Trzymam kciuki za Koronę, ale dopiero od soboty. Na boisku nie będzie sentymentów
To będzie wyjątakowe spotkanie dla dwóch symboli "Koroniarskiego charakteru". Piast Gliwice przyjeżdża na Suzuki Arenę już w piątek, a wraz z nim byli zawodnicy i kapitanowie Korony Kielce - Bartosz Rymaniak i Piotr Malarczyk. O ile "Malar" do Kielc w barwach innych drużyn wracał już nie raz, o tyle dla "Rymana" będzie to pierwszy powrót po odejściu latem 2019.
Obaj wracają do Kielc po jedenastu miesiącach i są niekwestionowaną elitą pod względem występów w Koronie. "Malar" rozegrał w niej 155 meczów, a "Ryman" 117. W Piaście zdecydowanie lepiej wiedzie się wychowankowi Kani Gostyń. Przez długi czas był podstawowym zawodnikiem "Piastunek" i rozegrał w tym sezonie 21 meczów. Malarczyk jest głównie rezerwowym i ma na swoim koncie 11 spotkań, które rozegrał na jesieni. Na wiosnę tylko trzy razy usiadł na ławce rezerwowych.
Mistrzowie Polski zanotowali świetne otwarcie w pierwszym meczu po restarcie rozgrywek. Piast rozgromił na swoim stadionie 4:0 Wisłę Kraków, ale w składzie zabrało byłych Koroniarzy. Teraz obaj czekają na powrót do "jedenastki".
Przed piątkowym meczem porozmawialiśmy chwilę z Bartoszem Rymaniakiem, dla którego będzie to pierwszy powrót na stadion, na którym spędził trzy i pół roku. Choć będzie to miła wizyta, zapowiada wprost: - Sentymentu dla byłych kolegów nie będzie.
W piątek po raz pierwszy od odejścia z Korony Kielce wróci pan na Ściegiennego 8. Jest sentyment, czy to po prostu kolejne spotkanie w lidze?
Bartosz Rymaniak (obrońca Piasta Gliwice): - Na pewno sentyment jest duży, bo wracam do Kielc, gdzie spędziłem najlepszy okres w mojej przygodzie z piłką. Fajnie będzie znów wrócić na stadion i zobaczyć znajomych. Szkoda tylko, że mecz jest bez kibiców, bo to pewno byłoby dodatkowym smaczkiem. Kibicuję Koronie przed telewizorem i w innych spotkaniach, ale piłka jest taka, że na zielonym boisku sentymentów dla byłych kolegów nie ma.
Do Kielc wróci pan razem z Piotrem Malarczykiem, wychowankiem Korony. Rozmawiacie o tym?
- Często dyskutujemy o meczach i sytuacji Korony. Analizujemy, gdy gra z kimś innym, śledzimy mecze. Temat Korony przewija się między nami, ale stricte o piątkowym meczu nie rozmawialiśmy.
Teraz Koronę znów prowadzi dobrze panu znany trener Maciej Bartoszek.
- Korona potrzebowała takiego pozytywnego bodźca w postaci trenera z charyzmą i pozytywnym nastawieniem, które potrafi przekazać zespołowi. To widać od momentu powrotu trenera Bartoszka do Kielc. Dowiadując się, że trener zostaje ponownie zatrudniony przy Ściegiennego, poczułem, że ta Korona naprawdę może się utrzymać. Teraz te szanse wzrastają z każdym meczem. Trzymam kciuki za Koronę, ale dopiero od soboty.
W pierwszej kolejce po restarcie rozgrywek obie drużyny pokazały siłę ognia z przodu. W piątek też spodziewa się pan takiej wymiany ciosów?
- Na pewno Korona będzie chciała ruszyć na nas od samego początku wysokim pressingiem. Wszyscy znamy styl trenera Bartoszka i w meczach u siebie pierwsze minuty zawsze były agresywne. Teraz musimy się temu przeciwstawić i zagrać swój mecz. Nie możemy czekać na to, co zrobi Korona, tylko od pierwszych minut mieć to spotkanie pod swoją kontrolą. To będzie najważniejsze. Pamiętam, że zawsze kiedy grałem w Kielcach, to nie miało znaczenia, kto przyjeżdża. Im lepszy rywal, tym większa była mobilizacja od samego początku. Innym zespołom zawsze ciężko się gra przy Ściegiennego, ale my musimy patrzeć przede wszystkim na nasze cele i założenia. Wydaje mi się, że mamy na tyle dobry zespół, że uda nam się wygrać w Kielcach.
W ostatnim meczu z Wisłą Kraków zabrakło pana na boisku, ale wcześniej był pan podstawowym zawodnikiem. Liczy pan na powrót do "jedenastki" na mecz z Koroną?
- W Gliwicach jest duża rotacja w składzie, a teraz intensywność meczów wzrasta i trener na pewno będzie rotował. Zobaczymy, czy pokusi się o jakieś zmiany już w najbliższym meczu. Mówi się, że zwycięskiego składu się nie zmienia, więc jeśli tak się stanie, to będę gotowy na ławce i spokojnie będę czekał na swoją szansę.
A pewnie miło byłoby zagrać na terenie byłego klubu. Szczególnie, że w pierwszym meczu "ukuł" pan Koronę, dając asystę przy trafieniu Jorge Felixa. Piast wygrał 1:0.
- Na pewno chciałbym zagrać w Kielcach, ale to są decyzje trenera, więc zobaczymy, czy tak się stanie. Ja pod żadnym kątem się nie obrażam, nie załamuję, bo wiem, że jeśli dostanę szansę, to zrobię wszystko, aby w tym składzie pozostać na dłużej. Na razie ciężko ocenić formę. Nie grałem jeszcze w meczu o stawkę, a chłopaki, którzy grali z Wisłą, poczuli już smak piłki po takiej długiej przerwie. Ja na razie musiałem zadowolić się treningami. Trenerzy zrobili wszystko i dobrze nas przygotowali, abyśmy nie czuli, że ta rozłąka z piłką była tak długa.
Zaczęliście z wysokiego "C", jesteście wiceliderem. W Gliwicach głośno mówi się o powtórzeniu sukcesu z poprzedniego sezonu i mistrzostwie Polski?
- Na pewno fajnie byłoby zdobyć wysokie miejsce po zeszłorocznym mistrzostwie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że to byłaby duża sztuka, aby stanąć w tym sezonie na podium, ale o takich dalekobieżnych planach nie rozmawiamy. Skupiamy się na każdym kolejnym spotkaniu. Jeśli tydzień po tygodniu będziemy wychodzić na boisko tak, jakby to był nasz ostatni mecz o mistrzostwo Polski, to mam nadzieję, że tych punktów zdobędziemy tyle, że to da nam fajną pozycję na koniec sezonu.
A Korona? Utrzyma się w lidze?
- Myślę, że tak. Wierzę w to i trzymam za drużynę kciuki.
Rozmawiał: Mateusz Kaleta
fot: Paula Duda