traktował raczej w kategoriach porażki biznesowej. Nikt tych pieniędzy nie odzyska tak, jakby sobie wyobrażał.
Wiceprezes Marek Paprocki sam nie potrafił dokładnie wskazać, skąd wzięło się te 20 mln złotych. Wyliczał, że chodzi o zakup akcji, pożyczki, podniesienia kapitału.
- Chciałbym po pierwsze wiedzieć, co to jest za inwestowanie. Ja pod tym pojęciem rozumiem wkład finansowy, na skutek którego albo się zarabia, albo się traci. Jeśli natomiast słyszę, że pożyczka to jest to samo, co inwestycja… Ja mogę oczywiście swoje pieniądze inwestować, pożyczając je komuś na procent, ale to nie jest inwestowanie w mój biznes. To pożyczanie komuś, kto inwestuje je w swoje interesy. A czy zarobi, czy straci, to już jest jego sprawa. Dziś wszystko można powiedzieć i napisać. Rozmawiajmy o realiach.
Czy jest zatem realna szansa, aby miasto odkupiło od państwa Hundsdorferów akcje klubu?
- To nie jest pytanie do mnie, nawet nie do prezydenta Wenty. W moim przekonaniu to pytanie do radnych, którzy ostatecznie głosują nad budżetem i decydują nad finansowaniem różnych rzeczy w mieście - szkół, dróg, śmieci itp.. Teraz musieliby wybrać priorytety, aby zmodyfikować plany budżetowe miasta. Dzisiaj każdy może mieć inne zdanie na ten temat. Jeśli w ogóle będzie taki kierunek - bo na dzień dzisiejszy nie możemy w ogóle założyć, że pomysł przejęcia klubu przez miasto będzie - radni będą musieli się kolegialnie nad tym pochylić. W radzie miasta są starcia i różne pomysły.
Pan przez wiele miesięcy starał się o zrobienie w klubie audytu, ale pomysł był odrzucany przez Niemców. Dziś na audyt nie ma już czasu. Czy to w ogóle realne, aby jakiś inwestor wyłożył na klub pieniądze “w ciemno”?
- Trudno mi wypowiadać się na temat inwestora. Słyszałem o dwóch, którzy byli zainteresowani Koroną Kielce. Mówili o tym też sami Niemcy, ale dziś ich już nie ma. Może dziś pojawili się kolejni, którzy mogą mieć zaufanie do Hundsdorferów? Tego nie wiemy. Jeśli w warunkach rynkowych ktoś chce wejść do klubu, to robi bardzo poważne analizy finansowe i ekonomiczne, podchodzi do sprawy biznesowo. Sam brałem udziału w takich rzeczach. Na dziś nie wyobrażam sobie, że ktoś wrzuci w ten klub choćby złotówkę, nie znając jego prawdziwej sytuacji finansowej. To nie jest jednak tak, że ktoś komuś zapłaci złotówkę. W tym przypadku istnieją również zobowiązania wymagalne. Trzeba je dodatkowo liczyć. Sumarycznie to może być 10 milionów i 1 zł. A może 20 milionów i 1 zł.
Czy miasto mogłoby kupić akcje w “ciemno”, ale jednocześnie starać się w dłuższej perspektywie znaleźć inwestora, który odkupiłby je na tych samych zasadach, nic nie tracąc? Mówimy o półtora tygodnia czasu. Tu nie ma czasu na podjęcie decyzji.
- I to jest kuriozalne. O tym, że nie będzie podwyższony kapitał dowiadujemy się kilka tygodni przed startem ligi. Przez ostatnie pół roku dostawaliśmy zapewnienia, że kapitał będzie podniesiony. Była kwestia pandemii, końcówki sezonu. Dzisiaj się okazuje, że mamy sytuację, w której trzeba wychodzić za tydzień na boisko, a my nie mamy zabezpieczonych kontraktów z zawodnikami i trenerami. To jest niebywałe . Jeśli jest się uczciwym, od razu wcześniej mówi się o swoich planach. Nie wyobrażam sobie, aby mój partner z dnia na dzień powiedział mi “adios, wyjeżdżam”.
Realne jest na przykład odkupienie akcji przez grupę lokalnych inwestorów?
- Był kiedyś taki pomysł. Kilku znaczących, lokalnych przedsiębiorców chciało w klub zainwestować. Proszę jednak pamiętać, że wtedy Korona grała w Ekstraklasie, a dziś mamy pierwszą ligę. To mniejszy prestiż, promocja i mniejsze wpływy finansowe - brak wpływów z Canal+, ograniczone od sponsorów. Powiem szczerze - ja bym bardzo chciał, ale to jest biznes, to są pieniądze. Tutaj nie ma sentymentów.
Może główni sponsorzy - Suzuki i Lewiatan mogliby w takiej sytuacji odegrać ważną rolę?
- Nie sądzę. Nie chciałbym tu przesądzać, ale to są firmy, które rządzą się swoimi prawami i mają swoich właścicieli. Suzuki to potentat światowy. Z tego, co wiem, to nie prowadzą polityki zakupu klubów, więc to raczej nie wchodzi w grę. W przypadku Lewiatana podobnie. Myślę, że tutaj musiałby znaleźć się ktoś, kogo wielką pasją jest piłka nożna.
Skąd w ogóle taka nagła zmiana decyzji państwa Hundsdorferów? Raptem dwa tygodnie temu przekonywali wszystkich, że dalej chcą w Koronę Kielce inwestować i być z nią w pierwszej lidze…
- Być może w toku tej pandemii, która była trudna dla wielu przedsiębiorców na całym świecie, pojawiły się jakieś oznaki, że będzie im trudno finansować Koronę? Może to było nagłą przyczyną na zmianę tej decyzji. Być może są też inne, ale to tylko moje dywagacje. Proszę pamiętać, że prezydent Wenta chciał podwyższyć kapitał jeszcze przed pandemią, a oni już wtedy nie chcieli tego zrobić. Już wtedy budziło to moje wątpliwości, co może się dalej wydarzyć. Teraz zostało to potwierdzone. Mocno zdziwiło mnie oświadczenie, jakie padło z ich strony dwa tygodnie temu. Przekonywali, że dalej będą finansować klub. Gdyby rzeczywiście tak chcieli, to podwyższyliby kapitał wcześniej, bo wiedzieli, kiedy zaczyna się liga.
Prezes Krzysztof Zając tłumaczył, że wycofują się z klubu pod presją kibiców, którzy wywierali na nich duży nacisk. Została przekroczona granica?
- Ja się z takimi stwierdzeniami nie zgadzam. Nie chciałbym, aby za decyzje biznesowe, finansowe, czy kadrowe byli obciążeni mieszkańcy Kielc, kibice i władze miasta. W sporcie jest tak, że gdy są sukcesy, to ludzie są w stanie nosić na rękach. Każdy, wchodząc w biznes sportowy, liczy się z tym, że albo będzie wygrywał, albo przegrywał. Kazimierz Górski mówił, że bramki są dwie, jedna piłka i gra się do końca. Mówienie dzisiaj, że kibic się obraził i pisał różne rzeczy, to żadne tłumaczenie.
Mam oczywiście na myśli normalnych kibiców. Zawsze znajdą się hejterzy, którzy przekraczają granice. Nie można jednak tak mówić o mieszkańcach, kibicach klubu - nawet jeśli dostaje się dziesięć, czy dwadzieścia maili. Fanatyczni kibice są i w Kielcach, i w Barcelonie, i w Chelsea. Być może trzeba było podejmować szybsze, bardziej trafne decyzje, a nie dziś szukać kozła ofiarnego w kibicach. Nie zgadzam się na tego typu rzeczy. Sam jestem kibicem. Ludzie mogli pisać różne rzeczy, ale wchodząc w biznes sportowy, trzeba było się tego spodziewać, że fani mogą być niezadowoleni.
Jak doszło do tego, że klub kończy sezon ze stratą 4,5 mln złotych i ma blisko 12 mln zł długów?
- Dla mnie sprawa jest oczywista i jest nią kwestia wyników sportowych. Gdyby one były lepsze już w poprzednim sezonie - a byliśmy karmieni nawet tym, że Korona może zagrać o europejskie puchary - to byłoby inaczej, przełożyłby się też na zaangażowanie sponsorów. Wyniki sportowe pikowały w dół, więc trudno wymagać, aby znaleźli się kolejni sponsorzy, którzy chcieliby wchodzić w klub. W kolejnej rundzie mieliśmy jeszcze nadzieję, że uda się to naprawić, przyszedł trener Bartoszek. Okazało się, że środków brakuje, finansowanie słabnie. Spadek wszystko pogrzebał. Wynik sportowy determinuje finanse.
A nie ma pan wrażenia, że Korona żyła ponad przepych, a pieniądze wychodziły z klubu czasami nie tak, jak powinny?
- Nie zgodzę się. Były pełne kontrole, nałożone limity na środki przeznaczane na kontrakty dla piłkarzy. Podobnie z wydatkami dla menedżerów. Uważam, że problem był inny - nie zdecydowano się zatrudnić trzech jakościowych zawodników za konkretne pieniądze, a robiono zaciąg dziesięciu, czy dwudziestu kiepskich i myślano, że któryś z nich odegra ważną rolę i się przeliczono. Do tego kiepskie umowy zostały podpisane też z Cebulą, Gardawskim. Oni dziś odchodzą z klubu za darmo.
Punktem zapalnym w relacjach właścicielskich było zawiadomienie prokuratury? Prezes Krzysztof Zając twierdzi, że była w nim mowa o wyprowadzeniu przez Niemców z klubu 2,5 mln złotych, jakie były przeznaczone na promocję poprzez sport. Zdaniem prezydenta w zawiadomieniu w ogóle nie pojawia się nazwisko Hundsdorferów, a sprawa dotyczy nieprawidłowości związanych ze sprzedażą klubu panu Burdenskiemu. Gdzie leży prawda?
- Ja mogę powiedzieć w tym temacie tylko dwa zdania. Jest tajemnica postępowania karnego i nie będę się wypowiadał, bo nie znam szczegółów na tyle, aby mówić o tym medialnie. Jeśli natomiast to faktycznie byłby powód, dla którego państwo Hundsdorfer wycofują się z Korony, to powinni o tym powiedzieć w grudniu. Wtedy były pierwsze próby podwyższenia kapitału. Trzeba było to powiedzieć w zimie - żegnamy się, nie mamy do was zaufania. Gdyby tak się stało, mielibyśmy pół roku na szukanie inwestora. Przypomnę, że słyszeliśmy o tym, że tacy się pojawiali.
W biznesie nie ma sentymentów. Mówienie dzisiaj o tym, co zaistniało rok temu, to dla mnie niepoważne. Trudno mi w tym temacie nie popierać prezydenta. Znam sprawę i mogę powiedzieć tyle, aby nie zdradzać wielkich tajemnic - sprawa praktycznie nie dotyczy państwa Hundsdorferów.
Z jakimi nadziejami czeka pan na nadchodzący tydzień? Na wtorek zaplanowano kolejne spotkanie prezydenta z radnymi.
- Wierzę, że niezależnie, w jakiej lidze będzie Korona, to będzie grała i będziemy dawać możliwość ogrywania się młodzieży i dzieciakom. To będzie zalążek tego, żeby Korona wróciła do Ekstraklasy. Chciałbym, aby klub był w pełni prywatny i brał odpowiedzialność za decyzje. Aby nie było przerzucania się odpowiedzialnością, że ktoś z miasta coś źle zrobił i to jego wina.
Na koniec przypomnę jedną rzecz. W Koronie nie biorę żadnego wynagrodzenia. Pracuję w Radzie Nadzorczej za 0 zł i na dobrą sprawę to ja przez ostatni rok komunikowałem dziennikarzom i kibicom, co działo się w klubie. Z nikim innym nie mieliście kontaktu.
Rozmawiał: Mateusz Kaleta
fot: Urząd Miasta Kielce
Wasze komentarze
- Wierzę, że niezależnie, w jakiej lidze będzie Korona, to będzie grała i będziemy dawać możliwość ogrywania się młodzieży i dzieciakom".
Oni już wiedzą, w której lidze zacznie grać Korona….
Paweł Gągorowski - Wiceprezes Rady Nadzorczej
Andreas Hundsdörfer – Członek Rady Nadzorczej
Mark Hundsdörfer – Członek Rady Nadzorczej
Dlaczego większościowy właściciel nie chce mieć nic wspólnego z Wentą i uważa go za niepoważnego i nieodpowiedzialnego?
Czy Koronę dało się uratować?
O tym wszystkim przeczytacie w poniższym wpisie.
Drodzy czytelnicy.
W przestrzeni publicznej krąży wiele nieprawdziwych informacji, przypuszczeń, plotek. My więc dotarliśmy do źródeł, rzuciliśmy okiem na dokumenty, przepytaliśmy uczestników spotkań, i…śmiemy postawić tezę, że za upadek Korony, w największym stopniu, ponosi winę nieodpowiedzialna postawa władz miasta i prezydenta Bogdana Wenty.
Jak do tego doszło?
Rodzina Hundsdörferów przejęła Koronę w październiku 2018 roku. Od początku deklarowali duże wsparcie. W pierwszej wersji zaproponowali wsparcie klubu na poziomie 12 mln (oni ok. 9 mln, resztę władze miasta jako mniejszościowy udziałowiec).
Władze miasta stwierdziły, że to za dużo i poprosiły o to, by zmniejszyć tę 12 milionową kwotę do mniejszej, ok. 5 mln (wówczas miasto dopłaca 1,43 mln, a druga strona 3,67 mln)
W marcu 2019 roku zostały ustalone szczegóły i prezydent podczas osobistego spotkania zobowiązał się, że niezwłocznie skieruje projekt uchwały pod obrady Rady Miasta.
Przypominamy – w marcu 2019 roku jest zapewnienie prezydenta Wenta, że projekt uchwały trafi NIEZWŁOCZNIE pod obrady Rady.
Wiecie kiedy trafił? W grudniu 2019 roku. Dziewięć miesięcy później.
W międzyczasie Hundsdörferowie WIELOKROTNIE próbowali się skontaktować z prezydentem Wentą. W końcu, po wielu monitach, do spotkania doszło po wakacjach 2019 roku. Po pół roku.
Gdzie znów prezydent Wenta obiecuje, że uchwała trafi niezwłocznie pod obrady.
Mijają kolejne miesiące. I nic. Hundsdörferowie znów wielokrotnie odbijają się od drzwi.
Kuriozum jest sytuacja, gdzie Dirk Hundsdörfer przylatuje do Polski specjalnie na spotkanie z prezydentem, gdzie zaprzysiężono na wszystkie świętości, że do spotkania dojdzie i…na 15 minut przed spotkaniem dowiaduje się, że…Wenta odwołuje spotkanie.
Albo inna sytuacja, gdy większościowy udziałowiec prosi prezydenta Wentę o wizytówkę i nr telefonu, a ten mówi, że nie da. Bo nie.
I znów kolejne tygodnie. Bez rozmowy, odpowiedzi na próby kontaktu, nic.
W tle tli się konflikt między ówczesną prawą ręką prezydenta Danutą Papaj, a skłóconym z nią, bliskim prezydentowi przedstawicielem władz miasta w klubie, adwokatem Pawłem Gągorowskim.
Gdzie wręcz, na prośbę Danuty Papaj, większościowy udziałowiec wnosi o usunięcie Pawła Gągorowskiego, ale ten, po złożeniu wniosku, wraca z pismem prezydenta, że... prezydent bez Niego nie wyobraża sobie działalności klubu.
Kabaret!
A czas leci.
W końcu – jest! Listopad 2019. Prezydent Wenta składa w końcu wniosek…Ale...zaraz. Jest to wniosek do…prokuratury.
O możliwych nieprawidłowościach w czasie przejmowania klubu.
Rodzina Hundsdörferów dowiaduje się o nim…z gazet. Bo władze miasta nawet nie pofatygowały się, żeby zawiadomić większościowego udziałowca o tym fakcie.
Wyobrażamy sobie wkurzenie tych gości.
A kiedy wniosek do Rady Miasta trafia pod jej obrady? W grudniu 2019 roku.
Dziewięć miesięcy po tym jak prezydent Wenta obiecał jej niezwłoczne skierowanie pod obrady.
Czy można się więc dziwić, że rodzina Hundsdörferów ma dosyć?
Kto chce – może wszystko sprawdzić. Są protokoły i zapisy notarialne z ustaleń na Walnych Zgromadzeniach. W spotkaniu z marca 2020 roku z Dirkiem Hundsdörferem, gdzie opowiadał o kulisach (braku) współpracy z prezydentem Wentą uczestniczyli m.in. radni wszystkich klubów radnych, szef Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnego Mirosław Malinowski oraz ksiądz kapelan Korony Krzysztof Banasik, więc można ich zapytać.
Wniosek o odwołanie Gągorowskiego jest również wśród tych dokumentów.
Czy Koronę można było uratować?
Naszym zdaniem – tak. Ale jeśli jedna strona zachowuje się jak gówniarzeria w krótkich spodenkach, nie potrafi nawet głupiego spotkania zorganizować, nie umie dotrzymać składanych obietnic, to…czy można się dziwić, że w końcu druga strona ma dość?
Przy całym szacunku – to chyba prezydentowi Kielc powinno bardziej zależeć na dobrze tak ważnego dla wielu jego mieszkańców klubu niż gościowi z obcego kraju.
Dla którego owszem, on pewnie też jest ważny, ale gdy ma się majątek warty setki milionów euro, zarządza interesami na całym świecie, to taka inwestycja stanowi promil działalności.
A tu jeszcze z nią głównie same problemy. Mniejszościowy udziałowiec Cię totalnie olewa, nie dotrzymuje złożonych obietnic, chodzi po prokuraturach, wygaduje różne rzeczy do mediów.
W efekcie – mamy to co mamy.
My, w Stowarzyszeniu mamy jeszcze jedną refleksję.
Wyobrażamy sobie co taki gość – olewany, źle traktowany, straszony sądami, opowiada swoim znajomym milionerom o Kielcach np. podczas nart w Alpach. Czy wakacji na innych Seszelach.
Jaka wieść się rozchodzi wśród potencjalnych inwestorów? Ilu z nich, słysząc gdzieś potem słowo Kielce – zawróci i powie: To dobre miejsce do tego, bym zainwestował tu swoje pieniądze?
W klub czy w fabrykę dającą miejsca pracy…
I tego nam, cholera, najbardziej żal.
Wpis ze strony Przyjazne Kielce, 21.07.2020.
Teraz się obudził, wszystko co przedstawił Paprotka to członek Rady z ramienia miasta powinien wiedzieć i na bieżąco referować Miastu w tym Radzie Miasta.
Super ze są komentarze, ze dowiadujemy się o tylu rzeczach z tych wpisów, jesteśmy w momencie w którym nie ma co mówić ten to ten tamto, chociaż jestem załamany podejściem naszego prezydenta do sprawy( teraz wielce będzie walczył i bronił klubu -tylko trochę za późno, można było wiele rzeczy załatwić ogarnąć dawno temu, Prezydent niby teraz chce pokazać ze dla niego KORONA jest ważna). Oglądałem dzisiejsze spotkanie i tak się zastanawiałem czy osoby w nim uczestniczące ( oprócz Pana Marka) wiedza jak funkcjonują spółki, mniejsza oto spotkanie nic nie dające, może oprócz tego ze Pan Paprocki wie o czym mówi. Niestety jesteśmy w sytuacji patowej, zależnej od właścicieli większościowych, ale dopóki piłka w grze zapewne da się coś wymyślic ( mam nadzieje). Szkoda Rych lat inwestowania w młodzież bo pierwsza drużyna ( bez komentarza, każdy mógł ja stworzyć za kasę) Szkoda trenera który jest mega za klubem i piłkarzy którzy tez maja klub w sercu. Teraz jest moment w którym WSZYSCY ale to wszyscy powinni zrobić coś dobrego dla klubu( kibice frekwencja na stadionie, przykład z Łodzi tzn jeśli chodzi o frekwencję) Obyśmy znaleźli kogoś tzn sponsor dla którego KLUB będzie znaczył tyle co dla np. Pana Bartoszka, czy Pana Kiełba czy tez Pana Paprockiego. Liczę ze damy radę, ale z perspektywy czysto biznesowego niestety aż tak kolorowo tego nie widzę
Nie dajcie urabiać w te niemieckie kłamstwa. Wenta nie ma swoich pieniędzy na dawanie.Pieniądze są z podatku, a budżet głosuje się w grudniu, anie kiedy Niemcowi pasuje. Wenta obiecał, że da pod głosowanie i dał wtedy, gdy był planowany budżet na nowy rok, inaczej trzeba zamknąć szpital, przedszkola, żeby zaoszczędzić pieniądze w budżecie.dla Niemca. Teraz żenujący szkopy chcą odwracać kota ogonen, gdy dofinasowanie zostało przegłosowane. Przypomnę od grudnia bełkotali, że będą podwyższać kapitał zakładowy, kłamali i kombinowali zamiast otwarcie powiedzieć, że nie, bo im partner nie odpowiada.